Sopot Jazz Festival 2016 — powiew świeżego brzmienia

Autor: 
Marta Jundziłł
Autor zdjęcia: 
mat. organizatora

Tegoroczny Sopot Jazz Festival przyniósł ze sobą kilka istotnych zmian. I choć nie wszystkie z nich są dobre i konieczne, cieszy fakt, że impreza się rozwija, a co za tym idzie - zwiększa zasięg odbiorców. Nie wiadomo, czy to zasługa nowego kuratora - Grega Osby’ego, zaproszonych przezeń przedstawicieli młodej sceny, wysmakowanych scenerii koncertowych, a może po prostu świetnej muzyki, która w miniony weekend opanowała praktycznie cały Monciak?

Pierwszoplanową nowością podczas tegorocznego Sopot Jazz Festivalu była zmiana dyrektora artystycznego. Z tej roli ustąpił świetnie znany jazzowej scenie Trójmiasta Adam Pierończyk. Ta modyfikacja wpasowuje się w nową wizję organizatorów — zapraszanie zagranicznych kuratorów, którzy poprzez subiektywny dobór artystów prezentować mają własną wizję współczesnej imprezy jazzowej. Według tej koncepcji, zmiana dyrektorów artystycznych następować będzie co dwa lata, aby maksymalnie zróżnicować formułę festiwalu. Tegoroczny kurator SJF — Greg Osby — to legendarny saksofonista sceny amerykańskiej, silnie związany ze słynną wytwórnią  Blue Note. W tym roku postawił na młode nazwiska (jak choćby Joao Barradas — znakomity 23-letni akordeonista z Portugalii). Kolejnym pomysłem Osby’ego była koncepcja „East meets West”, polegająca na międzynarodowym graniu, łączeniu na scenie brzmień i tendencji z różnych części świata, głównie w kontrze pomiędzy muzyką ze Stanów Zjednoczonych a Polską. I tak, na przykład popularnemu amerykańskiemu saksofoniście Loganowi Richardsonowi, towarzyszyła nieustępująca mu świetna sekcja — Dominik Wania, Max Mucha i Dawid Fortuna. Greckiemu kontrabasiście Petrosowi Klampanisowi (który dał w moim odczuciu najlepiej przemyślany i efektowny koncert) towarzyszył Zbigniew Namysłowski. Portugalskiemu duetowi ze Stanów Zjednoczonych akompaniował Atom String Quartet, a młodej szwajcarskiej wokalistce Emillie Weibel wtórowała Urszula Dudziak.

 

Pomysł, by na Sopot Jazz Festival zapraszać młodych artystów, oceniam zdecydowanie na plus. Festiwal to przecież miejsce, gdzie chcemy poznawać nowych artystów, zachłysnąć się świeżym brzmieniem, ale także zrewidować swoje poglądy wobec młodych wykonawców, zweryfikować, jak radzą sobie na scenie. I tak, w tym roku wielkim odkryciem był dla mnie Petros Klampanis — pociągające brzmienie i świetne kompozycje w połączeniu z olbrzymim skupieniem i synergią panującą pomiędzy jego triem zbudowało niezastąpiony nastrój w sobotni wieczór. Doskonale sprawdziła się też Sara Serpa z Andre Matosem — piątkowy koncert duetu opierał się głównie na materiale z ostatniej płyty „All The Dreams”. Prostota i elegancja, z jaką się ze sobą porozumiewali, przypominała intymną rozmowę. Elementem kulminacyjnym były jednak kompozycje wykonane przez duet wraz z Atom String Quartet. Przepiękne wariacje na bazie prostej melodyki z akustycznym akompaniamentem smyczków sprawiły, że na ponad godzinę publiczność w Grand Hotelu zastygła w miejscu. 

 

 

Co do samego miejsca — wydaje mi się niespecjalnie trafione. Już w zeszłym roku sala koncertowa sopockiego Sheratonu sprawiała wrażenie zbyt ekskluzywnej i bufoniastej. Wnętrze najdroższego hotelu na Pomorzu pogłębiło to odczucie: błyszczące diamentowe żyrandole, usłużni boye hotelowi, odprasowana na kant obsługa i równe rzędy krzeseł — wszystko to sprawiało wrażenie co najmniej pretensjonalnej imprezy dla bogatych ludzi (wybór miejsca był wszak kompromisem, na jaki zgodzić musiał się organizator. przyp redakcji) . Zdecydowanie lepszym pomysłem od nienaturalnych sal konferencyjno-biznesowych było zorganizowanie czwartkowego koncertu w teatrze Wybrzeże (kameralna sala, kulturalny klimat), lub w ekstrawaganckim SPATiFie (gdzie rok temu odbywały się koncerty jednego z festiwalowych dni). W tym roku w SPATiFie miało miejsce jedno z trzech jam session Sopot Jazz Festiwalu. Pomysł bardzo udany — po każdym koncercie jam odbywał się w innym miejscu (wspomniany już SPATiF, klub Atelier, a także nieszczęsny Grand Hotel). Młodzi muzycy i entuzjaści jazzu mogli spróbować swoich sił i zagrać z gwiazdami festiwalu, w tym z samym Gregiem Osbym. Wstęp na jamy był na szczęście darmowy, w opozycji do cen biletów, które podczas tegorocznej edycji podskoczyły w górę, z pewnością odstraszając niemałe grono melomanów.

 

Tegoroczny Sopot Jazz Festival trwał o jeden dzień krócej. Nie przeszkodziło to jednak, by w te trzy dni zaprezentować cały szereg okołojazzowych emocji: od elektronicznych eksperymentów Emilie Wiebel, poprzez etniczne impresje tria Klampanisa, na zaawansowanej  odsłonie współczesnego mainstreamu Logana Richardsona skończywszy. Sopot Jazz Festival 2016 zwiastuje nadchodzący sezon jesiennych imprez. To wyśmienity aperitif przed nadchodzącymi festiwalami w całej Polsce.