Test – miłosna strona muzycznej dekadencji
Zdjęcie:
Gdy trzy dekady temu odważnie wkraczałem w wiek dorosły, funkcjonowało w świecie kultury określenie na zjawiska i incydenty artystyczne, które idealnie opisywało relacje między wyjątkowym dziełem sztuki, a pozostającym w pozycji ugiętych kolan jego zauroczonym odbiorcą. Potem określenie to stało się zręcznym narzędziem marketerów i całkowicie zatraciło swój sens.
Dziś, gdy trafia do nas piąta płyta freejazzowej efemerydy Test, aż prosi się by nazwać ją tym określeniem. Tak, bezwzględnie, grupa stworzona wokół niezwykłej postaci nowojorskiego undergroundu sprzed dwóch, trzech, a nawet czterech dekad, jaką był perkusista Tom Bruno, zasługuje na miano… kultowej!
Od razu zaznaczmy, że Tom Bruno od czterech lat gra już wyłącznie z aniołami (lub diabełkami) w dalekich zaświatach, a Test jako czteroosobowy ansambl zakończył swój artystyczny żywot mniej więcej w połowie poprzedniej dekady (wyłączając okazjonalne koncerty w kolejnych latach). Co więcej, swą kilkunastoletnią aktywną działalność koncertową dokumentował fonograficznie jedynie w trakcie trzech ostatnich lat XX wieku.
Tym większą zatem atrakcją dla całej sceny muzyki improwizowanej jest fakt wydania dziś dwupłytowego zestawu nagrań koncertowych Test, ze słynnego klubu Freda Andersona Velvet Lounge, pod ujmującym tytułem Always Coming From The Love Side *) (Eremite Records, 2016). Dwie godziny muzyki z 13 listopada 1999r., podane na dwóch dyskach, w pięciu odcinkach, bez tytułów. Nim jednak podzielę się wrażeniami z odsłuchu, drobny rys historyczny.
Tom Bruno (ur. 1937; są źródła wskazujące na rok… 1932), nowojorski outsider, freak i pełnokrwisty szaleniec, drumerskiego abecadła uczył się grając solo w ... metrze i na ulicach Wielkiego Jabłka. Żył i oddychał wyłącznie muzyką. Od czasu do czasu ktoś zmuszał go do rejestrowania nagrań i … incydentalnego wydawania płyt. Na przestrzeni lat 1975-1995 doliczyłem się ledwie kilku wydawnictw. O nich opowiem później.
W pewnym momencie, do grania w miejscach publicznych, Tom zaprosił swoich nieco młodszych i równie jak on, zakręconych muzyków, którzy nie bardzo mieli inny pomysł na spędzanie czasu w wielkim mieście. Prawdopodobnie już pod koniec lat 80. do perkusisty dołączyli doskonale nam dzisiaj znani, tym bardziej cenieni, saksofoniści – Sabir Mateen (ur. 1951) i Daniel Carter (ur.1945). Kontrabasiści w następnych latach na tyle często zmieniali się, że ich nazwiska z dzisiejszego punktu widzenia nie są istotne. Jednakże w połowie kolejnej dekady do trupy ulicznych grajków dołączył Matthew Heyner (ur. 1972), dziś także istotne nazwisko na scenie freejazzowej NY. Być może młodziak tchnął w znacznie starszych kolegów nieco ognia, być może zwrócił uwagę, że ich wspaniałą muzykę, które ginęła w hałasie metra czy topiła się w smogu ulicy, warto rejestrować i wydawać na płytach. Tego wątku nie potwierdzimy dziś, jakkolwiek mniej więcej tuż po połowie ostatniej dekady XX wieku Test … zaczął dokumentować fonograficznie koncerty, ba, nawet pojawiać się w miejscach służących po profesjonalnego rejestrowania nagrań bez udziału publiczności! Zatem dzięki kilku karkołomnym zbiegom okoliczności, pod sam już koniec minionego tysiąclecia, świat ujrzały cztery wydawnictwa podpisane przez Test.
