Ukrapol w Pardon To Tu – intensywna dzikość pogranicza
Niedzielny koncert kwartetu Ukrapol okazał się dla mnie bardzo miłą niespodzianką. Jako entuzjasta muzyki synkretycznej, czerpiącej inspiracje z różnych tradycji kulturowych, zdaję sobie sprawę jak ciężko przy tego typu eksperymentach zachować wyrazistość i nie zatracić własnego języka. Muzykom podczas wczorajszego występu nie zabrakło ani pasji, ani umiejętności w przedstawieniu nieoczywistej interpretacji ukraińskich motywów melodycznych, przefiltrowanych przez free jazzową wrażliwość. Całość złożyła się w chyba na najbardziej satysfakcjonujący czerwcowy koncert jaki miałem przyjemność oglądać w Pardon To Tu.
Projekt Ukrapol tworzy czterech doskonałych instrumentalistów: Mark Tokar - ukraiński kontrabasista o międzynarodowej renomie (o czym najlepiej świadczy udział w Resonance Kena Vandermarka), Maciej Cierliński – muzyk improwizujący na lirze korbowej, oraz połowa kwartetu Hera w osobach Pawłów Postaremczaka i Szpury. Ukrapol w założeniu miał stanowić medium dla tradycyjnej muzyki ukraińsko-polskiego pogranicza i jakkolwiek sam opis mógłby nastręczać dużą ilość wyobrażeń odnośnie dźwiękowej treści, tak w wykonaniu nie było absolutnie miejsca na znaki zapytania. Słuchacze zostali skonfrontowani z bardzo klarowną, świadomą muzyczną wizją, w moim odbiorze - szalenie intrygującą.
Po dość lakonicznej, zabawnej prezentacji składu przez Marka Tokara, muzycy wystartowali bardzo mocno, z pazurem. Prawdopodobnie początek występu był jednym z trzech, czterech momentów, podczas około półtorej godzinnego koncertu, kiedy artyści grali jednocześnie. W pozornym chaosie nie było jednak mowy o przekrzykiwaniu. Zaprezentowanie potężnej ściany dźwięku z wybijającym się nieco Pawłem Postaremczakiem na saksofonie tenorowym, który na tle muzycznej gęstwiny wytworzonej przez resztę składu, snuł swe ekstatyczne, dość uporządkowane solo, było posunięciem ryzykownym. Początek nie stanowił reprezentatywnego obrazu oblicza grupy, był natomiast jak uderzenie obuchem w łeb, oszołomienie, które mi osobiście się podobało, zniechęciło niestety kilka osób i już na początku audytorium uległo lekkiemu przerzedzeniu. Mówi się trudno. W dalszej części występu muzycy pokazali bardzo umiejętne stopniowanie intensywności, która na początku w swej mocy, zdawała się zapowiadać szaleństwo na granicy uporządkowania.
Artyści rozstawili się na scenie bardzo czytelnie pod względem cyrkulacji dźwięków. Paweł Szpura, który tym razem zachwycił dużą muzyczną wyobraźnią, pozwalającą na zagospodarowanie nawet najmniej oczywistych wolnych przestrzeni, ustawił swój zestaw na prawym skraju sceny. Szpura tworzył niezwykle gęste, plemienne, często wybuchowe rytmy, trochę jak outsider, jednak na tyle pewnie i konsekwentnie, że właściwie nadawał ton dużej części występu, a muzycy – w szczególności Tokar – grali pod niego. Mark Tokar okazał się osobą o największej scenicznej ekspresji, która gdyby nie świetna dyspozycja pozostałych, mogłaby skraść występ. Grę ukraińskiego muzyka określiłbym jako chimeryczną. Kontrabas daleki był od przegadania, struny szarpane jedynie w odpowiednich momentach, często milkły nagle i niespodziewanie. Tokar zarówno palcami, jak i smyczkiem grał bardzo ascetycznie, choć pewnie i konsekwentnie – stanowił doskonały łącznik między Szpurą, a harmoniczno-lirycznym lewym skrzydłem zajmowanym przez Postaremczaka i Cierlińskiego. Najciekawiej w moim odbiorze wypadały duety poszczególnych muzyków, za każdym razem słuchających się nawzajem i otwartych na pomysły wypływające z drugiej strony.
Muzyka Ukrapolu, uwzględniając również erupcje kolektywnej energii, miała ładunek bardzo romantyczny, emocjonalny i melancholijny – szczególnie w momentach wokalnych popisów Tokara, bądź lirowych, narracyjnych solówek Cierlińskiego. Doskonale słuchało się tych dźwięków z zamkniętymi oczami, choć często warto je było otworzyć, żeby podpatrzeć zachowanie Marka Tokara, który zdawał się traktować swój instrument jak żywy organizm.
Koncert trwał dość długo jak na wysokie standardy temperaturowe w Pardon To Tu i wręcz zatrważająco lichą frekwencję. Próbowałem znaleźć racjonalne wytłumaczenie dla pustek na widowni, lecz się nie udało. I choć wraz z kilkoma jazzowymi „ultrasami” klaskałem głośno w nadziei na bis, musiałem obejść się smakiem. Tak czy inaczej muzyka okazała się znakomita, a tym którzy nie przyszli na występ pozostaje jedynie w zgryzocie i poczuciu zmarnowanej szansy przeczytać niniejszą relację. Wypatrujcie kolejnych koncertów Ukrapolu – naprawdę warto!
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.