Fables
Nastrój? Jest. Brzmienie? Jest. Nawet melodie są. I nawet dość mi się ta płyta podoba - i wkurza za razem. Oto Girls in Airports - pochodzący z Danii kwintet, który z powodzeniem podbija europejską scenę jazzową.
No i właśnie to mnie wkurza. To w ogóle nie jest jazzowa płyta. I nie piszę tego dlatego, że wstąpiłem do jazzowego KKK i od teraz będę purystą, strzegącym muzycznej cnoty i gatunkowej czystości. Nie. Płyta „Fables” to po prostu zbiór instrumentalnych piosenek, zagranych z pomocą elektroniki, perkusji i perkusjonaliów oraz dwóch saksofonów. Są one ściśle zakomponowane, bez grama improwizacji - a przy tym dość proste, minimalistyczne, momentami ambientowe.
I choć sami muzycy mówią o swojej twórczości jako o ponad-gatunkowej mieszance a swoje utwory nazywają muzycznymi pejzażami - wszystko prawda - z jakiś powodów brandowani są przez muzyczny rynek jako zespół jazzowy. Girls in Airports wybrano jednym z 12 najbardziej obecujących zespołów jazzowych w Europie (12 Points Festival). Ich poprzednią płytę obwołano w Danii najlepszym jazzowym crossoverem roku 2010. Do obowiązku pisania o nich poczuwają się przede wszystkim jazzowe media. I czy wpływa to na odbiór muzyki Girls in Airports? Nie wiem. Czy sami są temu winni? Po części. Czy źle świadczy to o współczesnej kondycji jazzu? Zdecydowanie tak!
Tak jak katarskie kluby piłkarskie skupują boiskowych emerytów z europejskich lig, tak jazzowi włodarze starego kontynentu - promotorzy, dziennikarze i organizatorzy festiwali - pozyskać chcą za wszelką cenę coś, co mogłoby udowodnić, że jak najbardziej pozostają przy życiu a ich praca ma sens i uzasadnienie. Są jak facet po pięćdziesiątce, który całkiem estetycznie się zestarzał, ale zamiast prezentować się godnie, przebiera się za 20-latka i próbuje podrywać gimnazjalistki na dyskotece.
Przez takie podejście decydentów, chwytliwe muzyczne projekty średniej jakości mogą łatwo zostać wylansowane jako „nowe oblicze jazzu”. I nawet jeśli na sezon-dwa taka gwiazdka rozbłyśnie i zdobędzie poklask, na kondycję muzycznego środowiska - ani ogólne muzyczne wykształcenie słuchacza - nie będzie to miało dobrego wpływu. Chyba nikt nie został smakoszem czekolady po tym jak podany mu został wyrób czekoladopodobny. Z muzyką jest tak samo.
Przypinanie do Girls in Aiports jazzowej łatki jest jak zakładanie tupecika na łysą pałę. Nawet jeśli ktoś nie zorientuje się, że to sztuczne włosy, to i tak uzna, że wyglądasz dziwnie. To nie tylko przypadek Girls in Airports. Podobne byty znaleźć możemy bez trudu także nad Wisłą.
Zespół Girls in Airports wystąpi 14 listopada w Klubie Żak, w ramach festiwalu Jazz Jantar. Szczęśliwie akurat ten festiwal mieni się tak wieloma jazzowymi barwami, że pojawienie się na nim Duńczyków tego obrazu nie zmąci - a koncert, podobnie jak płyta, będzie pewnie całkiem sympatyczny. W kolejce do szatni ktoś może powie „No! Taki jazz to ja rozumiem!”. A ja już nic nie powiem.
01. Fables; 02. Sea Trail; 03. Randall’s Island; 04. Mammatus; 05. Aftentur; 06. Aeiki; 07. Dovetail; 08. Yola; 09. Episodes
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.