Switchback w Pardon To Tu - koncert, który nie powinien nikomu umknąć

Autor: 
Bartosz Adamczak
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina
Jeszcze kilka lat temu obnosiłem z dumą lokalnego patrioty opowieści o koncertach w krakowskiej Alchemii, dzisiaj występy z prawdziwego zdarzenia zdarzają się tam okazyjnie (choć tegoż samego dnia, którego dotyczy niniejszy tekst pojawiło się tam duo Tomasz Stańki z Marcinem Maseckim). Teraz z zazdrością spoglądam regularnie na facebookowe zaproszenia do klubu Pardon To Tu gdzie tydzień w tydzień pojawiają się na scenie muzycy wyjątkowi, często na jedynych występach w Polsce.
 
Nagromadzenie kilkudniowe takich „pojawień się” się było motywacją wystarczająco do przebycia tych kilkuset kilometrów a muzyka, która wydarzyła się w Pardon przy okazji koncertów The Thing i tria Johna Dikemana z Williamem Parkerem i Hamidem Drakiem była wyborna. 
Maraton zakończył kwartet Switchback, w skład którego wchodzą reprezentanci Chicago – Mars Williams i Hilliard Greene, znany nam doskonale Wacław Zimpel oraz jego częsty współpracownik Klaus Kugel. Mars, otoczony gromadką saksofonów i stertą zabawek, Wacław z klarnetami oraz kolekcją drewnianych fletów (jednym z nich, sięgał do 3ego rzędu publiczności), Klaus schowany za całym arsenałem gongów, jedynie Hiliard, jakoś tak skromnie, z samym kontrabasem i smyczkiem.
 
Wyczarowali na scenie muzykę pełną melodii, zadumy. Mars i Wacław prowadzili nieustanny harmonijny dialog, w którym wyraźnie słyszalne były fascynacje muzyczną kulturą Wschodu (wzmocnione dronowym dźwiękiem shruti box), słodki ton alto klarnetu Wacława kontrowany jest nieco ostrzejszym brzmieniem saksofonu Williamsa, w pełnym gracji solu smyczkiem Hilliarda słychać pieśni negro spirituals, Klaus jest zaś perkusistą o wielkim wyczuciu dramaturgi muzycznego spektaklu, a kiedy nadchodzi kulminacja, gongi i talerze rozbrzmiewają rzęsiście. 
Muzyka, otwarta, ale też bardzo harmonijna, często delikatna wznosiła się swobodnie. Muzyka, która jest pewnym doświadczeniem wspólnoty. Pełna uniesień, energii ale przede wszystkim pozytywnej energii. Koncert więc zakończony został duetem pozytywek. 
 
Ten koncert mógł umknąć w 4-dniowym maratonie, a nie powinien, to była piękna jego puenta. Po 4 dniach czas wrócić do rzeczywistości.