Action Jazz
Krótka, zawierająca dziewięć utworów płyta Skandynawów daje energię, która na pewno zimę pomoże przetrwać. Dość niespotykany, jak na nagrania współczesnych "gniewnych" jest fakt, że aż sześć utworów, to kompozycje nie pochodzące od muzyków tria. Wszystkim natomiast, udało się triu nadać swój własny, dość łatwo rozpoznawalny szlif, choć The Thing ma w sumie dwa oblicza. Pierwsze jest, można by rzec, punk-free-jazzowe. I w takim klimacie utrzymana jest większość nagrań, zarówno tych będących coverami zespołów rockowych (Cato Salsa Experience, Ligting Bolt), jak i jazzowe, stare nie-standardy (Yosuke Yamashita), czy też utwory zespołu.
Ostro, często z niemal punkowo właśnie grającą perkusją, saksofonami Gustafssona wyśmienicie wypełniającymi przestrzeń zajmowaną zwykle przez gitary. Zwykle też bardzo krótko i dosadnie. Jak zwykłem pisać w takich okazjach: muzyka, która jeńców nie bierze. Drugie oblicze to muzyka bardziej stonowana, a niekiedy (Broken Shadows Colemana) nawet liryczna. Niemniej jednak "liryzm" czy "stonowanie" w wersji Gustafssona, to głos saksofonu dobywającego się gdzieś z trzewi, zatem i tutaj szczerze odradzam słuchanie przez osoby nieprzyzwyczajone do tego typu dźwięków.
W sumie to "Action Jazz" może się stać przyczynkiem do zastanowienia się nad tym, jak się zmieniła muzyka jazzowa pod wpływem rewolucji punk rockowej lat 70 ubiegłego stulecia, czy późniejsze jego odmiany z hard corem na czele. Nie siląc się na taką całościową ocenę, wtrącę jednak swoją dygresję. Punk rock, a w jeszcze większym stopniu hard core, to była muzyka energii chyba niedostępnej nigdy wcześniej muzyce rockowej. Często proste melodyjki o nieskomplikowanej rytmice posiadały więcej siły, były bliżej "sedna" rocka niż pompatyczne opery mydlane wielkich, ale chyba też i zagubionych gdzieś dinozaurów art rocka.
Wydaje się, że gdy teraz, w latach 90 i obecnie, do gry weszło pokolenie muzyków jazzowych wychowanych między innymi na nagraniach punkowych, ich muzyka stała się może niekiedy bardziej prosta np. w warstwie rytmicznej, albowiem jeszcze w latach 70, czy 80 nikt nie grałby tak prostych, z pozoru, rytmów jak niekiedy ma to miejsce np. w przypadku The Thing. Z drugiej strony jednakże muzycy, którzy połączyli doświadczenia jazzu (najczęściej free, bowiem ten chyba jest najbliższy punkowi/hard core'owi) z muzyką, która często stanowiła tło ich dorastania, są niekiedy w jeszcze większym stopniu niż to było możliwe dotychczas nastawieni na emocjonalny, energetyczny przekaz.
Jazz w ich wydaniu to ognista kula energii i to niezależnie od tego, czy utwór jest szybki niczym TGV, czy też pozornie cichy i spokojny. Jeszcze w latach 70 niewielu muzyków tak grało i raczej są oni bardzo słabo znani. Wychwalając The Thing nie chcę stwierdzić w żadnym stopniu, że muzyka to odkrywcza i jedyna w swoim rodzaju. Natomiast dla mnie spotkanie z nimi, było właśnie jak spotkanie rozpędzonego, wspomnianego tu, TGV. Mgnienie oka i już nie ma. Pozostaje jedynie wielkie zafascynowanie.
1.Sounds Like A Sandwich (Cato Salsa Experience); 2. Chiasma (Yosuke Yamashita); 3. Broken Shadows Ornette Coleman); 4. Ride The Sky (Lighting Bolt); 5. Better Living (The Thing); 6. Danny's Dream (Lars Gullin); 7. The Nut / The Light (Alva Melin); 8. ... Through BBQ (The Thing); 9. Strayhorn (Mats Gustafsson)
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.