Generalnie, idzie przede wszystkim o dobrą zabawę - dziś urodziny Wayne'a Shortera
Wayne Shorter, muzyczna legenda, współtwórca sukcesów Arta Blakey’a, Milesa Davisa, autor takich jazzowych kamieni milowych jak „Juju” czy „Speak No Evil”, kompozytor dużej części materiału dla Milesa Davisa (jak choćby „E.S.P” czy „Prince Of Darkness”), założyciel Weather Report, nie interesował się muzyką aż do 15 roku życia! Do tego czasu Wayne Shorter nie posiadał żadnej muzycznej tożsamości. Muzyka nie była dla niego pociągająca, w tym okresie zajmował się sztuką i poświęcał się całkowicie studiom artystycznym w zakresie rysunku i rzeźby. Muzykę znał jako dodatek do filmów.
I tuż przed swoimi szesnastymi urodzinami, ktoś zagadnął młodego plastyka:
- Czy słyszałeś kiedyś Charlesa Christophera Parkera?
I nagle, rysunek i rzeźba przestały być jedynym, co wypełniało życie przyszłego autora „Footprints”. W jego świat wkroczyli brutalnie barbarzyńcy – Dizzy Gillespie, Charlie Parker, Thelonious Monk, Bud Powell i Max Roach. Świeżo oświecony Shorter chodził z kolegami do Adams Theatre, tuż za rogiem szkoły, gdzie wieczorem grano filmy, a po projekcjach występowały zespoły muzyczne. Tam przyszły saksofonista zbierał swoje pierwsze szlify. Tam przyszedł na świat Wayne Shorter-muzyk. W niewielkiej sali słuchał gry takich artystów jak Dizzy Gillespie, Stan Kenton czy Woody Herman.
Niestety, Wayne wagarował na potęgę; żeby bezkarnie pójść do „Adams” produkował taśmowo fałszywe zwolnienia, podrabiając podpis własnej matki. I jak wspominał w wywiadzie dla portalu jazz.com, pewnego dnia sielanka się skończyła, gdy ogromny głośnik zainstalowany w rogu klasy szkolnej zagrzmiał: „Wayne Shorter ma NATYCHMIAST stawić się w gabinecie dyrektora!”. Słyszała to cała szkoła. I stało czarno na białym – 56 nieobecności ucznia Shortera! Wezwano rodziców i przeprowadzono dochodzenie. Wayne próbował się tłumaczyć: „Gdzie wagarujesz” – „Adams Thatre” – „Tak lubisz kino?” – „Tak, ale chodzę raczej dla zespołów” – „Tak lubisz muzykę?” – Na tym etapie Wayne lubił muzykę.
Shortera ukarano w najlepszy możliwy sposób – zesłano go dyscyplinarnie do klasy muzycznej, gdzie już na starcie nauczyciel Achilles D’Amico, po zbiorowym wysłuchaniu 40 symfonii Mozarta, podniósł do góry trzy płyty i powiedział: „Muzyka idzie w trzech kierunkach” – pierwszym było „Święto wiosny” Strawińskiego, drugim „Xtabay” Ymy Sumac, trzecim był Charlie Parker. Wszystko jakby wyryte w kamieniu. Gdyby tylko więcej takich „kłopotliwych” uczniów karano w podobny sposób.
W wieku 16 lat zaczął uczyć się gry na klarnecie. Wszystko w ramach kary i dyscyplinowania młodego wagarowicza. Choć prawda wydaje się taka, że niewiele w tym było z karania – Wayne’a nagrodzono za jego występki. Okazało się, że „zbrodnia” jednak popłaca. Zresztą wszystko, co działo się od tamtej pory przypominało raczej niekończące się pasmo przyjemności niż ciężką harówkę. Po powrocie z dwuletniej służby wojskowej, gdzie grał z Horacem Silver’em, Shorter zaczął występować z Maynardem Fergusonem, a w 1959 roku dołączył do zespołu Arta Blakey’a, Jazz Messengers. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko i został polecony do „drugiego” kwintetu Milesa Davisa. Polecony przez Johna Coltrane’a – tak w ramach prestiżu. W 1964 roku, Shorter dołączył do kwintetu Davisa, po serii flirtów trębacza z „tymczasowymi” saksofonistami (Sam Rivers, George Coleman, Sonny Stitt) i tak oto kwintet Davisa zwany „Drugim Wielkim” ostatecznie się uformował (dla porządku: Miles Davis-Herbie Hancock-Tony Williams-Ron Carter-Wayne Shorter).
