Nowy Jazz Nowej Ameryki
4 listopada na scenę gdańskiego Klubu Żak wejdzie Robert Glasper i jego formacja Experiment. Koncert ten zainauguruje tegoroczną edycję festiwalu Jazz Jantar - prezentującego regularnie być może najmłodsze a z pewnością najbardziej dynamiczne oblicze dzisiejszego jazzu. Nie dziwi więc, że organizatorzy od dawna zabiegali o to, by do Gdańska zawitał włąsnie Glasper - ze swą muzyką, łączącą olbrzymią część kulturowego doświadczenia dzisiejszych 20-30-40latków. Czekając na ten koncert spróbujmy wejść na trochę w ten świat. Czy można go jeszcze nazywać jazzem, niech każdy odpowie sobie sam.
By myśleć dziś o kulturze amerykańskiej przez pryzmat białego kowboja z reklamy papierosów Marlboro, trzeba być bardziej konserwatywnym niż najtwardszy elektorat Tea Party. Podobnie postrzeganie współczesnego jazzu li tylko przez swing, blue notes czy muzykę wypracowaną przez wielkich mistrzów tego gatunku jest cokolwiek niekompletne. Nowe spojrzenie na kulturę USA jako na kolaż, kalejdoskop tworzony wspólnie przez tych żyjących w Stanach od pokoleń, jak i przez imigrantów, przybyłych tu 20, 30, 50 lat temu z Afryki, Indii, Ameryki Łacińskiej, Azji nazywa się często New America. Jak nazywa się dzisiejszy jazz? Trudno powiedzieć - dużo łatwiej przyjdzie nam go posłuchać.
Podczas jednego ze spotkań w trakcie ostatniej kampanii wyborczej Barack Obama zaśpiewał fragment utworu „Let’s stay together” Ala Greena - dziś pastora kościoła zielonoświątkowego, a w latach 70tych gwiazdy muzyki soul. Utwór przywołany przez Obamę miał swoją premierę dokładnie w roku urodzin Questlove’a - Ahmira Khaliba Thompsona - perkusisty hiphopowej grupy The Roots, producenta nagrań m.in. Amy Winehouse, Erykah Badu, Jay’a-Z a także… Ala Greena. Quest jest także pisarzem - wkrótce do księgarń trafi „Soul Train” - publikacja poświęcona kultowemu telewizyjnemu widowisku muzycznemu pod tym samym tytułem. To właśnie za sprawą tego programu i jego twórcy Dona Corneliusa, co sobotę, przez 35 lat w amerykańskich domach gościli artyście tacy jak Tina Turner, Stevie Wonder, the Jackson 5, Whitney Houston, Lenny Kravitz, LL Cool J czy Aretha Franklin.
Historia muzyki najnowszej oczywiście doskonale opisała już zjawiska takie jak soul, funk czy początki sceny hiphopowej. Teraz jednak muzyka ta wraca - bo to na niej wyrosło pokolenie, które dziś nadaje ton amerykańskiej popkulturze: od świata rozrywki - po Biały Dom. Na jazzowym podwórku renesans ten najlepiej dostrzegło wydawnictwo Blue Note.
To oczywiście stwierdzenie, które aż prosi się by je obalić - wszak epoce hipsterów najlepsza muzyka to ta, którą znasz tylko ty. Wielkie, legendarne wydawnictwa w czasach powszechnego DIY (czyli do it yourself - zrób to sam) to relikty przeszłości. Skórzane fotele i grubych producentów w garniturach z cygarami w ustach dawno przykrył kurz.
