Marcin Olak Poczytalny - Jaka piękna rozmowa!
Lubię myśleć o jazzie nie jak o gatunku muzycznym, lecz jak o języku. Metoda improwizacji w jazzie jest przecież tak precyzyjnie opisana, że muzycy, którzy nigdy ze sobą nie grali, mogą bez trudu porozumieć się w obrębie wykonywanego utworu bez naruszania raz przyjętej konwencji. Mamy uzgodnione słownictwo – akordy, skale, pasaże – składnię i reguły budowania improwizacji. Mamy nawet swoją literaturę, kanoniczne płyty znane i szanowane przez miłośników jazzu na całym świecie.
Jazz, jak każdy język, narzuca pewne ograniczenia. Oczywiście, można te ramy rozsadzić – ale czy to zawsze ma sens? Czytam właśnie „Dziennik” Gombrowicza – trudno o mocniej wyrażony sprzeciw wobec ram i norm. Ale, co ciekawe, ten kanoniczny wręcz antyformalista pisze piękną polszczyzną – ba, posługuje się językiem ze swobodą mistrza, do granic możliwości nasycając słowa treścią.
I tu dochodzę do płyty. Ukazała się już jakiś czas temu, w zeszłym roku. Spodziewałem się, że będzie bardziej dostrzeżona, mocniej komentowana. A tymczasem nie, nie tak bardzo, przeszła prawie bez echa. Charlie Haden i Brad Mehldau, „Long Ago And Far Away”.
To płyta koncertowa, nagrana w 2007 podczas festiwalu Enjoy Jazz. Muzycy zagrali standardy. W duecie. Trudno o sytuację bardziej stonowaną i kameralną. I idiomatyczną – przypominam, słuchamy standardów. Nie znajdziemy tu fajerwerków, to nie jest w żaden sposób spektakularne. Nie musi być. Siła tej muzyki polega bowiem na czymś zupełnie innym.
Słuchając tego albumu mam wrażenie, że słucham rozmowy mistrzów języka, erudytów i gawędziarzy. Nie wiem, jak często Mehldau i Haden grywali wcześniej – na „Long Ago And Far Away” rozumieją się znakomicie. Bawią się konwencją, wspaniale się dogadują, grają po prostu pięknie. Czy ta płyta jest w jakikolwiek sposób odkrywcza? Chyba nie, ale w taki sposób, jak odkrywcza nie jest choćby poezja ks. Jana Twardowskiego. Nie rozsadza formy, nie zmienia definicji języka, nie tworzy nowej gramatyki czy słownictwa. Ale za to jaką to niesie treść, jaka w tym jest dojrzałość! Ramy, w obrębie których obaj panowie pozostają, wydają się im służyć. Zamiast zmieniać formę, nasycają ją treścią. Do granic możliwości.
Słucham tego albumu już któryś raz. Ta muzyka domaga się ode mnie skupienia, wsłuchania; tylko tak mogę docenić kunszt obu rozmówców. I, choć mam wrażenie, że ta płyta nie zmieni mojego sposobu myślenia o muzyce, to i tak do niej wracam. Dla przyjemności słuchania tak pięknej rozmowy.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.