Sun Ra Arkestra - 108 lat temu urodził się jeden z najbardziej ekscentrycznych muzyków freejazu
Nawet jeśli Sun Ra nie żyje, choć jak twierdzą niektórzy to wcale nie prawda i podobnie jak Elvis trwa nieustannie jako postać nieziemska i my go tylko nie widzimy to jego wspaniały wehikuł ciągle przemierza naszą już całkiem ziemską przestrzeń i przypomina o wielkiej kosmicznej idei muzyki swego lidera. Za cztery dni wylądują w Warszawie na scenie Warsaw Summer Jazz Days. Zanim pobiegniemy doświadczyć tego astralnego zjawiska sięgamy do tekstu Lecha Borowca, który ukazał się przez laty w portalu Diapazon.
W maju tego roku minęło 13 lat od powrotu na Saturna jednego z najbardziej niezwykłych kosmicznych gości na planecie Ziemia. Zwykł nazywać siebie "Le Sony'r Ra", urodził się ponoć kilka tysięcy lat temu na planecie Saturn, a w roku 1055 przybył na Ziemię z misją szerzenia heliocentrycznej wizji świata. Wizję prezentował w formie muzyki, która swój ostateczny wymiar osiągnęła w XX wieku jako mutacje jego Arkestry (Astro-Infinity, Astro Intergalactic, Blue Universe, Cosmo Jet, Solar, Galactic i Year 2000 Myth Science).
Dla nas znany jest jako Sun Ra, jeden z najbardziej ekscentrycznych muzyków free jazzu. Mało który muzyk jazzowy wywoływał tyle kontrowersyjnych opinii co Sun Ra. Dla jednych był geniuszem, dla innych błaznem i pozerem. Jego sceniczny image uznawano za kwintesencję kiczu i bezguścia, a wyznawaną kosmologię i mitomańskie poglądy za przejaw problemów psychicznych. Z drugiej strony, Sun Ra jak na muzyka jazzowego, prowadził niezwykle zdrowy tryb życia. Nie uznawał używek i narkotyków, a od członków swojej orkiestry wymagał bezwzględnej abstynencji w tym względzie. Żądał też od muzyków perfekcji wykonawczej, ale sam zupełnie nie dbał o spuściznę wydawniczą i jakość edytorską swoich dzieł, co dziś doprowadza do rozpaczy miłośników jego twórczości, gdyż tak trudno połapać się w chronologii muzycznych pozycji i zdobyć dobrej jakości nagrania jego zespołów.
Poważni krytycy jednak słusznie zwracają uwagę, że jeżeli odrzuci się całą tę zewnętrzną otoczkę życia i mistyczne poglądy Sun Ra a skupi na jego muzyce, to odkryjemy muzycznego geniusza, jednego z największych twórców jazzowych w historii, który odważnie przekraczał granice styli, stwarzając bardzo osobisty i rozpoznawalny nurt w jazzie. Sun Ra jest zaliczany zwykle do free jazzu, ale w jego przypadku trudno o tak jednoznaczną klasyfikację. Warto więc przyjrzeć się bliżej życiu i twórczości tego muzyka.
Sun Ra nie ułatwiał życia biografom. Mitomańskie zapędy skłaniały go do fantazjowania na temat swojego życia. Przez pewien czas jego lata dziecięce i młodzieńcze owiane były tajemnicą. Dziś wiemy, że urodził się 22 maja 1914 roku w Birmingham w stanie Alabama, jako Herman Poole Blount. O ojcu prawie nic nie wiemy, matka pracowała w restauracji. Miał starszego rodzonego brata, starszą siostrę i starszego brata przyrodniego. Od dziecięcych lat wołano na niego "Sonny" i ten słoneczny przydomek miał duże znaczenie w jego przyszłych kosmologicznych poglądach. Birmingham w tamtych latach, jak każde miasto na południu USA, ściśle przestrzegało zasad segregacji rasowej. Rodzina Blountów mieszkała więc w obskurnej, murzyńskiej dzielnicy, niedaleko stacji kolejowej. Młody Herman z okna widział ogromne metalowe wrota przed stacją z napisem "Birmingham - The Magic City". Zdjęcie tych wrót znalazło się potem na wkładce do płyty pod takim tytułem. Sun Ra po latach wspominał, że mimo tych warunków życia, Birmingham jawi mu się jako miasto wspaniałe, magiczne. Poświęcił jemu, prócz wspomnianej powyżej płyty, uznawanej za arcydzieło, jeszcze wiele utworów muzycznych. Jego bujna wyobraźnia pozwoliła mu na wyidealizowanie miejsca urodzenia.