Coś jednak jest chyba na rzeczy, skoro artyści tacy jak Robert Glasper, Jose James, Gregory Porter, Ambrose Akinmusire, nazywani od kilku już lat jazzowymi odnowicielami - wszyscy należą do jednej wytwórni - Blue Note Records. Co więcej - ta młodzieżowa kadra kultowego jazzowego labela cały czas się powiększa. Gitarzysta Lionel Loueke, basista Derrick Hodge, pianista Fabian Almazan, grający na wibrafonie Stefon Harris a przed kilkoma miesiącami trębacz z zespołu Jose Jamesa - Takaya Kuroda to wszystko młodzi muzycy wychowani, na przełomie lat 70tych i 80tych. Jazz był muzyką ich rodziców - Coltrane już nie żył a Miles był dziwnym panem po 50tce. Starsza siostra - czy, jak widać starszy brat, dziś rezydujący w Białym Domu - zdzierali wtedy czarne płyty Greena, Steviego Wondera, Marivna Gaye’a czy Roberty Flack. Stevie Wonder stał się jednak i ich bohaterem - i to za sprawą pojawienia się w kultowym, także w Polsce, serialu „The Cosby Show”. Jak w swojej pierwszej książce „Mo Meta Blues” wspomina Questlove: [to właśnie wtedy] „99% z nas - tych, którzy później zostali producentami hiphopowymi - zobaczyło sampler po raz pierwszy. […] To właśnie ta scena z serialu NBC sprawiła że ostatecznie zanurzyłem się w hiphopie.”.
W tym samym czasie co perkusista The Roots objawienie przed telewizorem przeżywał J Dilla - przedwcześnie zmarły raper i producent znany m.in. z grupy Slum Village, czy współpracujący z Beasty Boys i Jay’em Z producent Just Blaze. Wszyscy oni - z Jamesem, Porterem, Hodgem należą do jednego pokolenia. Mieli takie same telewizory, magnetofony, pierwsze samplery - podobne płyty i kasety. To, że jedni zaczęli grać hiphop a drudzy jazz jest w pewnym sensie kwestią drugorzędną.
Oczywiście nie sposób nazwać powyższych kilku migawek z USA początku lat 80tych przyczynkiem do obrazu całego pokolenia. Pokazują one jednak choć odrobinę doświadczenie, podwórko na jakim wyrastali dzisiejsi muzyczni luminarze. Więcej dowiedzieć się można z ich płyt. Posłuchajmy więc kilku krążków młodych artystów spod znaku wydawnictwa Blue Note - jazzowej New America.
Czarne Radio
„Black Radio” pianisty Roberta Glaspera było jedną z pierwszych produkcji Blue Note pod dyrekcją nowego dyrektora firmy - Dona Was, producenta znanego wcześniej ze współpracy z The Rolling Stones a także m.in. Bobem Dylanem, Igim Popem, Ringo Starrem czy Roy'em Orbisonem. Oto za sterami jazzowej legendy przyszedł człowiek z poza jazzowego świata.
Tytułowe „Black Radio” ma być czarną skrzynką - jak śpiewa w tytułowym utworze Yasuun Bey: „wielki ptak przelatuje nad przełęczą / jedyna rzecz która przetrwa zderzenie / black radio”. Jak w liner-notes albumu dodaje Angelika Beener, blogerka, autorka serwisu alternate-takes.com: „Black Radio” to dowód prawdziwości Czarnej muzyki. Tak jak czarna skrzynka na pokładzie samolotu, Black Radio jest niezniszczalnym nośnikiem prawdy. […] Przez stulecia muzyka czerpiąca z dusz Czarnych była nie tylko opowieścią o naszych doświadczeniach, ale także pozostała amerykańskim wzorcem dla wszystkiego co nastąpiło po niej. Była obiektem zazdrości, naśladowana, symulowana czy wreszcie nieustannie na nowo wyobrażana przez resztę świata. Nasza muzyka jest na wierzchołku innowacyjności i najwyższą formą nas samych”.
