Belonging

Autor: 
Maciej Karłowski
Branford Marsalis Quartet
Wydawca: 
Blue Note
Data wydania: 
28.03.2025
Dystrybutor: 
Universal
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Branford Marsalis: Saxophones Joey Calderazzo: Piano Eric Revis: Bass Justin Faulkner: Drums

Kiedy Branford Marsalis wydaje płytę świat jazzowy, może nie, że wstrzymuje oddech, choć zapewne jest pokaźne grono i takich, ale na pewno odkłąda codzienne zajęcia i przygląda się z zaciekawieniem. Kiedy Branford Marsalis ogłasza, że wchodzi w poczet artystów nagrywających Blue Note, jazzowy półświatek wyraża więcej niż zaciekawienie, ale kiedy ten sam Branford Marsalis, już w blue note'owo wyfasowanym garniturze ogłasza, że zajmie się albumem Belonging to sprawa wydaje sięna tyle poważna na tyle, że nawet niepodziwiający na codzień marsalisowkiej muzyki słuchacze stają słupka i zacierają ręce.

Ostateczne bowiem mało jest ludzi oddanych jazzowi mających neutralny stosunek do albumu, na którym razem słychać Keitha Jarretta, Jana Garbarka, Palle Danielssona i Jon Christensena. W swoim czasie tak zwany europejski kwartet Jarretta był na ustach wszystkich, a jego dokonania w znaczący sposób wpłynęły na kolejne pokolenia jazzowych twórców odbiorców jazzu, a w historii gatunku zaznaczył się złotymi i nieskromnymi literkami. Nie pozostało bardzo wiele płyt dokumentujących tamten czas, podobnie zreszta jak i nie za wiele jest nagrań amerykańskiego odpowiednika jarretowskich kwartetowych wyczynów, ale te, które znamy to same sztosy. Belonging zajmuje w tej kolekcji sztosów miejsce szczególne, ponieważ sama będąc sztosem, zawiera kilka utworów mających sztosu status. 

Fakt, że jakiś album przykuwa uwagę wielkiego Branforda na tyle żeby wypowiedzieć się całą płytą sygnowaną własnym nazwiskiem to kolejne plus 10 do sztosowatości, bo i Branford sam w sobie uchodzi za sztos. Blue Note to następna dyszka na sztoswadze. Mamy więc, coś unikatowego! Po prostu same sztosy.

Kiedy album został nagrany, w 1974 roku, Branford był w liceum, i jak wspomina słuchał muzyki r'n'b. Muzyką Jarretta zainteresował się gdy już na dobre rozpoczał podróż jazzową, ale nie były to od razu jarretowskie kwartetowe peregrynacje. O istnieniu Belonging w ogóle nie miał pojęcia. Nabrał go dopiero w latach 80. dzięki Kenny'emu Kirklandowi. Jak wspomina "Któregoś dnia, (..) siedzieliśmy w samolocie, Kenny założył mi słuchawki i puścił „My Song” [album kwartetu Jarretta z 1978 roku – dop. Red.]. Kiedy po pięciu minutach próbował zabrać słuchawki z powrotem, odtrąciłem jego rękę, a kiedy dotarliśmy do następnego miasta, wyszedłem i kupiłem wszystkie nagrania tego zespołu.

Przed dekady jednak ta muzyka, choć jak zapewnia Branford głęboko zapadła w jego pamięć i serce, to jednak nie zainspirowała go na tyle mocno by można było jej wpływ usłyszeć w jego późniejszej twórczości. Do tej pory zresztą nie za bardzo można te inspiracje odnaleźć, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę te branfordowskie albumy, na których prezentuje własne kompozycje. Na silniejsze odniesienie się do twórczości kwartetu Jarrett/Garbarek poczekać trzeba było do 2019 roku. Wówczas na płycie „The Secret Between the Shadow and the Soul” pojawił się jeden utwór z legendarnej płyty, "Windup", ale także zrodził się pomysł, rzucony zresztą przez Erica Revisa, by pochylić się kompleksowo nad całą zawartością historycznej płyty i zrobić z ta muzyką coś wyjątkowego. Pomysł się spodobał i ani obejrzeliśmy się, a sześć lat póżniej mamy to co mamy. A co mamy?