Chociaż rodzice nie byli muzykami, w domu było pianino i zachęcano Hermana do ćwiczeń muzyki klasycznej. Już wtedy wykazywał on jednak sporą indywidualność i wolał eksperymentować dźwiękami i słuchać jazzu. Kiedy poznał innego młodego człowieka eksperymentującego z pianinem, Avery'ego Parrisha, stworzyli szkolny duet i współzawodniczyli w tworzeniu kompozycji. Szkoła średnia, Industrial High School, miała w założeniu stworzenie wykształconej kadry robotniczej dla przemysłu w Birmingham, ale Herman Blount po uzyskaniu dyplomu w roku 1932 nie zamierzał pracować w fabryce, tylko poszukiwał pracy muzyka. Próbował jako pianista w miejscowym Society Troubadours. Brat Avery'ego Parrisha załatwił mu pracę w Sax-o-Society Orchestra prowadzonej przez Fessa Whatley'a. Była to poważna grupa, grająca dla zamożniejszej publiczności, więc Herman uniknął gry w nocnych knajpach i klubach, co było często udziałem innych młodych, czarnoskórych muzyków.
W roku 1933 Herman Blount dokonał pierwszej w życiu re-aranżacji orkiestrowej tematu "Yeah Man" Fletchera Hendersona, którego był admiratorem. W przyszłości Sun Ra będzie wielokrotnie twierdził, że orkiestra Hendersona była dla niego wzorem pracy zespołowej, zarówno w zakresie aranżacji jak i wykonawstwa. Jednocześnie studiował pilnie nagrania innych twórców, takich jak Coleman Hawkins, którego kompozycje uważał za wzór rozwiązań harmonicznych. Wylądował w Chicago, gdzie przez krótki czas pracował w zespole Ethel Harper, nauczycielki biologii i wokalistki jazzowej. Powołał też pierwszy zespół The Sonny Blount Band. Zamierzając pogłębić wiedzę muzyczną rozpoczął studia w Alabama A&M University w Huntsville, ale po roku zrezygnował. Później wspominał, że był to czas stracony, gdyż uczono tam wszystkiego po trochu, ale niczego dostatecznie dobrze.
Nadszedł czas Wielkiego Kryzysu i rodzina Hermana znalazła się w trudnej sytuacji. Powrócił do Birmingham, gdzie jemu i kilku kolegom udało się zdobyć prywatne stypendium na kontynuowanie edukacji w prywatnej szkole Dr. S.F. Harrisa. Był w niej niezły wydział muzyki klasycznej. Naukę pianistyki Chopina i Rachmaninowa Sun Ra wspominał bardzo ciepło (Rachmaninowowi poświęcił w przyszłości jedną kompozycję). Szkołę skończył wprawdzie tylko z wynikiem 3.18, ale i tak należał do nielicznych muzyków jazzowych z klasyczną edukacją muzyczną.
Następne lata życia owiane są mgłą tajemniczości. Sun Ra wspomina o proroczych snach i kosmicznych podróżach, ale mając na uwadze jego bujną wyobraźnię trudno w nie wierzyć. Na pewno przez 10 lat prowadził The Sonny Blount Orchestra, grającą głównie utwory swingowe. W odróżnieniu od popularnej orkiestry Fessa Whatley'a, grającej dla białej publiczności, zespół Sonny Blounta grał niemal wyłącznie dla czarnych, a paradoksem jest to, że jedyny koncert dla białych dał w Cullman w Alabamie, stolicy Ku Klux Klanu. Prasa z tamtego okresu uznaje zespół Blounta za czołową orkiestrę swingową w Alabamie. W tym czasie grał głównie kawałki mistrzów swingu, przede wszystkim Fletchera Hendersona, Duke'a Ellingtona i Jimmy'ego Lunceforda. Dał się jednak już poznać jako zdolny aranżer, ponieważ większość utworów re-aranżował według swojego pomysłu.
