Recenzje

  • Breeding Resistance

    Ted Sirota studiował w Berklee w Bostonie, grywając na perkusji w zespołach reagge. Prawdziwą lekcję jazzu odebrał dopiero w Chicago u boku Von Freemana i Jeffa Parkera. Wkrótce trafił do kręgu muzyków Kena Vandermarka i powołał Rebel Souls - jedną z licznych grup, funkcjonujących na klubowych scenach Chicago.

  • Sweet Science

    Larry Goldings jest wysoko cenionym akompaniatorem, pianistą i przede wszystkim jazzowym organistą, od lat wymienianym w corocznych ankietach Down Beatu.

  • Salt

    Przyznam szczerze, do głośnych debiutów podchodzę nieco nieufnie. Szczególnie, kiedy są to debiuty wokalistek, których duże koncerny poszukują, jak niegdyś alchemicy kamienia filozoficznego. 

  • Line on Love

    Ileż to razy słyszałem od młodych muzyków, że najlepiej nie wychylać się i - jeśli już jazz - to grać... mainstream. Bo wszyscy lubią. Bo nikomu się nie narazimy. Bo umiejętności wyniesione z muzycznych szkół są wystarczające by zagrać po harmonii solówkę w znanym utworze, a ten ostatni ma tę zaletę, że publiczność łatwo rozpoznaje. A jak rozpoznaje, to znaczy lubi. 

  • NIght Of Hunters

    I tak oto mamy pierwszą w dziejach jazzarium samowolkę. Bez ustalania z kimkolwiek czegokolwiek, bez nawet uprzedzenia, że chciałoby się o czymś napisać. Arbitralnie i po cichu. Tym bardziej źle to wygląda, że nie ma żadnego usprawiedliwienia dla obecności Tori Amos na naszych stronach. To znaczy nie ma powodu związanego z jazzem, ani dziedziną w jakikolwiek sposób z jazzem pokrewną. Już widzę w komentarzach teksty typu - oszalał jak nic! Trudno.

  • Solid Sender

    Ma swoją fake jazzową kapelę John Lurie, zapragnął taką mieć Michael Dorf. I ma. Sex Mob rozwija się prężnie udając, że gra jazz. Idzie mu to tym lepiej, że udają muzycy nie byle jacy. 

  • Tonight at Noon... Three or Four Shades of Love

    No i mamy sytuację, w której bardzo dobrej płycie nie zostanie poświęcone wiele miejsca.. Dzieje się tak, ponieważ żal nasycać tekst komunałami w stylu interesująca robota aranżerska, ciekawe prowadzenie głosów, wysokiej próby wykonawstwo, zapierające dech improwizacje czy sakramencko rozswingowana sekcja rytmiczna.

  • Tribute To Lester

    Art Ensemble of Chicago - bezsprzecznie najsłynniejsza formacja drugiej chicagowskiej awangardy. Formalnie nigdy nie przestała istnieć, ale od śmierci Lestera Bowie, który, wbrew temu, co niektórzy sądzą, wcale nie był jej założycielem, jej koncertowa i płytowa aktywność znacznie zmalała.

  • Crossroads Unseen

     

  • Don't Go It Alone

    Kupowanie płyt w ciemno, nie znając ani jednego dźwięku, ba nie znając artysty firmującego płytę, jest jak gra na ruletkę. W ruletkę nie gram - uprawiam natomiast opisany tu hazard. Tym razem wygrałem! I to jak! Przez szereg dni ta muzyka mnie zniewalała. Przyznam, że nie wiem, kto to jest Daniel Levin, ale z kolegami z zespołu wykreował muzykę po prostu piękną. 

  • Morning Song

    Morning Song to pierwszy po 34 latach album Kalaparusha Maurice’a McIntyre’a, nagrany dla chicagowskiego Delmarku. Muzykę zarejestrowano podczas symbolicznego koncertu tria „The Light” w ramach Chicago Jazz Festival 2003, a dzieła dokończono w nowojorskim studio Riverside. Tym albumem Kalaparush przypieczętował swój powrót na jazzową scenę w znakomitej formie.

  • One Atmosphere

    Gdyby ta płyta ukazała się w 2005r., czyli w dziesiąta rocznicę śmierci Hemphilla, byłaby z pewnością jedną z najważniejszych pozycji jubileuszowych poświęconych temu nieocenionemu saksofoniście altowemu i kompozytorowi. Gdyby pojawiła się dwa lata wcześniej, mogłaby uświetnić jubileusz sześćdziesięciolecia jego urodzin. Ukazując się w końcu 2003 pozostanie zapewne pozycją mało zauważoną.

  • The Golden Striker

    Zdaję sobie sprawę, że Ron Carter prochu już nie wymyśli, ale po jego płyty zawsze sięgam z przyjemnością, bo lubię brzmienie jego basu, zegarmistrzowską punktualność i pomysłowość w solówkach. 

  • Standard of Language

    Znam takich, którzy na samo hasło "jazz środka" krzywią nosem i wybrzydzają. Ten kierunek w jazzie potrafi zżerać tylko własny ogon - to bodaj najczęściej słyszane zdanie w ich ustach. Czyżby? Płyta Kenny Garretta pod względem jakichkolwiek nowości nie prezentuje niczego ciekawego. I cóż z tego, skoro fan jazzu może na niej znaleźć naprawdę kawał wspaniałego jazzu.

Strony