Najpierw było to winyl Ahead! (Jazz Ramwong Records/ Eremite Records/ Father Yod, 1998; jak podaje discogs.com – pierwsza nazwa to swoiste joint venture dwóch pozostałych wydawców). Na płycie dwa fragmenty z tytułami: Test Ahead i Thurston For Certain. Nie wiemy, gdzie i kiedy powstały te nagrania. Rzecz jasna nie znamy też muzyki. Jak ktoś ma tę płytę, proszę o pilny kontakt.
W roku 1998 Test trafia do studia nagraniowego AUM Hi-Q na Brooklynie i rejestruje pięć fragmentów muzycznych, które po roku trafiają na CD Test (AUM Fidelity, 1999). Płyta od dawna ma status out of print. Szczęśliwie jest ona obecnie dostępna w całości na youtube. W zakresie użytego instrumentarium warto zauważyć, że zarówno Carter, jak i Mateen grają na alcie, tenorze, flecie i … użyczają swojego głosu. Dodatkowo Carter sięga po trąbkę, a Mateen po klarnet. I tak to wygląda, w zasadzie, na każdym dostępnym nagraniu grupy.
W tymże samym roku 1999, za pośrednictwem Ecstatic Peace!, labela założonego przez gitarzystę Sonic Youth, Thurstona Moore’a, ukazuje się kolejna płyta, także zatytułowana jakże skromnie… Test. Przynosi trzy bardzo długie i istotnie… majestatyczne, freejazzowe opowieści. Nagrania zarejestrowano zaś trzy lata wcześniej w nowojorskim studiu Second Home, zatem być może są to najstarsze nagrania kwartetu. Onegdaj płyta ta była dostępna na blogu Inconstant Sol, w formie dobrej jakości plików muzycznych. Dodajmy, że znalazła się tam za zgodą wydawcy.
Wreszcie rok 2000. Wtedy to czujny eksplorator muzycznego undergroundu wschodniej Ameryki, Michael Ehlers i jego … kultowa stajnia Eremite, wydają fragmenty dwóch koncertów Test z amerykańskiej trasy, która miała miejsce w roku 1998 (Baltimore 2, Boston 2). Krążek CD nazywa się Live (Eremite Records, 2000). Status w sklepie wytwórni – out of print, tak mniej więcej od dekady. I znów, w próbie dotarcia do tej muzyki wspomaga nas youtube, gdzie odnalazłem blisko 100-minutowy koncert Test z Atlanty, z tej samej trasy, o dobrej jakości dźwięku**).
By zamknąć wątek dostępnych koncertów Test w formie wizualnej, warto na tejże samej stronie odszukać 34-minutowy zapis koncertu z wczesnych lat 90. (Live At CB 313 Gallery, NY), gdzie na basie (elektrycznym!) gra niejaki Poki Hudgins, a Tom Bruno ubrany jest w garnitur i muszkę!
Tyle fakty, czas zatem na muzykę. Istotnie powiększony, najnowszym wydawnictwem Eremite, dorobek dyskograficzny kwartetu można podzielić na dwa kluczowe podzbiory. Pierwszym niech będą rejestracje koncertowe (dwie pozycje), drugim zaś spotkania studyjne (trzy pozycje).
