Yatoku
Płyta tria naszych ukraińskich braci wspomaganych przez Niemca jest przykładem na to, że niemal wszystkie koncerty winny się ukazywać na płytach. Na koncercie tria Jurija Jaremczuka, Marka Tokara i Klausa Kugela byłem. Oglądałem. I...? Powiem tak: w natłoku innych koncertów Pierwszej Krakowskiej Jesieni Jazzowej, koncert ten przeszedł niemal bez echa.
Owszem, podobało mi się to i owo, ale... Maruda ze mnie i skłonny byłem widzieć więcej w tej muzyce rzeczy złych niż dobrych. Podobał mi się wówczas Jaremczuk na klarnecie. To pamiętam. Niezły był Kugel. Niezły Tokar. No właśnie: niezły. Nie znaczy to wcale, że dobry. Dziś, kiedy dane mi jest słuchać tej muzyki z płyty, oczywiście w dużym skrócie, brzmi ona - co tu dużo ukrywać - wspaniale. Wysmakowane dźwięki saksofonu i klarnetu są dzielnie omawiane przez kontrabas i perkusję, która jest o wiele gęstsza niż dozwalają na to reguły. Skoro zaś reguły przekracza, to musi być dobrze. I jest.
Sześć dowcipnie zatytułowanych utworów jest tym, co takie misie jak ja lubią najbardziej - improwizacją sięgającą jakichś praźródeł muzyki. Zespół brzmi niemal atawistycznie. Tworzy muzykę, jak kult. Muzykę, do której można sięgać, nurzając się w niej jak w czymś niemożliwie pierwotnym i która nurza słuchacza w sobie, jak w jakiejś magmie. Daleki jestem od słów o jej nowatorstwie, jednak podziwiam wszystko inne, co na płycie tej zawarte. Dwaj Ukraińcy wspomagani przez muzyka zza zachodniej granicy tworzą przeżycie tak intensywne, że pragnie się tylko jeszcze więcej. Dźwięki, które tworzą, niemal wchodzą do samego słuchacza jestestwa. Pierwotnie. Cudownie.
Słuchajcie, zatem, a nie czytajcie.
1. YATOKU; 2. TOKUYA; 3. KUYATO; 4. YAKUTO; 5. TOYAKU; 6. KUTOYA
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.