Marcin Olak Poczytalny - Jak to zrobił Mark Ribot?
Gdybym miał trochę więcej czasu, napisałbym relację z tego koncertu. Opisałbym interakcje pomiędzy muzykami, pewnie też zastanowiłbym się nad koncepcjami kompozycyjnymi i tym, w jaki sposób muzycy wychodzili od tematów i przechodzili do improwizacji. I same improwizacje. I jeszcze wymowę tego koncertu, bo to przecież pieśni buntu, w intencji wykonawców wymierzone przeciw obecnemu prezydentowi USA. I na pewno zauważyłbym, że jakoś nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w polskich realiach też brzmią bardzo adekwatnie… Ale nie mam, więc spiszę tylko kilka swoich refleksji – a ta muzyka zdecydowanie pobudza do myślenia.
Pisałem już o tej płycie – ale niech będzie jeszcze raz. Mark Ribot nagrał Songs Of Resistance w zeszłym roku, ale dopiero teraz mogłem usłyszeć ten materiał, a przynajmniej jego część, na żywo. Koncert odbył się w niezbyt dużej sali. Było kilka wolnych miejsc, ale za to ci, którzy przyszli, zdecydowanie wiedzieli, czego będą słuchać. Z jednej strony to dobrze, muzycy mogli poczuć, że są rozumiani. Ale mimo to jakiś niesmak pozostaje, przecież mogłoby nas być więcej. Dzień później spotkałem znajomego, który przyszedł posłuchać mojego sola – nic nie wiedział o koncercie Ribota, gdyby wiedział, pewnie by przyszedł. Ciekawe, ilu jeszcze takich słuchaczy nie dotarło, po prostu nie wiedzieli. Ale przecież informacje o tym koncercie były obecne w prasie, w mediach społecznościowych… Oczywiście reklamy zawsze mogłoby być więcej, ale przecież nie można powiedzieć, że promocja była zaniedbana.
Zastanawiam się, jak rozchodzą się informacje o koncertach, którędy docierają do odbiorców. Kiedy są zauważane, kiedy są zapamiętywane, a kiedy nikną w informacyjnym szumie. Albo szerzej – jak w ogóle docierają do nas informacje. Wiadomości jest mnóstwo, więc konieczna jest jakaś selekcja, i czasem to my wybieramy, ale chyba częściej ktoś wybiera za nas. Takie na przykład TVP nawet nie próbuje stwarzać pozorów, że jest obiektywnym medium. Decydują o tym co powiedzą, co powtórzą, aby się utrwaliło, a co pominą milczeniem i będą udawać, że w ogóle nie miało miejsca. A czego nie zauważą w ogóle, bo to nie dotyczy tej przestrzeni, która ich interesuje. Na pewno więcej ludzi dowiedziałoby się o warszawskim koncercie Ribota, gdyby ta informacja pojawiła się w wiadomościach TVP – ale oczywiście nic takiego nie miało miejsca, i najprawdopodobniej nic takiego nigdy się nie wydarzy, przecież to nie ma nic wspólnego z polityką… Chociaż nie, ten akurat projekt jest jak najbardziej zaangażowany politycznie. Tyle, że nie po tej stronie.
To jest pytanie – jak informacja nienależąca do głównego nurtu wiadomości może zaistnieć w przestrzeni publicznej. Najprościej zaadresować ją do tych, którzy potencjalnie mogą być zainteresowani tym przekazem, zatem media branżowe, specjalistyczne portale… Koncert Ribota był reklamowany na profilu festiwalu. Teoretycznie, jeśli ktoś słucha jazzu czy muzyki improwizowanej, może raz na jakiś czas zajrzeć na ten profil, i tam znajdzie wszystkie potrzebne wiadomości. Teoretycznie, bo nawet potencjalnie zainteresowany słuchacz może akurat mieć coś innego na głowie. Może sprawdziłby, gdyby wiedział, że coś się dzieje… Ale skąd ma wiedzieć? Przecież jest zalany informacjami, paskami z wiadomości, nagłówkami – całym tym chłamem, który tak naprawdę w większości jest nam zupełnie niepotrzebny. Ale za to stwarza złudne wrażenie, że jesteśmy poinformowani, przecież posłuchaliśmy serwisów informacyjnych, przejrzeliśmy prasę – ale dalej nic nie wiemy. Nic, co miałoby dla nas znaczenie. Za to dowiadujemy się o wielu nieistotnych. I, niestety, nic nie wskazuje na to, żeby to miało się zmienić.
I tu z pomocą przychodzi Mark Ribot. Otóż on wydaje się wychodzić z przekonania, że jeśli problem wydaje się niemożliwy do rozwiązania, wtedy rozwiązaniem może być osobiste zaangażowanie się. Ribot nagrał piosenki, którymi chce opowiedzieć swoją historię. Jeździ po świecie i ją opowiada – bo uważa, że to ważne. Analogicznie – jeśli chcę, by o dobrym koncercie dowiedziało się więcej ludzi, jeśli uważam, że to ważne – to muszę sam im tę wiadomość jakoś przekazać. Reklamy i wiadomości nie zostaną zauważone, wiadomości zostaną przemilczane, zostaje chyba tylko osobiste zaangażowanie. Chyba inaczej już się nie da.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.