Z oczywistych względów – czego dowodzi rys historyczny – naturalnym środowiskiem dla kreowania wolnej, improwizowanej muzyki Test jest okoliczność koncertowa, w trakcie której muzycy czują się jak ryby w wodzie, a poziom ekspresji i konstruktywnego zaangażowania w proces kreacji rośnie w tempie geometrycznym, adekwatnym do pokrętnej rzeczywistości przestrzeni publicznej. Jeśli szukać kluczowych słów, opisujących koncertowe oblicze Test, to najbliższe zdają się być intensywność, kolektywność i transparentność. W szerokich ramach zakreślonych tymi epitetami dzieje się muzyka o ekstremalnie otwartej formule. Wielokierunkowy flow perkusisty, którego bardzo oryginalne i istotnie osobne, dynamiczne bębnienie przywołuje echa gry takich tuzów free jazzu, jak Rasheed Ali, czy Sunny Murray. Wszakże od razu zaznaczmy, że Bruno to facet o białym kolorze skóry i to słychać w jego muzyce. Jego, chwilami transowy sposób kreowania rytmu, ma także swoje korzenie w estetyce… rockowej, a częste granie stopą (czasami to jego główna zabawka w zestawie perkusyjnym), nadaje całej grupie bardzo surowy i krzepki wymiar (niczym bijące serce!). Harmolodyczna, post-aylerowska jest praca Cartera i Mateena na przeróżnych instrumentach dętych. W poczuciu absolutnej swobody, każdy z nich plecie jakby swoją opowieść, swoją historię, a momenty konwersji czy punktów stycznych ekscytują, mając za podstawowe parametry melodykę Cartera i drapieżność Mateena. Na ogół grają oni równocześnie, stanowiąc jakby wzajemne, lustrzane odbicie (lubią w danym momencie grać na takich samych instrumentach). Gdy instrument jednego z nich na moment milknie, odzywa się gardło i plemienne nawoływania do eskalowania przez współpartnera intensywności improwizacji. Harmonijmy i niezwykle dynamiczny jest puls kontrabasu Heynera, który w wyniku drobnej amplifikacji, brzmi jak instrument legendarnego Johnny’ego Dyani w formacji Detail, u boku Johna Stevensa i Frode Gjerstada. Gdy muzyk sięga po smyczek, generuje pokłady niebywale niskich częstotliwości, które sprawiają, że eskapady dęciaków i okrężnego pulsu perkusji, nie unoszą jednak całego bandu ku niebu, a my wciąż możemy słuchać tej niesamowitej muzyki, mając kontakt z podłożem. Przeskalowane rejestry dęciaków, żywioł sekcji, innymi słowy - wulkan energii, krzyk i wrzask (poza Heynerem, wszyscy realizują się także na tym polu). Wedle słów grupy widzów, wypowiedzianych w trakcie jednego z ulicznych koncertów, muzycy Test przypominają japońskich żołnierzy, którzy po wyjściu z jaskini, nie wiedzą, że druga wojna światowa już się zakończyła!
Nieco inne jest oblicze grupy w okolicznościach studyjnych. Oczywiście otwarta formuła uprawiania swobodnej improwizacji ciągle jest tu punktem wyjścia, jednakże na płytach Test bez oklasków, nie brakuje spokojnych i nawet wyciszonych fragmentów (choćby duchowa wycieczka do wartości prymalnych na elegijnym wręcz First Peace That Ever Was, Is, To Be, blisko półgodzinnym otwarciu krążka wydanego dla Ecstatic Peace!). Urzekające piękno tej muzyki uderza w nas w trakcie odsłuchu, jeśli tylko stać nas na odrobinę skupienia, a coś na kształt powracającego motywu przewodniego, hymnu powszechnej miłości, zdziera z naszych głów naleciałości trywialnej rzeczywistości upiornego dnia codziennego. W tych wolniejszych tempach pojawiają się ciekawe harmonie (Carter i Mateen są wszak w tej dziedzinie mistrzami, czego nie raz doświadczyliśmy słuchając ich w ramach innych formacji free), duże są pokłady synergii i skupionej narracji (a serce wciąż bije, dzięki pobudzonej stopie perkusji). Gdy sięgniemy po huhuhuH (nite sounds on 5th), 25-minutowe otwarcie krążka dla AUM Fidelity, zaatakują nas spokojne pasaże nocnych rycerzy chwały, zagubionych w zakamarkach Piątej Alei. Smyczek Heynera rozdziera nam mroczny świat na jaśniejsze połówki, podkreślając ulotność dęciakowych skowytów. Po chwili w muzyków trafia piorun, a rozładowania energetyczne zdają się trudne do opanowania. Sabir wpada w samotny, ekstatyczny taniec na alcie, a po chwili w jego rolę wchodzi nadmiernie pobudzony Daniel i jego podziurawiona ekspresją trąbka. W międzyczasie dopada nas fletowy duet, uspakajający nocne służby miejskie, a wszystko kończy … taneczne (wokalne!) nawoływanie do bycia poza i wbrew wszystkiemu, w niesamowitym What RU Going 2 due?!
