Keith Rowe - abstrakcjonista wśród gitarzystów

Autor: 
Piotr Wojdat
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Kiedy w tradycyjnej już niemal rubryce na portalu Jazzarium.pl wznosimy toast za jakiegoś jubilata-gitarzystę, zazwyczaj przed oczami wyobraźni staje wirtuoz tego instrumentu. Kontekstem jego stylu gry jest mniej lub bardziej konwencjonalny gatunek muzyczny osadzony w jazzowej rzeczywistości. W znacznej większości tacy muzycy traktują jednak gitarę jako pełnoprawny instrument. Innowatorzy eksperymentują co prawda z różnymi strojeniami, stosują elektroniczne efekty oraz nietypowe techniki. Wszystko to jednak nie wykracza poza podstawowe zasady, którymi kierują się gitarzyści. Nie mamy wątpliwości, podobnie jak w przypadku saksofonisty, trębacza, czy kontrabasisty, że słyszymy ten, a nie inny instrument.

W przypadku brytyjskiego gitarzysty Keitha Rowe’a, któremu składamy najlepsze życzenia z okazji jego 76 urodzin, trudno mówić o tradycyjnym podejściu do gry na gitarze i prostej rozpoznawalności jej brzmienia. Od dawien dawna traktowana jest przez założyciela AMM nie jako instrument, a raczej jako obiekt umożliwiający wydobycie szerokiego spektrum dźwięków. W przypadku tego artysty gitara jest zatem w najlepszym razie instrumentem elektronicznym, której przetworzone brzmienie nie bez powodu może się kojarzyć z ekspresyjnym abstrakcjonizmem w duchu malarstwa Jacksona Pollocka.

 

Zanim jednak Keith Rowe wypłynął na głębokie wody muzyki eksperymentalnej różnej proweniencji, zainspirował się tradycyjnym jazzem gitarzystów w rodzaju Wesa Montgomery’ego. Długo to jednak nie potrwało. Czuł, że ograniczają go konwencje i stylistyki. W dużej mierze na takie myślenie wpłynęło jego drugie zainteresowanie - malarstwo. Zaczął zastanawiać się jak urozmaicić techniki gry na gitarze i w końcu zdecydował się, by położyć instrument... na płask.

Brzmienie swojej gitary zaczął urozmaicać na wszelkie możliwe sposoby. Traktując gitarę jako źródło dźwięku, przetwarzał jej brzmienie, stosując efekty elektroniczne, modulatory, wzmacniacze, a także używając w tym celu przedmiotów z życia codziennego, w tym rozmaitych... artykułów biurowych. Niejeden pracownik korporacji mógłby się zdziwić, do czego może posłużyć zwykła gumka do ścierania.

 

Keith Rowe to postać, którą warto przypominać w kontekście muzyki elektroakustycznej, a także zespołów w rodzaju AMM oraz M.I.M.E.O. Ten pierwszy to jedna z ważniejszych grup działających na styku różnych gatunków. Oprócz Keitha Rowe’a założyli ją saksofonista Lou Gare oraz perkusista Eddie Prevost. Od 1965 roku grupa zmieniała swój skład. Do zespołu na różnych etapach dołączali, m.in. założyciel Scratch Orchestra, Cornelius Cardew, czy pianista John Tilbury. O ile personalia na przestrzeni lat nieco się zmieniały, to filozofia twórcza pozostawała ta sama: muzyka musi pozostać spontaniczna, nie może być nigdy zaplanowana. Konwencjonalne melodie, harmonia i rytm traktowane były przez AMM jako coś, czego trzeba unikać na każdym kroku.

 

Skrót grupy M.I.M.E.O. po rozwinięciu prezentuje się następująco: Music In Movement Electronic Orchestra. Formacja jest dużo młodszym tworem od AMM. Powstała w 1997 roku i w znacznie większej mierze bazuje na elektronicznych obiektach, efektach i instrumentach. Keith Rowe miał okazję w ramach tego projektu współpracować z takimi tuzami jak Christian Fennesz, czy Peter Rehberg.

Na koniec należy jeszcze wspomnieć innych artystów, z którymi Keith Rowe miał do tej pory okazję współpracować: Evan Parker, Otomo Yoshihide, Oren Ambarchi, David Sylvian. Skrócona lista prezentuje się imponująco. Mam nadzieję, że zaintryguje tych z Państwa, którzy z Brytyjczykiem nie mieli jeszcze do czynienia.