Człowiek, który jako artysta osiągnął prawie wszystko - George Lewis

Autor: 
Marta Jundziłł
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. prasowe

W wieku 19 lat ludzie wkraczają w dorosłe życie. Decyzje przez nich podejmowane mają nieodwracalny wpływ na ich dalsze losy. Pewne furtki na zawsze się zamykają, po to by inne mogły zostać na oścież otwarte. George Lewis w wieku 19 lat wstąpił do AACM – Association for the Advancement of Creative Musicians- stowarzyszenia promującego młodych afroamerykańskich muzyków trudzących się jazzem progresywnym. Obcowanie z tym twórczym środowiskiem wpłynęło na jego artystyczny rozwój i wyznaczyło następne przystanki w twórczości. Z okazji 69 urodzin George’a Lewisa przypomnijmy sobie najważniejsze z nich.

George Lewis to puzonista, który w trakcie swojej ponad czterdziestoletniej kariery grał z największymi nazwiskami muzki ówcześnie współczesnej: Anthony Braxton, Muhal Richard Abrams, Roscoe Mitchell to współprace wynikłe naturalnie ze znajomości z AACM. George Lewis przy wyborze muzyków nie ograniczał się jednak wyłącznie do członków stowarzyszenia. Nagrywał również z Johnem Zornem, Evanem Parkerem, Derekiem Bailey, czy swoją późniejszą żoną, Miyą Masoka (notabene, obecnie równie co George zaangażowaną w scenę eksperymentalną i muzykę komputerową).

Największe zasługi Lewisa przypisuje się jednak niekoniecznie sferze wirtuozowsko – instrumentalnej. To pionier wspomnianej już muzyki komputerowej. Po ukończeniu filozofii w roku 1974, nagrał cztery płyty jako puzonista (Solo Trombone Record, 1976; Shadowgraph, 1977, Chicago Slow Dance, 1977, Homage to Charles Parker, 1979). Tyle wystarczyło, by nasycić solowo - instrumentalny apetyt George’a. W połowie lat 70. XX wieku Lewis poznał Davida Behrmana,  Jima Hortona, Richa Golda i Johna Bischoffa. Panowie grali wówczas w kwartecie, operując na minikomputerach i wydając z nich inspirujące dla George’a elektroniczne dźwięki. Obcowanie z tym niecodziennym instrumentarium, zachęciło młodego puzonistę do samodzielnych eksperymentów z muzyką komputerową. W latach 1985- 1988 George pracował nad interaktywnym systemem software, który jest responsywny wobec grających z nim muzyków; reaguje na podejmowane przez instrumenty frazy i improwizuje, niczym człowiek. Voyager – bo tak nazywa się program skonstruowany przez George Lewisa – swojej premiery doczekał się w 1987 roku, w Massachusetts College of Art. Pierwszym rozpowszechnionym nagraniem w wykonaniu Voyagera był utwór pt. The Kim and I z 1989 roku. Od tej pory system jest cały czas aktualizowany i ulepszany, ale fascynuje z taką samą siłą jak niemal trzydzieści lat temu. Obecnie, wyszukując najbardziej aktualnych nagrań George Lewisa natrafić można na krótkie koncerty połączone z wykładami i rozmową z biorącymi udział w show muzykami ( m. in. Alexander Schlippenbach i Vijay Iyer). Nagrania te to dowód, że dla George Lewisa muzyka jest formą eksperymentu, na temat kooperacji elektroniki, muzyki i technologii.

Nieocenione są zasługi George’a Lewisa w świecie teorii muzyki, muzykologii i literatury. Spośród jego licznych prac na temat muzyki, największym dziełem jest wydane w 2008 roku opus magnum na temat historii AACM - „A Power Stronger Than Itself: The AACM and Amercian Experimental Music”. Jest to szczegółowe, 700 stronicowe opracowanie na temat ruchu, którego początki przypadły na lata młodości George’a. W 2009 roku publikacja otrzymała amerykańską nagrodę American Book Awards. Tekst książki posłużył zaś jako libretto, do opery na temat AACM pt. „Afterword”, której premiera planowana jest na koniec sierpnia br.

George Lewis jest również profesorem na Uniwersytecie Kolumbia i stypendystą wielu prestiżowych konkursów i programów.  Spośród nich wymienić należy choćby, otrzymane w 2002 stypendium MacArthura, czy w 2015 stypendium Guggenheima.

Przez ostatnie trzydzieści lat George Lewis zafascynowany jest technologiczno – naukową formą muzyki. Podchodzi do niej badawczo, przeprawiając się przez granice, które niegdyś przekraczał Gustav Mahler, Miles Davis, czy Ornette Coleman.

George Lewis, jako artysta osiągnął już prawie wszystko. Przede wszystkim, jednocześnie wpisał się na karty historii muzyki, technologii i rozwoju współczesnej sztuki. To największe marzenie każdego artysty. Zamiast więc składać życzenia puzonowemu i komputerowemu wirtuozowi, życzę sobie, aby cały świat dowiedział się o wielkich zasługach George’a Lewisa, rzutujących na dalszy rozwój światowej muzyki XXI wieku.