Show Dominika Bukowskiego w 12on14
Zdarzają się koncerty, kiedy nie tylko obcuje się z taką czy inną muzyką, ale również – poprzez ich dramaturgię, naturę artystów, aurę wieczoru i energię publiczności – doświadcza się inspirującego do refleksji zjawiska. Niedawna wizyta wibrafonisty Dominika Bukowskiego w dwóch odsłonach w klubie 12on14 zachęciła mnie do tego rodzaju zastanowienia. Nie od dziś fani jazzu wiedzą, że Bukowski to nie tylko zapracowany lider i kompozytor, ale również aktywny sideman współtworzący kilka zespołów. O tych różnorodnych obliczach artysty można było przekonać się właśnie podczas owego wieczoru w warszawskim lokalu, gdzie zagrały dwie grupy z Bukowskim w składzie. I to wszechstronność artystyczna wibrafonisty stanowi zagadnienie, które warto zgłębić.
Koncert rozpoczął występ jego kwartetu, który zaprezentował kompozycje lidera oraz dwie bazujące na polskich motywach ludowych. W repertuarze znalazło się kilka utworów ze znakomicie przyjętej płyty „Sufia” sprzed roku, będącej zapisem gdańskiego koncertu grupy wibrafonisty z Amirem ElSaffarem na trąbce oraz santurze, Adamem Żuchowskim na kontrabasie i Patrykiem Doboszem na perkusji. To album z muzyką prawdziwie natchnioną, pełną skupienia na detalu kompozycyjnym i brzmieniowym, łączącą jednak powagę z żywiołem kolektywnej gry. „Sufia” jest również fuzją inspiracji, o których Bukowski przed tamtym koncertem mówił następująco: „To nie będzie podróż na Bliski Wschód, ale próba znalezienia wspólnego pierwiastka muzycznego między kulturą polską a wschodnią”. Kilka miesięcy później dodawał: „Mam wrażenie, że udało nam się stworzyć wspólną nić porozumienia, inspirowaną chyba już nie tylko kulturą wschodnią i polską, gdyż teraz słyszę w tej muzyce także wpływy bałkańskie czy muzykę klezmerską”.
Na czerwcowym koncercie ElSaffara zastąpił trębacz Emil Miszk, który od początku współtworzył kwartet wibrafonisty. Brakowało jednak w jego poprawnej i raczej ostrożnej grze siły wyrazu, osobistego tonu, wciągającego improwizowania – co gwarantował projektowi ElSaffar. Tym bardziej więc uwagę skupiali pozostali muzycy kwartetu: kontrolujący całość, oddany sztuce Bukowski; odważny w stosowaniu niecodziennych technik Żuchowski, starający się w pewnych momentach – niestety nie dość precyzyjnie i konsekwentnie – odtworzyć brzmienie santuru, a nawet sitaru; dynamiczny i grający z wyobraźnią Dobosz, bezpretensjonalny w swym urozmaiconym, ożywionym muzykowaniu na zestawie perkusyjnym i darbuce.
O ile Bukowski objawił się jako mistrz ceremonii i dojrzały lider we własnym zespole, to inną jego stronę ujrzeliśmy w kwartecie saksofonisty Szymona Łukowskiego – on bowiem wystąpił w drugiej części wieczoru. Bukowski od kilku lat gra z Łukowskim, a grupa Bydgoszczanina jest właśnie jedną z jego pobocznych aktywności. Poza nim zobaczyliśmy na scenie kontrabasistę Pawła Urowskiego i perkusistę Sławka Koryzno.
Komentując ich koncert należy zacząć od stwierdzenia, że to muzyka o wiele mniej ciekawa od oryginalnej koncepcji Bukowskiego. Tradycyjnie ujęty jazz, z typową ekspozycją tematów i sekwencją zdarzeń solowych. Taką muzykę graną dziś przez młodych może uratować albo odświeżające spojrzenie, albo porywające wykonanie. Pierwsze trzy utwory autorstwa Łukowskiego zapowiadały bardzo złe wrażenia po zakończeniu koncertu (o ile dotrwałoby się do jego końca – niektórzy nie wytrzymali), ale na szczęście czwartą kompozycję napisał Bukowski. Chodzi o utwór „And The Winner Is...”, który zgrabną konstrukcją i ciekawą rytmiką tchnął w cały kwartet nowego ducha. Dzięki temu reszta koncertu upłynęła pod znakiem gry przyjemnie energetycznej, mniej konwencjonalnej niż na początku.
Zasługa Bukowskiego nie polegała jednak tylko na dostarczeniu inspirującej kolegów kompozycji i stylowej gry przez cały występ, ale również zaprezentował kilka wyśmienitych, „ognistych” solówek. Można sądzić, że w trakcie koncertu Bukowski poczuł, że w zespole brakuje charyzmy, i wziął na siebie pobudzenie widzów żywiołowymi partiami. Dał się tym samym poznać jako wybitny muzyk koncertowy, fenomenalny improwizator mądrze budujący narrację sola tak, by zawładnąć emocjami słuchaczy. Był w tym widowiskowy popis, ale w dobrym guście.
Domyślam się, że dla artystów obecnych zarówno na scenie, jak i na widowni, gra z Bukowskim i obserwacja jego różnorodnej pracy to nie lada lekcja. A dla słuchaczy – źródło dużej satysfakcji.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.