Termomix
Są takie zespoły, dla których każda kolejna płyta jest doskonałą okazją do tego, żeby rozwinąć swoje koncepcje artystyczne i brzmienie. Grupa Algorhythm z pewnością zalicza się do tego nie tak znowu szerokiego grona i powoli zaczyna to być jej znakiem rozpoznawczym. Na przestrzeni zaledwie trzech albumów i czterech lat, które dzielą wydanie debiutanckiego “Segments” od najnowszego “Termomix”, zmiany dokonały się w ekspresowym tempie, a muzyka zdecydowanie zyskała na jakości.
O ile pierwszy album zespołu zawierał w moim przekonaniu muzykę dość przewidywalną i niezbyt angażującą uwagę słuchacza, to już drugie wydawnictwo zatytułowane “Mandala” było bardziej odkrywcze i wyraźnie lepsze. Algorhythm otrzymali nawet nominację do nagród Fryderyki w kategorii album roku i zbiegło się to wszystko z ogólnym pozytywnym odzewem ze strony recenzentów i krytyków.
Dotychczasowe zmiany w muzyce trójmiejskiego zespołu miały charakter ewolucyjny. “Termomix” to już zupełnie nowa odsłona, osobny wręcz rozdział w twórczości artystów i to nie tylko pod względem personalnym. Po odejściu kontrabasisty Krzysztofa Słomkowskiego, zespół skurczył się do kwartetu, ale przy okazji przeszedł prawdziwą metamorfozę. Przede wszystkim Algorhythm znacznie rozszerzyli swoje instrumentarium, a myślenie o muzyce wykracza już daleko poza akustyczny jazz. Do głosu doszły więc, m.in. syntezator basowy Moog, pianino elektryczne Wurlitzer, czy Fender Rhodes. Oprócz tego duże znaczenie odgrywają w tej chwili efekty elektroniczne, niemal hip hopowe bity i sample z filmów o tematyce… kulinarnej.
Prawie każdy z utworów zawartych na płycie jest zlepkiem wielu motywów i wątków, które są do siebie dopasowane niczym puzzle. Teoretycznie nie powinny się układać w jedną całość, gdyż na pierwszy rzut oka wyglądają jakby były pomieszane z różnych zestawów. Jednak w tym przypadku to tylko pozory.
Album jako całość przypomina bardziej mixtape, który został oparty na tym, co zespół nagrał wcześniej w studiu. Prawdopodobnie dużo pracy wykonano na etapie tzw. postprodukcji. Ważne, że powstała z tego bardzo ciekawa płyta, która wymyka się gatunkowym szufladkom. Przy okazji cieszy to, że Algorhythm nie chcą się powtarzać i wciąż poszukują nowych formuł i koncepcji. “Termomix” jest póki co ich zdecydowanie najlepszą płytą, którą przy okazji udowadniają, że w muzyce nie zagrano już wszystkiego.
1. Termomix; 2. Lemon Zest; 3. The Ancient Snack; 4. Baba Ganoush; 5. The Recipe; 6. Hakuna Chakula; 7. Chocolate Pudding; 8. Mario; 9. Obscure Specialities; 10. Mulligatawny; 11. Eggs; 12. Transgroove; 13. Antipasti Suite; 14. The Party's Over;
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.