Zgodziłby się z tym z pewnością i nasz Tomasz Stańko, który w rozmowie z nami wspominał: „Nikt sobie jeszcze do końca nie zdaje sprawy jak dużo Czarni wnieśli w sztukę. Ludzkość zrobiła rodzaj koła - całe nasze człowieczeństwo wyszło przecież z Afryki - i okrążyło świat. Cała nasza cywilizacja, cała nasza kultura, Crô-Magnon - wszystko to rozegrało się gdzie indziej, ale teraz wraca - wraca do Afryki.”.
Nie jest to jednak retrospektywa, Glasper wie co doprowadziło go w muzyce do miejsca w którym jest, wie, na czyich ramionach stoi, po czyich chodził śladach - jednak patrzy przed siebie. Nie jest w tym osamotniony. Black Radio od początku było produkcją - wyrazem współpracy i jedności pewnego kolektywu. Właściwie gdyby wysłuchać całej płyty z zawiązanymi oczyma, trudno byłoby się domyśleć, że krążek ten wyszedł spod ręki pianisty. To głosy - Erykah Badu, Lalah Hathaway, Ledisi, Meshell Ndegeocello, Bilala i innych wydają się być tu na pierwszym planie. W rzeczywistości jednak najsilniej bije z tej płyty… vibe, groove nawiązujący do estetyku soulu, r’n’b czy hiphopu - po stokroć bardziej niż do jakiejkolwiek formy związanej stricte z jazzem.
Może też i dlatego nagrody, które z impetem wpadały w ręce Roberta Glasepra - od Grammy, przez wyróżnienia krytyków i czytelników DownBeatu czy też członków Jazz Journalist Association - wszystkie otrzymał w kategoriach około-jazzowych i r’n’b.
Jazz znudził mnie do tego stopnia, że nie zmartwiłbym się, gdyby spotkało go coś złego - Gdy dostajesz z liścia to oczywiście boli, ale także budzi cię z pewnego letargu. Czuję, że jazzowi przydałby się porządny klaps w tyłek - mówił Glasper na łamach… magazynu Down Beat przy okazji premierty „Black Radio”. Podobne wypowiedzi można było usłyszeć, gdy promować przyszło drugą część dzieła - „Black Radio 2”.
To jest mój człowiek - Roy Ayers - mówił na łamach Wall Street Journal wychwalając dokonania wibrafonisty, którego utwór „Searching” gra wraz ze swoją formacją Experiment - Roy nigdy nie czuł że jest winien coś jazzowemu środowisku - ja też tego nie czuję. Właśnie w jazzowy establishmentcie dostrzega Glasper największego wroga tej muzyki i najwyższą tamę, która odgradza ją od młodych słuchaczy: „Jedynym ich celem jest zachowanie wszystkiego „po staremu”. Jeśli usłyszę jeszcze jeden hołd dla Duke’a Ellingtona czy kolejny boks jego pamięci…” - odgraża się muzyk. Z drugiej strony muzyk w innym wywiadzie przyznaje, że nie byłoby jego muzyki gdyby nie dokonania Herbiego Hancocka, który jest dla niego wzorem.
Glasper wychował się na muzyce gospel. Gry na fortepianie nauczyła go matka, która jako wokalistka i pianistka zarabiała na życie śpiewając w kościołach i klubach. Wkrótce pałeczkę przejął po niej syn. Jazz poznał dopiero w liceum. Na studia przeniósł się z Huston do Nowego Jorku. W tamtejszej New School uczył się jazzu, grywał ze swoim trio w Village Vanguard, ale większą frajdę sprawiało mu granie nocnych setów w towarzystwie hiphopowców. Przybierał wtedy pseudonim Ladius Young.
Nie wymagajmy od dzisiejszych młodych słuchaczy by przed koncertem zapoznali się z historią ostatniego muzycznego 100-lecia - radzi Glasper tym, którzy chcieliby otworzyć muzykę jazzową dla młodych uszu - Dzisiejsza młodzież często nie widziała na oczy prawdziwego fortepianu. Wielu przedstawicieli jazzowego środowisko chciałoby by dzisiejsi nastolatkowie mieli takie same muzyczne sympatie jak ich rodzice i dziadkowie. Poza tym ludzie jazzu powinni wreszcie zadbać o wizualny aspekt swoich koncertów - lata temu dostrzegli to wykonawcy pop czy hiphopowcy.
