Bartek Oleś i Tomasz Dąbrowski w Pardon To Tu

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
Blanka Tomaszewska

Najpierw Nate Wooley i Paul Lytton, teraz Bartek Oleś i Tomasz Dąbrowski. Jeszcze wcześniej pan Tomasz Stańko w towarzystwie wspaniałego Alexandra von Schlippenbacha. Można pokusić się o stwierdzenie, że ci którzy znaleźli czas aby posłuchać tych duetów mogli całkiem sporo dowiedzieć się nie tylko na temat tego czym może, a czym nie da rady żeby była muzyka improwizowana, ale także na temat tego, co jest kluczowe w jej konstruowaniu. Był to cykl mówiący wiele o samej idei muzyki powstającej w oparciu o dialog na scenie, i Możliwość przyswojenia tej wiedzy, w ciągu tych trzech koncertów przedstawiona została tak klarownie, że o ile słuchacze podeszli do kolejnych koncertów bez obciążeń, jawić się mogła niemal jak przekaz w najczystszej formie.

Nie wdawajmy się jednak w bezpośrednie porównania tych koncertów, ani występujących podczas nich trębaczy, ot choćby również i dlatego, żeby nie robić niektórym przykrości. Odnotujemy jednak, że oto na naszej scenie powstał zespół, mający wielkie szanse, nie tylko przetrwać, ale także wnieść do obrazu muzyki improwizowanej wiele.

W znakomitej większości repertuar koncertu Bartka Olesia i Tomasza Dąbrowskiego, jeśli nie liczyć dwóch standardów z nieprzepastnej, ale przecudownej księgi Theloniousa Monka. Często granego Blue Monk i zupełnie, zwłaszcza u nas pomijanego „Wee See”, składał się z utworów napisanych przez tego pierwszego. Drugi z dżentelmenów tym razem w procesie kompozytorskim udziału nie brał, ale niewykluczone, że może się to zmienić i przyznam szczerze ciekaw jestem jak wówczas zmieniłby się wizerunek duetu. To jednak dygresja tylko, tak naprawdę nie mająca nic wspólnego z tym co na scenie Pardon stało się w niedzielny wieczór.

A co się stało? Otóż stał się koncert, który unaocznił, że mamy duet kompletny. Ze mamy tandem muzyków, którzy z jednej strony podchodzą do spraw poważnie i z respektem dla architektury poszczególnych utworów, ale równocześnie dają sobie nawzajem w jej obrębie dużo miejsca, które aż prosi się do bardzo po swojemu zagospodarować. Aby jednak mogło to przynieść efekt zadawalający, zajmować się muszą tym muzycy czujni, podejmujący ryzyko, ale nade wszystko słuchający się nawzajem. I tak właśnie się stało w tym wypadku. Ich muzyka jest znakomicie wyważona. Oparta nie tylko na strukturach, ale także na intrygujących tematach, które potem stają się kanwą do improwizacji, czasami dość odważnej, a przynajmniej sporo odważniejszej niż na płycie „Chapters”, która właśnie trafiła do przedsprzedaży, i którą w pełni wszyscy będziemy mogli się cieszyć od połowy kwietnia. Fundamentalne znaczenie ma w ich muzyce brzmienie. I Tomasz Dąbrowski, i Bartek Oleś dbają o nie bardzo i mają tę piękną zdolność korzystania z niego, nie tylko jako rutynowego elementu muzyki, ale także komponentu tworzącego formę. W niuansach brzmieniowych ich muzyka odkrywa swoje drugie dno i w przeciwieństwie do wielu innych przedcięć nie jest to po prostu dno.

 

Rozgrywa się to, co szczególnie warte podkreślenia, w siodle nieomal tanecznych rytmów. Naturalnie rozumianych nie wprost, jak na bębniarskich warsztatach. Intensywne jest to granie, żywiołowe, z jednej strony poważne, ale z drugiej z kolei bardzo komunikatywne.

Pozostaje jeszcze na chwilkę zatrzymać się na sprawie Monk, a duet Oleś/Dąbrowski. Nie żeby jakoś szczególnie analizować sposób rozegrania monkowskich perełek, ale żeby zwrócić uwagę na fakt, że sięgając po „Wee See” jako zwieńczenie clou programu i „Blue Monk” na bis, choć wiem, że nie wszystkim przypadło do gustu, to jednak jest w moim odczuciu istotnym komunikatem. Tę tradycję respektujemy, podziwiamy ją. Nie na kolanach, ale żywimy do niej szacunek i jest dla nas nieustannie ważna. Być może ona między innymi pokazała nam te najważniejsze dla nas nauki, które przyjęliśmy dawno i nie zmarnowaliśmy ich w nabożnej bezmyślnej rekapitulacji. Lubię myśleć o ich Monku jak o sugestii, że być może w przyszłości być może w przyszłości razem z wielkim Theloniousem pokusimy się o wspólną muzykę.

Dźwięki Monkowskie pojawiły się w ostatnim czasie w Padon To Tu nie pierwszy raz, ale  przyznam szczerze, że właśnie na takie jej wykonanie czekałem. Dzisiaj nie mogę oprzeć się myśli jak to byłoby cudowanie, gdyby kiedyś zabrzmiała ona już nie w duecie , Oleś / Dąbrowski ale w trio z Alexandrem Schlippenbachem na fortepianie.