Banned in New York
Pamiętam Osbiego jeszcze z czasów, gdy nagrywał płyty dla JMT, oraz z początkowych produkcji dla Blue Note Records - dużo elektroniki, pokręcone rytmy, czerpanie z wszelkich możliwych inspiracji. Mniej więcej od doskonałego "Art Forum" - Osby stał się mniej "awangardowy", bardziej osadzony w tradycji i to sięgającej nawet Parkera. "Banned in New York" jest płytą koncertową.
Dobrze, że taka płyta jest - żal, że nie było nas na tym koncercie (no przynajmniej ja nie byłem). Taki jazz określam mianem: "dobre męskie granie" i w tym momencie słyszę syk Dorotki z Jazz Compactu w Krakowie, że jazz nie dzieli się na męski i damski. Nie????? No to posłuchajcie! To jest jego męska odmiana.
Przede wszystkim z kronikarskiego obowiązku należy się stwierdzenie, że amatorzy nowości w zasadzie nic tu nowego nie znajdą. Żadnej nowej kompozycji Osbiego, jedynie nowe (tzn. nie nagrane uprzednio) nagrania wielkich jazzmanów - Parkera, Rollinsa... To naprawdę dobra, ostra jazda bez trzymanki. Muzycy dają z siebie wszystko. Osby gra tak, jakby miało to być ostatnie takie jego granie - pomny spokojnego najnowszego albumu, mogę mu przyznać rację. Jason Moran, pianista, który jak mam nadzieję, nie jeden jeszcze dźwięk miły memu uchu zagra, gra tak, jakby miał zniszczyć stojący przed nim fortepian. Bas i perkusja - miód. Nadto to jeszcze realizacja koncertowa, muzycy niesieni są przez publiczność.
Nie jest to płyta nowatorska - koncepcje Osbiego grania M-Base'u, łączenia jazzu z hip-hopem, rapem odeszły w przeszłość. Mniej więcej od czasów "Art Forum" - Osby to tradycja jazzu, to jej minimalistyczne rozszerzanie w ramach świadomie nałożonych ram.
Pamiętam jak pierwszy raz jej posłuchałem - nic nowego, wszystko już było, wszystko na poziomie lat '60. Prawdopodobnie taka będzie reakcja większości słuchaczy. OK. Nie nastawiajcie się na nowość, a jedynie na jazz. Wtedy ta muzyka przemówi. Wspaniałe ostre, ekspresyjne granie. Zawsze, gdy słucham tej płyty kojarzy mi się ona z nagraniami Branforda Marsalisa w trio. Podobna energia, podobnie ostra jazda. Nie, nie będę się rozpisywał dłużej - posłuchajcie, to dobry, ekspresyjny kawał jazzu. Zagrany przez muzyków, którzy brzmią tak, jakby ostatnie 40 lat grali i znali w jednym paluszku. Przedni jazz.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.