Będąc młodym jazzmanem - spotkanie z Pawłem Kaczmarczykiem
Paweł Kaczmarczyk, jedna z najjaśniejszych, młodych gwiazd na naszym jazzowym firmamencie, przebojem wdarł się na jazzowe salony wydaną w 2009 w prestiżowym, niemieckim wydawnictwie ACT płytą „Complexity In Simplicity”. Był to rzadki przypadek, gdy uznanie krytyków spotkało się z entuzjazmem publiczności, a artysta został doceniony otrzymując liczne i ważne nagrody. Za tym poszły koncerty, tak w kraju jak za granicą, deszcz wywiadów w radiu, prasie i telewizji, a muzyk okrzyknięty został (słusznie!) nadzieją polskiego jazzu i przykładem w jaki sposób powinna rozwijać się kariera młodego, utalentowanego muzyka. Jakby tego było mało zamiast osiąść na laurach jak to nieraz bywało z wykonawcami, którzy nagle i niespodziewanie osiągnęli sukces, Pawłowi Kaczmarczykowi woda sodowa nie uderzyła do głowy, lecz, podobnie jak przedtem, pozostał skromny, otwarty i autentyczny, a przede wszystkim zabrał się do jeszcze cięższej pracy.
Minęło lato, przyszła jesień i na początku września spotkałem się z Pawłem, który grał na jednym z pięciu fortepianów w projekcie Sławka Jaskułke „Chopin na pięć fortepianów”. Tym razem na początku naszej rozmowy Paweł podzielił się ze mną informacją, która sprawi, że wszyscy jego słuchacze będą niepocieszeni – pianista zdecydował się przesunąć o kilka miesięcy sesję nagraniową materiału na jego nową płytę. Zapytany o powód odparł: „To bardzo prozaiczna sprawa. Zawsze pyta się artystów ile oddali muzyce. Ja oddałem swoje wszystkie oszczędności ostatnich lat. Żeby zrobić dobrą muzykę trzeba mieć pieniądze…”. ”A ACT Ci nie pomaga?” – zapytałem. „Czasy się zmieniły, wytwórnie prowadzą tylko suport wydawniczy. Każdy artysta musi kombinować skąd wsiąść kasę na muzyków, na studio nagraniowe, na masę innych rzeczy, mecenasów pojawia się niewielu, zresztą ta sytuacja nie dotyczy nie tylko mnie, jest wielu wybitnych muzyków w Polsce, którzy nie mogą robić swojej wspaniałej muzyki, tylko dlatego, ze ich na to nie stać”.
„Czy są jakieś szanse na zmianę tej sytuacji?” – zapytałem. „Niewielkie. Gramy intensywnie i to nie tylko w Polsce. Na przykład wkrótce zagramy w legendarnym klubie „Porgy and Bess” w Wiedniu, trzy dni później gramy na wielkim festiwalu w Budapeszcie, a następnie gramy w Pradze w prestiżowym klubie „Jazz Dock” i gdyby nie pomoc finansowa instytutów, MSZ i wielu życzliwych ludzi, to te koncerty po prostu by się nie odbyły. Mamy zaproszenie na trasę od szefa sławnego sztokholmskiego klubu „Fasching”, w którym grali wszyscy wielcy poza Milesem i Coltranem. Zgodziliśmy się nawet, żeby samemu zapłacić za samolot, ale brakuje nam na podróże pociągami po tym kraju i żeby wypożyczyć instrumenty na miejscu… Mamy jednak nadzieję, że intensywne koncertowanie, zarówno w Polsce, jak i za granicą pozwoli nam w końcu rozwinąć skrzydła i osiągnąć cel.”
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.