Enter

Autor: 
Kajetan Prochyra
Fire! Orchestra
Wydawca: 
Rune Grammofon
Data wydania: 
30.05.2014
Ocena: 
5
Average: 5 (1 vote)
Skład: 
Mariam Wallentin – voice; Sofia Jernberg – voice; Simon Ohlsson - voice; Goran Kajfes - trumpet; Niklas Barnö – trumpet; Magnus Broo – trumpet; Emil Strandberg - trumpet; Mats Äleklint – trombone; Per Åke Holmlander – tuba; Anna Högberg – alto sax; Mats Gustafsson – tenor sax, conducting; Elin Larsson – tenor sax; Fredrik Ljungkvist – barytone sax, clarinet; Martin Küchen – barytone sax; Christer Bothén – bass clarinet , guimbri; Jonas Kullhammar – bass sax; Andreas Söderström – guitar , lap steel; Sören Runolf – guitar; David Stackenäs – guitar; Martin Hederos – fender rhodes, organ; Sten Sandell – piano, elektronics och voice; Joachim Nordwall – elektronics; Johan Berthling – electric bass; Joel Grip – bass; Dan Berglund - bass; Andreas Werliin – drums; Johan Holmegard – drums; Raymond Strid – drums

Koncertowa płyta Fire! Orchestra była piękna. Studyjna… jest jeszcze lepsza…

Chciałoby się przestać już słodzić temu nieszczęsnemu Matsowi Gustafssonowi, ale cóż zrobić, gdy z ten z każdym krokiem potwierdza, że jest dziś jednym z absolutnie najważniejszych improwizatorów, jazzmenów (?) czy po prostu muzyków na świecie. Wraz ze swym triem Fire! - Johanem Berthlingiem i Andreasem Werliinem - a także wokalistką i autorką teksów Mariam Wallentin sprowadzili on do studia Göteborgu 28 szwedzkich improwizatorów. I wystarczy spojrzeć na ten skład by trochę się wzruszyć i nieco naszym północnym sąsiadom zazdrościć.
Oto rozpościera się przed nami muzyczny horyzont, którego tak okiem jak i uchem zmierzyć naprawdę trudno - od E.S.T. (Dan Berglund), przez Atomic  (Fredrik Ljungkvist i Magnus Broo), Angles Martina Kuchena po Raymonda Strida (Bary Guy New Orchestra) czy Per Åke Holmlandera… A nad tym wszystkim jeszcze trójca wokalistów: wspomniana Mariam Wallentin, Simon Ohisson i pochodząca z Etiopii Sofie Jernberg. No i Mats zawieszonym na szyi tenorem i batutą w ręku.

„Enter” składa się z czterech części. Te zaś, choć nie jest to wyszczególnione na płycie, mają własną, rozbudowaną i doprawdy rozkoszną strukturę. Opowieść zaczyna się gdzieś wświecie popowej alternatywy, jednak do duetu głos-organy zamiast gitar i bębnów dołącza cała paleta instrumentów dętych (13 sztuk), a głosy zamiast w tekście zaczynają szukać ujścia w krzykach i jękach. W sukurs idą im gitary elektryczne po ich dialogu poznajemy motto całej płyty: You’ve got to Exit to Enter and Enter to Exit - musisz wyjść by wejść a w skrajnych przypadkach umrzeć by zobaczyć co jest po drugiej stronie życia.

Druga część suity to ukłon w stronę Beatelsowego „Tommorow Never Knows” i zupełnie rockowy świat prowadzony głosem Simona Ohissona. Zazdrościć mogą tu Orchestrze The Editors czy nawet The Prodigy. Potem następuje chropowata ściana dźwięków, w której dźwięki największych saksofonów mieszają się z przesterami gitar (dokładnie w tym momencie mniej przyzwyczajeni do muzyki wolnej od konwenansów unoszą brew) aż tu nagle… wydarza się chyba moja ulubiona część całej suity „Enter”, pięknie zakomponowany, przywołujący skojarzenia z „Harmos” Barry’ego Guya motyw na instrumenty dęte i perkusyjne - melodyjny, nieoczywisty, urzekający.

I może poprzestańmy na tym w relacjonowaniu albumu „Enter” - niech każdy kolejne jego kręgi odkrywa na własnej skórze. Piękna to jest płyta. Jak mówią sprzedawcy „Instant Classic”. Chciałoby się dla tej muzyki kupić zupełnie nowy sprzęt grający, by po położeniu na czarnym krążku igły, zatrzęsły się ściany i potłukło parę talerzy. A przy tym jest to muzyka przystępna, o wyraźnej strukturze i rozłożonej w czasie dramaturgii. Wszystko to sprawia, że energia powstała w wyniku zderzenia się ze sobą członków orkiestry przenosi się na słuchacza w iście laboratoryjnych, bezstratnych warunkach. Wielką byłoby stratą tej płyty nie mieć!

1. Enter Part One; 2. Enter Part Two; 3. Enter Part Three; 4. Enter Part Four.