Solid Sender
Ma swoją fake jazzową kapelę John Lurie, zapragnął taką mieć Michael Dorf. I ma. Sex Mob rozwija się prężnie udając, że gra jazz. Idzie mu to tym lepiej, że udają muzycy nie byle jacy.
Nadto kojarzeni zwykle z nowojorską awangardą: Briggan Krauss przez całe lata związany był z awangardową bądź co bądź kapelą Wayne Horvitza - Pig Pen, a jego własne projekty też nie grzeszą łatwością, Tony Sherr zwykle widywany jest w kontekście różnej muzyki, nawet ekstremalnej, a Kenny Wollesen - to już perkusyjna firma downtownu, był przecież m.in. współpracownikiem Zorna z etapu kształtowania się składu Masady, a i do tej pory niekiedy zastępuje Joeya Barona. W ilu jeszcze zespołach grał trudno wprost zliczyć. Jedynie Bernstein kojarzony jest z owym "fake jazzem", a to przez wieloletnią współpracę z The Lounge Lizards. No nie on jedynie, w zespole występuje również wiolonczelistka - Jane Scarpantoni, również znana z tego zespołu, a u nas w Polsce może być pamiętana z ich występu przed dwu laty na Jazz Jamboree.
Co gra Sex Mob? Chciałoby się rzec - co mu ślina na język przyniesie. I to jest pomysł na zespół, albowiem pierwsza płyta jest taka sama. Prześmiewczość, brak dosłowności, zabawa. To chyba najszybciej przychodzące na myśl słowa podczas słuchania płyty. Już sam dobór utworów niesie ze sobą coś z kpiny; oto "Fernando" z repertuaru Abby, oto zabawnie podany "The Mooch" Ellingtona, i jeszcze Rolling Stones i James Brown - a to jeszcze nie koniec coverów. A na pierwszej płycie była niezmiernie ówcześnie popularna "Macarena". Muzyka, gdy przyjrzeć się jej bliżej jest barwna, wiele tu pomysłów na zagranie każdego dźwięku, całość - jak cały downtown - bardzo eklektyczna. Z beatem nawiązującym do rocka, trąbkami rodem z Meksyku, szczyptą nowoczesnych technik i dźwięków pochodzących z hip hopu i pięknym solem Jane Scarpantoni na wiolonczeli w utworze 12, i luźną atmosferą, jaką wprowadzał nieodżałowany Lester Bowie.
Myślę, że gdy The Lounge Lizards wyłagodziło swoje oblicze, to właśnie Sex Mob jest kontynuatorem tradycji (??? he, he) pierwszych Jaszczurów.
Jaka jest ta płyta? Zobaczcie sami. Na pewno nie wymaga ani skupienia, ani rozsmakowania się zawartymi na niej dźwiękami - jest w odbiorze prosta, nawet pomimo nagłych niekiedy zwrotów muzycznej akcji. Nic też nie wnosi twórczego do rozwoju muzyki. Słucha się jednak tego doskonale i zapewnia jedno - wspaniały humor. Czasami jedynie się zastanawiam, do kogo adresowane są takie płyty, ale cóż może właśnie muzyka ma dawać chwilę odprężenia, zabawy - może to o to właśnie w niej chodzi? Wówczas jest to płyta dla każdego.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.