W roku 1942 Herman Blount otrzymał powołanie do służby wojskowej. Odmówił, zasłaniając się przekonaniami religijnymi, i zgodnie z prawem amerykańskim został skazany na więzienie, w którym spędził 5 miesięcy. W trakcie odsiadki uznano go jednak za niezdolnego do służby wojskowej z uwagi na skłonność do nawracających przepuklin. Jednak w środowisku muzycznym traktowano jego postawę jako mało patriotyczną i okazywano mu niechęć. Zaczął myśleć o opuszczeniu Magicznego Miasta. W 1946 r. na krótko przeniósł się do Nashville, gdzie akompaniował piosenkarce rhytm&bluesowej Wynonie Harris, w czasie jej występów w Club Zanzibar. Wtedy doszło do nagrania jego pierwszej kompozycji "Dig This Boogie" w lokalnym wydawnictwie Bullet. Występy u boku Wynony Harris były dobrą lekcją bluesa dla dojrzewającego muzycznie młodzieńca.
Kiedy znakomity perkusista Olivier Bibb zaproponował mu pracę w swoim zespole, Herman nie wahał się i ponownie zawitał do Chicago. W klubie Club De Lisa od czasu do czasu akompaniował różnym wykonawcom, głównie bluesowym. Miał też szansę na żywo oglądać uwielbianą orkiestrę Fletchera Hendersona. Kiedy powstał wakat na stanowisku pianisty, Henderson bez wahania zatrudnił zdolnego, młodego muzyka. Korzystał też z jego pomysłów aranżacyjnych. Granie u Hendersona było jak los na loterii. Wszyscy dostrzegli potencjał nowego pianisty. Kiedy Henderson opuścił Chicago, zatrudnia go basista Eugene Wright do swojego zespołu Dukes of Swing. Z nimi dokonuje kolejnych nagrań swoich kompozycji. Kiedy Gene Wright przechodzi do orkiestry Counta Basiego, Herman Blount grywa w zespołach Colemana Hawkinsa i Stuffa Smitha. Jego gra jest od razu zauważone przez krytyków. Podkreślają, że lider jest pierwszym chicagowskim muzykiem grającym w stylu Budy'ego Powella, ale już z nieco ekscentrycznym własnym brzmieniem. Zwracają też uwagę na futurystyczne tytuły kompozycji w rodzaju "Fission" i "Thermodynamics", a także ich struktury, dalekie od kanonu swingowego.
Ale Herman Blount miał inne marzenie. Właśnie dokonuje się rewolucja bebopowa i on pragnie własnego zespołu. Zaczyna od Space Trio z Patem Patrickiem na saksofonach altowym i barytonowym i Tommym Hunterem lub Robertem Barrym na perkusji. Zwłaszcza ten ostatni był już obeznany z bebopem.
Wraz z woltą stylistyczną dochodzi również do zmian w image'u lidera. Właściwie nie wiadomo do końca co spowodowało, że Hermant Blount stał się Sun Ra. Sam muzyk podawał tak sprzeczne informacje na ten temat, że trudno zrozumieć jego intencje. Sugerowanie jednak choroby psychicznej, jak to pisali złośliwi krytycy, było krzywdzące. W tamtym czasie ekscentryzm estradowy wśród czarnoskórych muzyków nie był wyjątkowy, żeby wspomnieć makabryczne pomysły Screamin' Jay Hawkinsa. Jednak muzycy jazzowi walczyli o wejście jazzu na salony. Modern Jazz Quartet promował jazz jako nową muzykę klasyczną i grał w filharmoniach. Sun Ra jawił się jako stereotypowy Murzyn błazen, ubierający się w kiczowate, błyszczące ubranka i podskakujący na scenie w rytm tam-tamów. Mało kto próbował zrozumieć, pokrętną co prawda, ale spójną koncepcję filozoficzną lidera.