Nagrania Test bez oklasków pokazują całą moc i wielkość otwartej formuły tego muzykowania. Moglibyśmy ten proces określić mianem płynnej transformacji freejazzowego kwartetu, w spójny i kompetentny ansamble free improvisation.
Nagrania Test bez oklasków pokazują całą moc i wielkość otwartej formuły tego muzykowania. Moglibyśmy ten proces określić mianem płynnej transformacji freejazzowego kwartetu, w spójny i kompetentny ansamble free improvisation.
Na tle niebywale twórczej i obfitującej w niezwykłe nagrania, nowojorskiej sceny freejazzowej lat 90. ubiegłego stulecia, warto zauważyć (posiłkując się liner notes Michaela Ehlersa), iż o ile okrętem flagowym sceny był wówczas kwartet Davida S. Ware’a, o tyle pupilem undergroundu zdecydowanie Test. Ciekawie także wypada konfrontacja zdecydowanie otwartej formuły improwizacji tego ostatniego, z nieco bardziej usadowionymi w korzeniach jazzu, muzycznymi peregrynacjami na polu free, zespołów Williama Parkera, Jemeela Moondoca, czy Roya Campbella. Myślę, że do tych nagrań także warto nieustannie powracać.
Wieńcząc opowieść o Tomie Bruno i grupie Test, chciałbym także przywołać inne krążki z niezwykle … ubogiej dyskografii tego niezwykłego perkusisty.
Najpierw jego uliczny (kolejowy!) duet z Sabirem Mateenem, który stanowi oczywiste uzupełnienie historii Test. Nagranie wprost z New York Grand Central Station, poczynione w lutym 1995 (dokładne godziny rejestracji koncertu dostępne na okładce), a wydane pod tytułem Getting Away With Murder (Eremite Records, 1998). Free jazzowy flow zatopiony w halasie dworca, zapowiedzi pociągów, syren ostrzegawczych i szumu przemieszczających się pasażerów. Ten sam wydawca ujawnił na progu nowego tysiąclecia, solowy występ Toma Bruno z roku 1981. Krążek White Boy Blues (Eremite Records, 2000), to dokumentacja niezwykłego koncertu na perkusję, fortepian, głos i .. taniec.
Z lat 1976-84 pochodzą, dostępne jedynie na winylu, muzyczne spotkania Bruno z Ellen Christi, równie jak on, twórczą i szaloną, wokalistką i pianistką. Myślę tu o płycie w duecie The Sounds Of Love (N.Y.C.A.C. Records, 1976), a także o dwóch wydawnictwach ich wspólnej grupy The New York City Artists’ Collective (w kwartecie And You Ain’t Ready For This One Either, w oktecie Plays Butch Morris, oba krążki N.Y.C.A.C. Records, 1979/1984).
Duet z Ellen, nagrany w marcu 1976 roku na nowojorskiej ulicy, mówi nam wiele o tamtych czasach i muzycznym wizerunku Bruno. Minimalistyczna, całkowicie swobodna zabawa w głos i krzyk kobiecy, drobne instrumenty perkusyjne, dewastowanie fortepianu i finalne kawalkady free. Prosta, chwilami wręcz nieznośna, ale w efekcie niesamowita muzyka. Na okładce rozchełstana para na ławce w parku. Włosy Ellen tańczą na wietrze, a Tom, leżący tuż obok niej, w bujnej fryzurze, z włoskim wąsikiem pod nosem, przypomina umęczonego komediowymi gagami Bustera Keatona.
*) Tytuł płyty, to jedno z bardziej popularnych metafor (prawd objawionych?), jakie padały z ust Toma Bruno, wedle osób znających go osobiście, persony bardzo uduchowionej.
**) Nie mam w zwyczaju wstawiania linków, ułatwiających dotarcie do danego nagrania. Rozumiem, że miłośnicy muzyki improwizowanej dobrze radzą sobie z przeglądarkami internetowymi (wystarczy klikać Tom Bruno Test, a wszelkie zasoby będą nam udostępnione).
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.