The Giant Is Awakened
W Jazzarium padło już kilka słów na temat Horace’a Tapscotta. Nie tyle na ile zasługuje, ale tyle, że można darować sobie większość szczegółów jego biografii. Wiemy już, że to ikona jazzowej sceny lat 60. na Zachodnim Wybrzeżu, wiemy, że był wielkim autorytetem nie tylko dlatego, że tworzył wspaniałą muzykę, ale przede wszystkim, dlatego, że sprawował pieczę na ludźmi i wolał zawsze widzieć najpierw człowieka potem muzyka. Podziwiamy, przynajmniej niektórzy, jego aranżacje na płycie Sonny’ego Crissa „Sonny's Dream (Birth of a New Cool)” będące tak naprawdę pierwszym śladem jego muzycznych talentów oraz orkiestrę, jaką prowadził, właśnie wówczas, na początku lat 60.
Jako lider jednak wcale nie zadebiutował stając na czele dużego ansamblu. Gigant przebudził się w zespole małym. W klasycznym kwintecie, z muzykami wówczas bardzo mało znanymi, ale też będącymi filarami tamtejszej sceny jazzowej. Wśród nich był odkryty przez Tapscotta wielki talent, który później sławą znacznie przegonił swojego mistrza – saksofonista altowy Arthur Blythe w tym debiutujący na rynku fonograficznym. Pozostali, którzy z nimi weszli do nagraniowego studia to dwóch basistów David Bryant i Walter Savage Jr oraz perkusista Everett Brown.
Gigant się przebudził w 1969 roku z pomocą małej oficyny wydawniczej Flying Dutchmann i stanąwszy na nogach okazał się gigantem, któremu jakoś nie w głowie zawojować świat, potrząsać jego posadami, cokolwiek burzyć i dopiero potem ustanawiać własny porządek. Słuchając muzyki z płyty „The Giant Is Awakened” przez całe dekady będącej prawdziwym białym krukiem, zaskoczeni zostaniemy faktem, że w tym skądinąd uważanym za awangardowe nagraniu, tak mało jest charakterystycznej dla dekady lat 60. agresji, buntu i krzyczącego protestu z podniesioną do góry zaciśniętą pięścią.
Muzyka z tej płyty o wiele bardziej przypomina natchnioną, mocnym głosem zaśpiewaną pieśń czarnoskórych ludzi maszerujących po to by dać wyraz swojego istnienia, swojej siły i wyjątkowości, której nie ma jak zaprzeczyć, nie sposób jej ignorować i już nie będzie można zatrzymać. Słychać to w monumentalnie brzmiącym, tytułowym i jednocześnie otwierającym całość płyty utworze. Słychać również w słynnej, towarzyszącej Tapscottowi przez całe niemal artystyczne życie kompozycji „The Dark Tree”, która wiele lat temu dała tytuł wyśmienitej koncertowej płycie wydanej przez Hat Hut Records”
Zanim muzyka z The Giant Is Awakened dotarła do mnie po raz pierwszy, nasłuchałem się od starszych, bardziej doświadczonych i wiedzących znacznie więcej o jazzie melomanów niezliczonej ilości superlatyw o płycie, której już wówczas dawno nie można było kupić, ani w wersji winylowej, ani kompaktowej, nie rozstając się z pokaźną ilością gotówki. Słyszałem, że to free jazz jakiego nikt inny nie grał wcześniej, że to muzyka obdarzona siłą i witalnością, jakiej próżno szukać w nagraniach z tamtych czasów pisanych w Chicago czy w Nowym Jorku. Że jej autor Horace Tapscott tamtych czasów, to artysta wspaniale rozpięty w swej pianistyce pomiędzy lapidarnością Theloniousa Monka i rozmachem harmonii McCoya Tynera, który uważnie wsłuchwał się w muzykę Cecila Taylora i potrafił tradycję ponieść w rejony dotąd nieznane. Nikt jednak nie mówił, że ta tak ogromnie oryginalna muzyka jest też tak bardzo komunikatywna, nawet dla dopiero początkującego miłośnika jazzu jakim wówczas byłem. No i że ładunkiem duchowości, jaki z niej bije, może zmienić świat.
Teraz już to od dawna wiem i zazdroszczę tym wszystkim, którzy sięgną po „The Giant Is Awakened” po raz pierwszy w zremasterowanej wersji, ciesząc się jednocześnie, że będą mogli to zrobić niemal jednym kliknięciem.
1. The Giant Is Awakened, 2. For Fats, 3. The Dark Tree, 4. Niger's Theme
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.