Skrajne propozycje muzyczne lidera nie przyczyniły się do stabilizacji zespołu. Taka muzyka nie zapewniała dochodu Arkestrze i zespół zaczął się rozpadać. Nie pomogły przeprowadzki z Chicago do Nowego
Jorku i Filadelfii. Sun Ra musiał poszukać nowej drogi, która mogła by pogodzić awangardowe pomysły muzyczne z regularnymi dochodami. Sukcesy estradowe muzyków soulowych i funkowych, takich jak James Brown i Bootsy Collins, którzy w image'u scenicznym wykorzystywali też kiczowatą modę i elementy futurystyczne, skłoniły Sun Ra do nowego pomysłu. Tak powstała najbardziej znana mutacja Arkestry, łącząca tradycję z nowoczesnością. Odwoływała się ona do korzeni swingowych, ale wzbogacona była elementami muzyki afrykańskiej, z silnie rozbudowaną sekcją rytmiczną. Na tej bazie Sun Ra i soliści tworzyli misterne improwizacje free jazzowe, które mimo swojej nowoczesnej formy, na tle pulsującej bazy rytmicznej, nie były tak trudne w odbiorze i odpychające jak w utworach z lat 60. Arkestra odstawiała na scenie muzyczne show, porażające dynamiką i radością grania. I chociaż krytycy słusznie zwracają uwagę, że sporo jest w tym czasie scenicznej błazenady i puszczania oka do publiczności, to jednak Sun Ra udało się dotrzeć z całkiem ambitną muzyką do szerokiej rzeszy słuchaczy. Arkestra oddziaływała nie tylko na muzyków jazzowych (czy ruch AACM mógł powstać bez jej wpływu?), ale i stała się wzorem dla innych nurtów muzycznych np. glam rocka, disco czy funky (trudno nie dojrzeć wpływu np. na Funkodelic George'a Clintona). W tym czasie stworzyła ona naprawdę sporo dobrej muzyki. Takie płyty jak: "Space Is the Place", "Media Dreams", "Disco 3000", "Strange Celestial Road" i "Sunrize In Different Dimensions" to naprawdę dzieła wybitne.
Sun Ra dla oddechu realizował też projekty muzyczne w małych składach, gdzie mógł wykazać się swoją grą na instrumentach klawiszowych, zwłaszcza elektrycznych (np. płyty "New Steps" i "Other Voices"). Nie stronił też od nagrań solowych i w duetach: "Monorails & Satellites", "Aurora Borealis", "St. Louis Blues Solo Piano" i "Visions". W wolnych chwilach pisał poezje i traktaty filozoficzne. Te ostatnie nie znalazły jednak uznania wśród intelektualistów i traktowane są z pobłażliwą rezerwą.
Ostatnie lata życia uchodzą za najmniej produktywne w karierze Sun Ra. Arkestra w latach 80. odcina kupony od wcześniejszych sukcesów. Muzyka bardzo złagodniała, a zespół prócz kompozycji lidera, coraz częściej gra standardy swingowe w mniej lub bardziej nowoczesnych aranżacjach. Trudno znaleźć w tym czasie płytę wybitną. Co prawda, muzyki proponowanej przez Arkestrę nadal dobrze się słucha, ale straciła walor nowatorstwa. Dużo lepsze są w tym okresie projekty lidera na małe składy. Chociaż Sun Ra nie sili się już na żadną awangardę, to w sensie wykonawczym płyty są znakomite. Ten niepokojący sound, jaki charakteryzuje pianistyczną grę Sun Ra uwodzi i nadaje jego interpretacjom rzeczywiście kosmiczny wymiar. Sun Ra nigdy nie stawiał na wirtuozerię wykonawczą, nie nadużywał nutek i nie oszałamiał szybkością gry. Jego oszczędna gra porównywana jest, ale tylko w sensie technicznym, z grą Counta Basiego. Z kolei skłonność do łamania rytmu, dysonansów, niespodziewanych zmian tempa i unikania akordów nasuwa podobieństwo do gry Theloniousa Monka. Są też w tej muzyce echa klasyczne, zbliżające jego muzykę do europejskiego impresjonizmu. Jednak przede wszystkim jest to muzyka oryginalna, bardzo indywidualna i łatwo rozpoznawalna. A więc to wszystko co decyduje o muzycznym geniuszu.