Przede wszystkim album znacznie dłuższy niż oryginał. Inaczej niż w oryginale rozkładają się proporcje pomiędzy przestrzeniami tematów i partiami solowymi. Inaczej też te solowe partie zostały rozdysponowane pomiędzy poszczególnymi muzykami. Nic w tym dziwnego, ostatecznie Branford nie miał w planie odwzorowania zdarzeń z historycznej płyty. Nie miał intencji jaka przytświecała niegdys formacji Mostly Other People Do The Killing gdy pracowała na Kind Of Blue by odegrać literalnie dźwięk po dźwięku. Zapewne mógłby tak zrobić, bo klasa i jakość rzemiosła zarówno niego samego i jego bandu stwarza odpowiedni po temu istotny potencjał. Pytanie tylko właściwie po co miałby to robić. Są na nowym Belonging momenty, zwłaszcza w grze Branforda, wprost wzięte od Jana Garbarka. Marasalis nie czyni z tego żadnej tajemnicy. Nie mniej nowe Belonging wydaje się raczej pretekstem zaprezentowania siebie przez pryzmat tego co zdarzyło się kiedyś. I tu mamy jak mawiał Dario, jeden z bohaterów "Ślepnąc od świateł", problemik, ponieważ czy tego chcemy czy nie, trzeba pamiętać, że kiedyś, 1974 roku zdarzyła się pionierska akcja artystyczna otwierająca drzwi innej wrażliwości jazzowej i brzmienne w konsekwencje poszerzenie spektrum estetycznego rażenia, a dzisiaj w 2025 roku nie otworzyło się niemal nic ponad to, co wiedzielibyśmy dotychczas czyli, że Branford jest świetnym saksofonistą ma znakomity band i może wszystko czego się dotknie zmienić w produkt.

Czy to intersująca zmiana? No nie jestem pewien, choć skłamałbym twierdząc, że nie słucha się tej płyty więcej niż dobrze i że nie zyskuje z każdym kolejnym odsłuchem szczególnie gdy będziemy jej słuchać nie przez pryzmat oryginału. W wywiadach wokół Belonging Marsalis powiedział, że największą korzyścią, jaką mamy, jest 50 lat doświadczeń, których zespół Keitha wtedy jeszcze nie miał i nasza zdolność wspólnego ich przetwarzania. Trudno się z tym nie zgodzić. To w istocie wielka korzyść, ale po co przemieniać nieoszlifowany diament w kamyk od Swarowskiego? Czy naprawdę potrzebujemy dowiadywać się, szczególnie od artystów z tak wielkimi możliwościami, że korzystne jest przemieniać wino w wodę? 

Zastanawiam się więc po co Marsalis sięgnął po Belonging? I tu znów odwołajmy się do krynicy wiedzy wszelkiej na temat Branforda Marsalisa czyli do Branforda Marsalisa. Wspomniał on, że wszystko, czego oczekuje każdy odbiorca, bez względu na rodzaj muzyki, to wspaniałe linie melodyczne, harmonia i doskonała rytmika – wyjaśnia. – Tak naprawdę nie ma większego znaczenia, dokąd prowadzi nasza muzyczna podróż, bylebyśmy umieli prowadzić swoją narrację i nie pogubili się. 

Czy aby na pewno tego właśnie oczekuję odbiorca i czy na pewno to najważniejsze o co chodzi w muzyce? W dziedzinie entertainment bez wątpienia to wartość wielka i wręcz fundamentalna. A może Marsalis nagrał Belonging w 50 rocznicę powstania płyty, bo mógł i nie stoi za tym, żaden inny, ani żaden ważny powód?

1. Spiral Dance (Keith Jarrett), 2. Blossom (Keith Jarrett), 3. Long As You Know You're Living Yours (Keith Jarrett), 4. Belonging (Keith Jarrett), 5. The Windup (Keith Jarrett), 6. Solstice (Keith Jarrett)