Saksofonista został postawiony przed trudnym zadaniem zastąpienia Johna Coltrane'a, muzyka nie do zastąpienia. Shorter (tak jak reszta muzyków Milesa) był młodszy od lidera o niemal dekadę, co w „jazzowych latach” można liczyć jako epokę. Davis uczył się fachu u Charliego Parkera, był dla młodych (Tony Williams miał wówczas ledwo 17 lat) aspirantów jazzowych łącznikiem między tradycją a nowoczesnością. Shorter wiedział doskonale, że jedyną rzeczą której nie może zrobić było usiłowanie naśladowania Cotrane'a. Nie chciał tego Miles, który życzył sobie nowości. Shorter wspominał po latach: „Miles wolałby grać z beznadziejnym zespołem swoje nowe pomysły niż z najlepszą grupą odgrzewać to, co już zrobił”. Wielka dojrzałość intelektuala Shortera, Williamsa, Cartera i Hancocka sprawiła, że „drugi kwintet” nie usiłował podążać ślepo śladami poprzedniej wielkiej grupy.
Miles nie krępował się z wykorzystywaniem możliwości nowego nabytku – to do Shortera należą w całości aranże i kompozycje „Nefretiti”, „Sanctuary” czy „Footprints”, a Herbie Hancock opowiada, że były to „jedyne kompozycje, które Miles dopuszczał w niezmienionej formie”. Sam trębacz i lider zespołu mówił o swoim podopiecznym: „Wayne to prawdziwy kompozytor. Pisze i przygotowuje partie dla każdego instrumentu dokładnie tak, jak chce żeby brzmiały. Wniósł do zespołu ogromną ciekawość badania i przesuwania granic i zasad muzycznych. Jeśli mu przeszkadzały – łamał je, ale wiedząc że aby to zrobić, musi mieć pełną wiedzę i kontrolę nad nimi, tak by później móc nagiąć je pod własne wizje i pomysły.” Shorter pozostał w zespole aż do jego rozpadu w 1968, choć współpracował z Milesem jeszcze wiele lat, biorąc udział w nagrywaniu takich dzieł jak „In A Silent Way”, Filles de Kilimanjaro” czy „Bitches Brew”. W międzyczasie jednak dbał również o wyrabianie sobie własnej marki, nagrywając dla wytwórni Blue Note małe dzieła sztuki – „Juju” i „Speak No Evil” w towarzystwie takich muzyków jak Reggie Workman, Freddie Hubbard, Herbie Hancock, Ron Carter i Elvin Jones. Jego solowe projektu zdradzały oczywiście silne wpływy Coltrane’a, jednocześnie jednak były mocnym świadectwem dojrzałości i niezależności artystycznej jak również wyklarowania się własnego, osobistego stylu.
Styl ten ponadto ewoluował, zmierzając w coraz to mniej ortodoksyjnych kierunkach. W 1971 roku przyszedł czas na Weather Report – zespół założony przez Shortera, i kolegę z czasów „Davisowskich” Joe Zawinula. Przez kilka bardzo owocnych lat, zespół przebierał w brzmieniach, oferując słuchaczom szerokie spektrum zainteresowań sięgających od bebopu, przez funk aż do latino czy muzykę etniczną. Co ważne – po rozpadzie Weather Report, w 1985 roku, zespół nie czynił starań by wskrzesić legendę. To świadczy o klasie muzyków i ich świadomości że legendzie trzeba czasem po prostu pozwolić być legendą.
W 2009 roku po raz ostatni jak dotąd Wayne Shorter zaprezentował się polskiej publiczności, podczas koncertu na warszawskim Torwarze pod szyldem „Tribute To Miles” a dwa dni później podczas koncertu we Wrocławiu podczas festiwalu Jazztopad. Shorter przyjechał ze swoim kwartetem (Brian Blade, John Patitucci, Danilo Perez) i otworzył warszawski wieczór skromnym acz treściwym graniem, rozbudzając na nowo dyskusje o tym, który z kwartetów-Shortera czy Marsalisa-jest aktualnie największy na świecie. I nawet z publiczności widać było, że przede wszystkim chodzi o dobrą zabawę, a 76-letni wówczas saksofonista-buddysta nadal jest muzyką równie podekscytowany, jak gdy po raz pierwszy usłyszał Charlesa Christophera Parkera czy muzyków w „Adams Theatre”. Zapytany o pracę z Milesem Davisem Shorter odpowiada: „Bawiłem się rewelacyjnie grając z Milesem, i John Coltrane mówił to samo. A teraz, ten sam rodzaj zabawy mam przy graniu z Patituccim, Bladem i Perezem, a wcześniej przez lata świetnie bawiłem się z Joe Zawinulem i Herbiem Hancockiem.” Generalnie, idzie przede wszystkim o dobrą zabawę".
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.