Kiedy spojrzymy na daty jego kompozycji i nagrań łatwo uświadomimy sobie, że to raczej jazzowy i nie tylko jazzowy świat więcej zawdzięcza Sun Ra, niż on innym muzykom. Śmiało można go uznać za wizjonera. Nawet jego dziwne poglądy kosmologiczne i sceniczna błazenada nabiera innego wymiaru. Czyż nie realizował on dziecięcych marzeń o dalekich kosmicznych światach, a życie było kontynuacją magicznych bajek. Zamiast naśmiewać się z niego, może powinniśmy mu zazdrościć, że mógł całe życie robić to co lubi i zachować kompletną niezależność by tworzyć piękne rzeczy.
Sun Ra zmarł 30 maja 1993 roku. Pozostawił po sobie blisko 670 kompozycji jazzowych i ogromną liczbę płyt, w tym 125 longplayów. Część jego spuścizny artystycznej ciągle pozostaje trudna do zdobycia. W zasobach internetowych znaleźć można informacje o 74 pozycjach wydanych na CD. Część z nich powiela te same utwory, część zawiera po dwie płyty znane wcześniej z longplayów, a więc około 50% nagrań Sun Ra i Arkestry nigdy nie doczekała się reedycji na nośniku cyfrowym.
Na koniec pragnę przedstawić subiektywny wybór 7 ulubionych przeze mnie płyt Sun Ra. Zdaję sobie sprawę, że taka skromna propozycja z niezwykle ogromnego dorobku płytowego mistrza jest bardzo wybiórcza. Na dodatek chcę przedstawić w nim płyty reprezentujące różne nurty twórczości, a więc wiele wybitnych płyt muszę pominąć. Każdą z tych płyt słuchałem już wielokrotnie, ale zawsze gdy trafiają one do odtwarzacza pojawia się ten dreszczyk emocji i oczekiwania na spotkanie z czymś niezwykłym (uwaga, daty za tytułem oznaczają daty nagrania, a nie wydania płyty; chronologia nagrań ma tu duże znaczenie):
1. "The Heliocentric Worlds of Sun Ra Vol. 1" (1965) - Ta sesja poprzedza nagrania do "The Magic City". Solar Arkestra w składzie 11-osobowym dopiero się dociera. Muzyka jest mniej gwałtowna niż na magicznej płycie, soliści mają więcej do powiedzenia, choć partie zbiorowych improwizacji potrafią też być szalone. Całość sprawia wrażenie muzyki bardziej nie uporządkowanej i chaotycznej niż na "The Magic City". Lider pozwala sobie na większą dominację, testuje też dźwięki elektroniczne. Jest to jednak propozycja bardzo awangardowa i dla wyrobionych słuchaczy. Preludium do rzeczy niezwykłych.
2. "The Magic City" (1965) - absolutne arcydzieło, ale też jedna z najtrudniejszych w odbiorze, najbardziej awangardowa płyta Sun Ra. Obok "Free Jazz" Ornette'a Colemana i "Ascension" Johna Coltrane'a uważana za najwybitniejsze dzieło wczesnego, zespołowego free jazzu. Jego Solar Arkestra w składzie 12-osobowym w dwóch pierwszych, długich utworach i 11-osobowym w dwóch krótkich kończących setach tworzy kompletnie odjazdową muzykę. Jest to też jedna z płyt, na której Sun Ra próbuje pierwszych wynalazków elektronicznych w muzyce, w tym przypadku Selmer Clavioline. Lider na instrumentach klawiszowych wyczarowuje niezwykle intensywne, niepokojące brzmienie, które u słuchacza wywołuje uczucie niepewności egzystencji i zagubienia emocjonalnego. Rewelacyjnie gra na basie Ronnie Boykins, zwłaszcza w partiach smyczkowych, a dzielnie staje również Roger Blank na podrasowanej perkusji. W przeciwieństwie do "Ascension", gdzie improwizacja grupowa całkowicie dominuje na płycie, Sun Ra swoim solistom pozwala na samodzielne partie improwizowane. Co jakiś czas dochodzi jednak zmasowany atak wszystkich solistów, by nagle przejść do wyciszonych, minimalistycznych partii lidera, basu lub perkusji. Niewątpliwie, magiczna to podróż przez krainę dźwięków.