Otwieranie jazzu na muzykę R&B oraz inne współczesne wpływy nazywa Glasper czynieniem go na powrót istotnym. Odpór Glasperowi dał m.in. Wynton Marsalis. Trębacz, zdobywca nagrody Pulitzera a także dyrektor Jazz at Lincoln Center uznał, że Glasper nie robi niczego, co w jazzie nie byłoby znane od lat.
Ciekawy głos w tej sprawie przywołał dziennikarz i autor podcastu The Jazz Session - Jason Crane - który to samo pytanie - o istotność, ważność, adekwatność jazzu - zadał w roku 2009 Sonny’emu Rollinsowi.
To czy jazz jest istotny czy nie zależy od tego czym ten jazz dla ciebie jest. Jeśli uważasz, że jazz to trio z fortepianem w małym nocnym klubie - dobrzy muzycy, może w towarzystwie wokalistki - przed sceną zadymiona publiczność przy stolikach - jeśli tak wyobrażasz sobie jazz, to jasne, że ni jak nie przystaje to do dzisiejszych czasów - odwołuje się bowiem do konkretnego tam i wtedy. Jazz jest jednak czymś znacznie większym. Jazz to wolność wypowiedzi. Czy w tym sensie jazz jest wciąż istotny? Oczywiście, że tak, bo zawsze będą ludzie, którzy poprzez muzykę starają się wyrazić siebie. Dla mnie jazz jest jak wielki parasol, pod którym zmieścić może się wiele stylów.
Podejmowanie próby tworzenia czegoś w muzycznego i spontanicznego jest częścią naszego życia. Jest jak pogoda, która, czy słońce czy deszcz, zawsze tam jest. Jazz sprowadzony tylko do wąską rozumianej pamięci - nie, taki jazz nie jest dziś ważny. Ale jazz jako głos ludzi szukających wolności - tak! Taki jazz jest niezwykle istotny.
Na swojej ostatniej płycie „Black Radio 2” Glasper kontynuuje format, jaki ukuł na poprzednim krążku. Tym razem towarzyszą mu jeszcze większe gwiazdy, na czele z Norah Jones, Macy Greyt, Jill Scott, Faith Evans czy Marsha Ambrosiu. Album błyskawicznie trafił na pierwsze miejsce jazzowego notowania Billboardu.
Z formacji Robert Glasper Experiment na niepodległość zdążył się już wybić basista z tego składu: Derrick Hodge. Był to logiczny krok w karierze muzyka, który swego talentu udzielał już artystom takim jak Kanye West, Timbaland, Terrence Blanchard, Mulgrew Miller i, nieco w tym zestawieniu zaskakujący: Osvaldo Golijov - urodzony w Argentynie kompozytor, jedna z gwiazd współczesnego świata muzyki klasycznej.
Jego autorski debiut w Blue Note nosi tytuł „Live Today”. To muzyka dużo mniej „widowiskowa” niż Glasperowe Experiment, bo też nie taki był jej cel. Miało być tu i teraz - „Live Today”. Basista zaprosił do współpracy swoich przyjaciół i specjalnie dla nich napisał, niemal na kolanie, wszystkie melodie, pragnąć w ten sposób nakreślić ich obraz - który złoży się na jego własny, muzyczny autoportret. Na płycie pojawiają się wszyscy członkowie Experimentu - obok Glaspera także perkusista Mark Colenburg i saksofonista Casey Banjamin - a także m.in. hiphopowy artysta Common, pianista, którego solowa płyta „ukazała się niedawno nakładem ECM - Aaron Parks, saksofonista tenorowy Marcus Strickland czy perkusista, którego Questlove określił mianem prawdopodobnie najbardziej niebezpiecznego z żyjących dziś perkusistów - który na nowo wymyśla wszystko to, co można zrobić na bębnach - Chris „Daddy” Dave.
