Marcin Olak Poczytalny: Holiday Special
Przygotowania do świąt, poszedłem do sklepu po mandarynki. Przecież nie może być wigilii bez mandarynek. Wchodzę do sklepu, w środku ludzie pakują wszystko co się da do wózków, jakby robili zapasy na wojnę. Znalazłem mandarynki. Odczekałem cierpliwie, aż osoba przede mną skończy wybierać pięć owoców z kosza zupełnie takich samych pomarańczowych kulek. Pakuję. Dużo, przecież święta powinny być na bogato. W sklepie rozbrzmiewają świąteczna szlagiery, oczywiście jest też Last Christmas… Uśmiecham się, przecież ten numer jest tak rozpaczliwy, tak przewrotny – słodziutka muzyczka i tekst o odrzuceniu i braku nadziei… Wtedy coś pęka. Płacę za mandarynki, wychodzę.
Zakładam słuchawki, album w zasadzie wybiera się sam. Rage Against The Machine, Battle of Los Angeles. Głośno. Jakoś ta ścieżka dźwiękowa bardziej mi pasuje. Zack de la Rocha wykrzykuje swój bunt, swoją niezgodę na świat, w którym wszystko jest nie tak, zupełnie nie tak… Chyba pokrzykuję razem z nim, przechodnie jakoś dziwnie patrzą, nie szkodzi.
Słucham Guerilla Radio, kiedy staję pod sklepem z narzędziami. Człowiek w sklepie wcale nie jest zdziwiony, kiedy tłumaczę o co mi chodzi, chyba nie ja jeden. Nie, nie mają tego. Ale niedaleko, przy torach, jest opuszczony plac budowy, tam wszystko powinno być. Bo to chyba wojsko coś tam robiło, oni lubią takie rzeczy… No tak. Kupuję solidne kombinerki, wychodzę. Calm Like a Bomb. Głośno.
Mijam ludzi, wszyscy się spieszą. Zakupy, choinki, karp, prezenty, Mikołaj, renifery, Bóg się rodzi, dzwoneczki, radość, serdeczność, życzliwość… Jakoś, cholera, czuję się oderwany. Niepasujący, niepogodzony. Po chwili znajduję ten opuszczony plac, nic już tu nie ma… oprócz tego, czego szukam. Przejeżdża pociąg, gdy wycinam swój kawałek. Facet w sklepie mówił prawdę, te kombinerki naprawdę się do tego nadają. Born of a Broken Man. Wracam.
Głośna muzyka odcina mnie od dźwięków otoczenia. Mijam ludzi, którzy ruszają ustami – ale nie słyszę słów, tylko mocne riffy Toma Morello. Jak kłótnie bez słów. Albo wykrzyczana wreszcie beznadzierja i rozpacz, która jakimś cudem przedarła się przez puszystą brodę Mikołaja… Voice of the Voiceless. Bardzo głośno.
…
Stół już prawie gotowy. Obok świeczki kładę nieduży kawałek drutu kolczastego. Gipsową figurkę dzieciątka wyrzucam do ogrodu, w tuje, może znajdzie się na wiosnę. Taki push-back.
Jestem gotowy.
Wesołych Świąt.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.