3. "Space Is the Place" (1972) - kolejne arcydzieło wznowione przez Impulse. Reprezentuje drugi z najbardziej owocnych okresów działalności Sun Ra. Astro Intergalactic Infinity Arkestra rozrosła się do 15-16-osobowego big bandu, a jej znakiem rozpoznawczym stała się bateria ciężkiej artylerii w postaci zblokowanej sekcji saksofonów barytonowych i elektrycznej gitary basowej. Żeński chórek dzielnie wspomaga kolegów. Jest to okres najbardziej radosny w twórczości Sun Ra. Muzyka ma najwięcej etnicznych korzeni, sekcje rytmiczne rozbudowane są maksymalnie, więc utwory pulsują szalonymi rytmami. Jest to muzyka strawna dla wszystkich. Mimo wyraźnie free jazzowego charakteru płyty z tego okresu można polecić każdemu słuchaczowi jazzu. Żywioł, radość z grania i perfekcja wykonawcza to znaki rozpoznawcze Arkestry z lat 70. Dała ona setki koncertów, wiele z nich wydano na płytach i zachęcam do ich posłuchania. Radość dla uszu.
4. "The Sun Arkestra Meets Salah Ragab In Egypt" (1971-1975, 1983-1984) - kompilacja utworów koncertowych z udziałem niezwykłych orkiestr The Cairo Jazz Band i The Cairo Free Jazz Ensemble kierowanych przez Salaha Ragaba, egipskiego kompozytora i perkusistę. Salah Ragab, major armii egipskiej, był wielkim miłośnikiem free jazzu. Razem ze słowackim basistą klasycznym Eduardem Vizvari, pracującym w kairskim konserwatorium muzycznym, wpadli na pomysł stworzenia awangardowej orkiestry jazzowej, nazwanej Cairo Jazz Band. Orkiestra w różnych mutacjach trwała w latach 1968-1984 i kilkakrotnie doszło do jej spotkania z Sun Ra i jego Arkestrą. Efektem tych spotkań są nagrania zamieszczone na tej płycie, jedne z najbardziej żywiołowych w historii jazzu. Dla Sun Ra udział w koncertach w Egipcie, z uwagi na wyznawaną przez niego egiptocentryczną kosmologię, miał znaczenie szczególne. Nic dziwnego więc, że muzycy dali z siebie wszystko. Utwory mają wiele odniesień do muzyki arabskiej i afrykańskiej. Szalone rytmy, zawijane partie dęciaków, niezwykła energia grania powoduje, że mamy do czynienia z jednymi z najwybitniejszych jazzowych nagrań orkiestrowych w nowoczesnym nurcie jazzu.
5. "A Quiet Place In the Universe" (1976-77) - wybór z nagrań koncertowych. Sześć utworów, reprezentujących różne oblicza Arkestry. Są dynamiczne kawałki bigbandowe i refleksyjne utwory o bardziej kameralnym charakterze. Na mnie największe wrażenie sprawił utwór tytułowy, który przez pewien czas nie dawał mi spokoju. Słuchałem go na okrągło przez kilka dni, aż rodzina zaczęła się niepokoić o mój stan psychiczny. Jest tam taki moment w solówce lidera, w którym łamie on rytm. Za każdym razem kiedy dochodził on do tego miejsca, dostawałem do mózgu kopa solidnej porcji endorfin. Byłem więc blisko narkomanii. Na szczęście wyjazd służbowy uchronił mnie przed recydywą, a po powrocie miałem już do słuchania nową porcję płyt.