The same Strange Fruit
W lutowy wieczór 17-letni chłopak imieniem Trayvon wyszedł do sklepu kupić paczkę Skittlesów i sok owocowy. Odwiedzał właśnie swoich krewnych w miejscowości Sanford. Gdy wracał z zakupami do domu zauważył go funkcjonariusz Ochotniczej Straży Sąsiedzkiej - George Zimmerman. Jego zdaniem czarnoskóry chłopiec w kapturze zachowywał się podejrzanie. Zimmerman zadzwonił na policję by podzielić się swoimi obserwacjami. Zaraz potem doszło do konfrontacji Trayvona i strażnika. Chwilę później 17-latek już nie żył, zastrzelony przez Zimmermana, jak 13 lipca 2013 roku uznał sąd stanu Floryda - w samoobronie. Wydarzenia te - tak morderstwo niewinnego, bezbronnego nastolatka jak i proces, w którym wymiar sprawiedliwości dowiódł, że można zabić drugiego człowieka tylko dlatego, że się go boimy bo np. jest czarny i zakapturzony - sprawiły, że w USA nikt już chyba nie wierzył, że wraz z wyborem Baracka Obamy na najwyższy urząd w państwie Stany weszły w erę post-rasową.
Kilka dni po zabójstwie Trayvona Martina czarnoskóry wokalista Jose James wykonał i umieścił na soundcloudzie swoją wersję utworu Billy Holiday „Strange Fruit” -
To mogłem być ja, 35 lat temu - komentował sprawę Trayvona Martina prezydent USA 6 dni po tym jak zapadł wyrok uniewinniający Zimmermana - Nie ma wielu Amerykanów pochodzenia afrykańskiego, którzy nie doświadczyli śledzącego ich wzroku podczas zakupów w domu towarowym. Dotyczy to także mnie. Nie ma wielu Amerykanów pochodzenia afrykańskiego, którzy przechodząc przez ulicę nie słyszeli szczęku zamków w drzwiach stojących przed przejściem samochodów. Zdarzało się to i mnie - przynajmniej do czasu, gdy zostałem senatorem. Nie ma też wielu Amerykanów pochodzenia afrykańskiego, na których widok kobiety w windzie nie zamykały nerwowo swoich torebek wstrzymując oddech aż do chwili gdy mogą opuścić windę. To zdarza się często. Nie chciałbym przesadzać, ale takie doświadczenia mają wpływ na to jak społeczność Amerykanów pochodzenia afrykańskiego odbiera to, co zdarzyło się na Florydzie - mówił dalej prezydent.
Jednym z głównych haseł kampanii wyborczej nowego burmistrza Nowego Jorku - Billa de Blasio była zaniechanie dotychczasowej praktyki zwanej stop & frisk, polegającej na rutynowym zatrzymywaniu i przeszukiwaniu obywateli przez Policję tego, jak i innych dużych miast USA. To funkcjonariusze decydowali kogo powinni sprawdzić. W 80% akcje stop & frisk dotyczyły czarnoskórych Amerykanów badź przedstawicieli innych mniejszości etnicznych. O swoich doświadczeniach ze stop & frisk opowiedziała niedawno w krótkim filmie dokumentalnym Matana Roberts.
Co ma to wszystko wspólnego z muzyką? Bardzo wiele. Bo oto znów jazz, od swych początków - do dziś - nieodzownie związany z kulturą czarnoskórych Amerykanów - a za razem dany jako dar dla wszystkich ludzi, w tym także innych wykluczonych - stał się bezpiecznym miejscem, agorą, językiem, w którym wspólnota przeciwników oceniania ludzi przez pryzmat koloru skóry - mogła się spotkać.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.