Alegria
Przyznam szczerze, że po sukcesie płyty “Footprints-Live”, z dużym zniecierpliwieniem czekałem na kolejną płytę Wayne’a Shortera. Zastanawiałem się wielokrotnie jaka ona będzie. Czy podniesie zasygnalizowaną wcześniej koncepcję jazzu, precyzyjnie rozplanowanego pomiędzy kunsztowną formą kompozycyjną a wyrafinowaną drobiazgowo przemyślaną improwizacją, czy może objawi jakieś nowe oblicze Shortera – twórcy powracającego do wielkiego jazzu w sposób nad wyraz spektakularny.
Pamiętam jak wsłuchując się w „Footprints – live” oraz doświadczając na żywo muzyki Shortera podczas koncertu na Warsaw Summer Jazz Days imponujący wydawał mi się rozmach, z jakim ten wielki improwizator zakomponował muzyczną przestrzeń znanych przecież kompozycji, z jaką konsekwencją zaplanował role poszczególnych muzyków i z jak cudowną pokorą sam zrezygnował z eksponowania własnej improwizatorskiej wyjątkowości. Na takie gesty stać niewielu, a jeśli nawet to prędko okazuje się, że nie potrafią pozostać takiej koncepcji wiernymi w dłuższej perspektywie.
Biorąc więc do ręki „Alegrię” w naturalny sposób rozbudziły się oczekiwania tym silniejsze, że teraz artysta postanowił poszerzyć tak osobowy, jak i instrumentalny skład towarzyszącej mu formacji. Ucieszyłem się rzecz jasna, że i teraz podstawą zespołu są John Pattitucci – kontrabas, Danilo Perez – fortepian oraz niezrównany perkusista Brian Blade. Poza nimi jednak pojawiło się sporo gości z Bradem Mehldau, Terri Lyne Carrington i Alexem Acuną na czele oraz utkana w sporej mierze z podobnie słynnych postaci (Marcus Rojas, Lew Soloff, Steve Davis, Chris Potter) nowoczesna jazzowa orkiestra.
Jakże wspaniałe jest, kiedy rozbudzone oczekiwania spełniają się w miarę kolejnych odsłuchów płyty. Jakże krzepiącym jest przekonanie, że twórca sławny, wręcz legendarny po raz już nie wiem który, wchodzi na artystyczne wyżyny. „Alegria” jest płytą, której jakość trzeba smakować powoli. Zawiera muzykę pozbawioną efekciarstwa, któremu wielu aranżerów na duże zespoły lubi ulegać. Jest w swej budowie kunsztowna, rozpisana z rozmachem kolorystycznym, ale bez przerysowań. Aż chciałoby się powiedzieć - jest niebezpiecznie bliska kompozytorsko-improwizatorskiemu ideałowi. W swej brzmieniowej palecie zachwyca różnorodnością i budzi respekt wyważeniem muzycznych myśli. Nie przemawia językiem komunałów i uproszczeń, choć przecież wcale nie zawiera utworów stawiających przed słuchaczem nazbyt ostrych wymagań. Tak, to bez wątpienia pozycja warta największych wyróżnień.
1. Sacajawea; 2. Serenata; 3. Vendiendo Alegria; 4. Bachianas Brasileiras No. 5; 5. Angola; 6. Interlude; 7. She Moves Through The Fair; 8. Orbits; 9. 12th Century Carol; 10. Capricorn II
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.