6. "Nuclear War" (1982) - płyta niezwykła z uwagi na temat tytułowy, będący jednym z nielicznych w jazzie prawdziwie rapowych nagrań i to od razu w ostrej formie. Z uwagi na często powtarzane w "Nuclear War" nieparlamentarne "motherfucker" żadna z poważnych wytwórni płytowych nie chciała wydać tego utworu (dziś, gdy raperzy wypluwają całe serie wulgaryzmów wydaje się to niewinne, ale na początku lat 80. w konserwatywnych Stanach Zjednoczonych ciężko było się z taką propozycją przebić). Sun Ra znalazł wydawcę dopiero w brytyjskiej, niezależnej Y Records, specjalizującej się głównie w muzyce (uwaga!) post-punkowej i reggae, ale przygarniającej również niepokornych twórców muzyki improwizowanej. Z uwagi na nie parlamentarny tekst "Nuclear War" rzadko był wykonywany na koncertach, a w nagraniach koncertowych Sun Ra był zmuszany do zamulania słowa "motherfucker", aby materiał mógł być wydany (posłuchajcie np. płyty "Live at Praxis '84" wydanej przez Leo Records). Pozostałe utwory na płycie (3 standardy i 4 utwory lidera) są z zupełnie innej bajki i reprezentują typowe dla tego okresu działalności Sun Ra zabawy z muzyką swingową. Ale słucha się tego świetnie. Wznowiona przez Atavistic, więc łatwo dostępna.
7. "At the Village Vanguard" (1991) – jedno z ostatnich nagrań mistrza, dokonane na półtora roku przed śmiercią. Zrealizowane tylko w sekstecie, jest chyba najbardziej kameralną propozycją w dorobku Sun Ra (oprócz płyt solowych). Tylko pięć długich setów, w tym trzy standardy i dwa utwory lidera. Sun Ra gra tylko na syntetyzatorze, ale mimo elektronicznego charakteru dźwięku płyta stwarza wrażenie akustycznej, z uwagi na oszczędną, minimalistyczną grę lidera. Dla mnie najbardziej powalająca jest interpretacja nieśmiertelnego monkowskiego „'Round Midnight”. Trwa ponad 21 minut i sprawia wrażenie wstrząsającej walki artysty z pamięcią. Brzmi, jakby chory na amnezję człowiek próbował sobie przypomnieć znany muzyczny temat. Fragmenty melodii monkowskiej co jakiś czas łamane są chaotycznymi dźwiękami, ale z każdą minutą dochodzą nowe nutki, aby w końcu eksplodować pełnym tematem. Dla tego jednego utworu warto mieć tę płytę.
Tym, którzy pragnęliby poznać Sun Ra w jego najprzystępniejszej i najbardziej popularnej formie, w postaci żywiołowej gry bigbandowej, polecam kompilację nagrań dla Leo Records, która ukazała się we włoskim czasopiśmie jazzowym "Musica Jazz", nr 4/2002, pod tytułem "Un Mondo Eliocentrico". Świetnie zremasterowane, z doskonałą dynamiką i wyborem klasycznych kompozycji takich jak "Discipline 27", "Space is the Place", "A Quiet Place in the Universe", czy "Hocus Pocus".
Żródła:
http://www.dpo.uab.edu/~moudry/camp1.htm - szkic biograficzny dotyczący wczesnych lat życia i twórczości Sun Ra, autorstwa Roberta L. Campbella.
http://www.dpo.uab.edu/~moudry/discintr.htm - dyskografia i sesje nagraniowe Sun Ra, również autorstwa Roberta L. Campbella.
http://www.dpo.uab.edu/~moudry/comps.htm - wykaz kompozycji Sun Ra, autorstwa Roberta L. Campbella i Chrisa Trenta.
http://www.dpo.uab.edu/~moudry/cdlist.htm - wykaz reedycji płyt Sun Ra dostępnych na CD, autorstwa Chrisa Trenta.
Sun Ra on Saturn and Savoy, Jazz Journal, Listopad 1967 - artykuł autorstwa Juliana Veina.
The Jazz Book. 1982. Westport, CT: Lawrence Hill and Company - autorstwa Joachima Berendta.
The New Grove Dictionary of Jazz. 1988. Edytor Barry Kernfeld, Tom I i II, Londyn: Macmillan Press.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.