Recenzje

  • Live at Glenn Miller Cafe vol.1

    O tym fakcie pewnie niewielu, zwłaszcza młodych ludzi pamięta, ale zanim jeszcze nastąpiła era płyt kompaktowych w Polsce, a wiedza o odważniejszych odmianach jazzu zarezerwowana była dla jeszcze mniejszego niż dzisiejsze grona melomanów, zdarzało się, że na mniejsze jazzowe festiwale przyjeżdżali muzycy, których dzisiaj traktujemy jako ważne postaci nurtu new black music. 

  • Daniel Carter - Chinatown

    Tę formację mieliśmy okazję słyszeć podczas mini trasy koncertowej w listopadzie 2003 r.  Było to ciekawe doznanie, ponieważ nadarzyła się tym samym okazja posłuchać muzyka, którego popularność w Polsce jest odwrotnie proporcjonalna do estymy, którą darzą go choćby William Parker czy Matthew Shipp. 

  • Snakeoil

    Na stronie Screwgun Records można nabyć partytury utworów z tego albumu. Myślę, że jeśli nie dzisiaj, to za kilka lat, będą wychodziły real booki dla adeptów improwizacji z kompozycjami ze Snakeoil. Tim Berne stworzył wielowątkowe, misternie utkane suity, w których filharmoniczna precyzja spotyka loft jazzową wolność.

  • Kisses On The Bottom

    No to mamy bez dwóch zdań płytę skrojoną na 14 lutego! I to skrojoną przez nie byle krawca, bo samego Tommy'ego LiPumę dla samego Paula McCartneya. Jeśli więc nie bardzo wiadomo, co ukochanej albo ukochanemu sprezentować, to szybciutko biegniemy do najbliższego sklepu z płytami i nie kręcąc nosem, bierzemy „Kisses On The Bottom”.  Będzie dobrze. Można nawet raczej zagwarantować, że prezent się bardzo spodoba.

  • Fé…Faith

    Podczas nauki gry na instrumencie jest taki etap, kiedy ciało zaczyna uczyć się grać niezależnie od umysłu. Jest to zaskakujące, a jednocześnie trochę przerażające, bo  pojawia się fizyczne odczucie, że ręce i nogi są obcym elementem, nie naszym, odrębnym organizmem. Jest w tym coś podobnego do zwiedzania ciemnych grot w górach, kiedy nie do końca wiemy, co będzie za krok, dwa.

  • Sekrety życia według Leonarda Cohena

    Z Leonardem Cohenem sprawa jest trudna. Głównie dlatego, że sięganie po jego piosenki to mierzenie się z historią, legendą i pomnikiem, a to samo w sobie może nieść, oprócz oczywistej przyjemności mierzenia się ze znanymi przebojami, także sporo frustracji i w końcu również przysporzyć wielu nieprzyjemności. Dlaczego? Ano dlatego, że legendy i pomniki można w Polsce tylko czcić, wielbić i poddawać co najwyżej wzniosłej rekapitulacji.

  • The Girl In The Other Room

    Kiedy ukazywały się pierwsze płyty Diany Krall, uwierzyłem w nią. Uwierzyłem, że jest ona swego rodzaju zjawiskiem na jazzowej scenie. Uwierzyłem, że ma – wprawdzie nie jakiejś nowej – ale za to niewątpliwie wiele przyjemnej muzyki jazzowej do przedstawienia. Potem przestała mnie jej muzyka interesować, a kolejne wychwalane pod niebiosa w prasie, szczególnie popularnej, płyty były dla mnie w najlepszym przypadku nijakie.

  • Think Tank

    Omawiana płyta wybitnego gitarzysty Pata Martino to pozycja cokolwiek zaskakująca. I to nie tylko dlatego, że lider występuje w otoczeniu tzw. all stars: Joe Lovano – saksofon tenorowy, Gonzalo Rubalcaba – fortepian, Christian McBride – kontrabas i Lewis Nash – perkusja, których obecność wydaje się zupełnie przypadkowa, ale głównie dlatego, że wśród pomieszczonych na płycie utworów kilka wydaje się odchodzić od linii stylistycznej, z której znamy Martino i za którą przez lata go podziwialiśmy. 

  • Alma Adentro

    Jeśli jazzem nazywamy dziś muzykę, która swobodę improwizacji łączy z kreatywnym podejściem do muzycznej tradycji, z jednej strony muzyki amerykańskiej spod znaku Coltrane'a, Parkera, Ellingtona, z drugiej zaś własnych muzycznych doświadczeń i kulturowych korzeni - płyta Miguela Zenóna "Alma Adentro" jest jazzowej płyty XXI wieku przykładem doskonałym.

  • At the Gates of Paradise

    Znamienne jest, że od dawna Zorn woli być kompozytorem niż instrumentalistą. Wiadomo też, że daje na płytach upust swojemu mistycyzmowi. Tak jest i w tym przypadku. Suita zainspirowana mistycznym dziełem Williama Blake’a oraz starożytnym zbiorem pism, między innymi gnostyckich, przypadkiem odkrytych w 19

  • Victory!

    Co za płyta! Nad trzecim albumem amerykańskiego saksofonisty po prostu unosi się duch Johna Coltrane'a. Już pierwsze dźwięki tytułowego utworu „Victory!” nawiązują mocno do jego twórczości. Trio Allena (Gregg August – bas, Rudy Royston – perkusja) znakomicie odnajduje się w konwencji spokojnego, transowego brzmienia. Nagranie jest hipnotyzujące, a dźwięk saksofonu po prostu wyśmienity.

  • Sanktoria

    Kiedyś, kiedy zaczynałem swoją drogę z jazzem, wydawało mi się, że klarnet jako instrument jazzowy skończył swoją karierę z nastaniem Charliego Parkera. Potem naczytałem się opracowań, które jedynie mnie utwierdziły w tym przekonaniu. Jazz klarnetowy to muzyka co najwyżej swingowa, a do współczesnego jazzu niech się nie pcha, bo jest tu niechciany. Postacie jak Dolphy wydawały się kompletnymi epigonami, przywiązanymi kurczowo do klarnetu, w dodatku basowego.

  • Byrd in Hand

    W tym samym czasie co "Byrd in Hand" w 1959 r., ukazały się na rynku płytowym tak słynne pozycje jak: „Giant Steps” Coltrane'a czy "Kind of Blue” Davisa. Nie da się ukryć, że przesłoniły one swym blaskiem inne, nagrane w tamtym czasie sesje. 

  • AFRO-HARPING

    Harfa, jeden z najstarszych instrumentów strunowych, szybko został wykorzystany w kinie dźwiękowym dzięki swoim walorom dźwiękowym. Równie szybko ciepłe, nastrojowe brzmienie zainteresowało aranżerów jazzowych. Jack Teagarden zatrudnił w 1934 roku pioniera w tej  dziedzinie Caspara Reardona, Eddie Sauter korzysta z maestrii Adeli Girard.

  • Equilibrium

    Maciej Obara – saksofonista altowy, lider własnych formacji, na którego oczy jazzowego środowiska w Polsce są od jakiegoś czasu zwrócone z uwagą i nadzieją. Dzieje się tak szczególnie od czasu ukazywania się jego płyt w towarzystwie szacownych Amerykanów. Najpierw „Four” z Markiem Helliasem, Nasheetem Waitsem i Ralphem Alessim, potem „Three”, na której za perkusją zasiadł Harvey Sorgen, a na kontrabasie zagrał nie kto inny jak John Lindberg.

Strony