Live At St. Johann
Free jazzowe super-grupy, to ostatnimi czasy specjalność zakładu spod szyldu FSR Records, zwanej także Fundacją Słuchaj! Uczestniczy koncertowego wydarzenia w austriackim Tyrolu doskonale nam znami – dwie Panie, jeden Pan, wszyscy bezwzględnie temperamentni, pełni nadludzkiej wręcz kreatywności, tu w locie definitywnie wnoszącym, choć dramaturgicznie niezaskakującym, to jednak sprawiającym gigantyczną radochę w trakcie nawet mniej skupionego odsłuchu.
Pierwsza odsłona koncertu trwa grubo ponad kwadrans i zdaje się mówić wszystko o dyspozycji dnia artystów. Otwarcie jest bardzo swobodne, podane z klawiatury, dobrze naoliwionych strun basu i rozbudowanych perkusjonalii. Narracja szybko nabiera tu post-jazzowych manier, jak zwykle brawurowo prowadzona przez francuską kontrabasistkę. Jej niemal rockowy drive świetnie konweniuje z kameralistyką austriackiej pianistki i jazzowymi kontrapunktami słoweńskiego drummera. Opowieść bywa posadawiana zarówno w pobliżu ciszy, jak i kompulsywnego, niemal free jazzowego hałasu. Jest dynamika, ale i post-kameralne rozkołysanie, leniwe poszukiwanie reakcji, jak i wybuchy ekspresji. W to wszystko odnotowujemy ledwie w początkowych czterech minutach koncertu! Co jeszcze bardziej intrygujące, pierwszy naprawdę imponujący szczyt artyści osiągają przy pomocy smyczka, dramaturgii inside piano i szeleszczących talerzy. Po kilku minutach pianistka dorzuca jeszcze frazy post-classic, niemal domykając szeroki wachlarz gatunkowych konotacji tego koncertu. Nim pierwszy epizod zgaśnie przy recytacji Léandre, dostajemy jeszcze efektowne duo bez piana oraz pokaźną garść ekspresyjnych okrzyków.
Dwie kolejne części koncertu trwają ledwie po kilka minut. Ta pierwsza eksploduje free jazzem fortepianu i rozgrzanego smyczka, ta druga skupia się na wielowymiarowych preparacjach, w trakcie których wszyscy artyści intensywnie pracują nad gramaturą strun (także perkusjonalista). Ten ostatni otwiera część czwartą, która syci się zarówno urodą chamber, jak i ekspresją jazzu. To rodzaj rozkołysanego tanga, gdzie odnajdziemy zarówno nostalgiczne melodie, jak i nadekspresję fire music.
Finałowa improwizacja trwa ponad dziesięć minut, a otwiera ją rozbudowana introdukcja Léandre. Preparowane arco, zalotne pizzicato, pomruki i westchnienia – klasyk gatunku! Partnerzy podłączają się do gry z pewną nieśmiałością. Kaučič stuka po krawędziach, Harnik drży strunami z niemal dalekowschodnią poświatą. Ta rozhuśtana, nieco szalona ballada szybko nabiera rumieńców. Kontrabasistka śmiało wiedzie teraz trio na kompulsywny szczyt emocji. Trzeba przyznać, iż nie jest ona skłonna oddać inicjatywę choćby na ułamek sekundy! Pianistka sugeruje rozwiązania bardziej taneczne, perkusjonalista wskoczy tu w ogień każdego pomysłu. Na etapie końcowego wytłumienia muzycy serwują nam dużo brzmieniowych subtelności. Koncert wieńczy burza oklasków.
1. LIVE IN ST. JOHANN 1 17:052. LIVE IN ST. JOHANN 2 5:233. LIVE IN ST. JOHANN 3 4:514. LIVE IN ST. JOHANN 4 8:005. LIVE IN ST. JOHANN 5 11:36
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.