Krakowska Jesień Jazzowa 2015: Michael Zerang i Blue Lights czyli finał w niebieskich światłach

Autor: 
Bartosz Adamczak
Autor zdjęcia: 
mat.promocyjne
To już koniec 10tej edycji Krakowskiej Jesieni Jazzowej. Za nami kilkanaście wieczorów pełnym muzycznych wrażeń. Za nami również wyśmienity koncert finałowy – Michael Zerang And Blue Lights. 
 
Zerang to bez wątpienia jeden z waźniejszych drummerów free-jazzowej sceny Chicago, w Krakowie grał już wielokrotnie, czy to z Chicago Tentet czy projektem Kena Vandermarka. The Blue Lights to jednak pierwszy projekt firmowany własnym nazwiskiem, pierwszy projekt, w którym Zerang pełni rolę lidera. 
Obok Zeranga na scenie stają: Dave Rempis (również dobry znajomy festiwalu m.in Resonance czy Rempis Percussion Quartet), Kent Kessler (grał kilka razy, przede wszystkim z DKV Trio), Emil Strandberg (pierwsza wizyta w Krakowie) oraz John Dikeman (zagrał rok temu z własną formacją Cactus Trio. Pierwsi trzej to weterani, zaprawieni w improwizowanych bojach, Strandberg oraz Dikeman należą do najciekawszych reprezentantów młodszego pokolenia muzyków. 
 
The Blue Lights grają muzykę, która wydawałoby się improwizatorom tego kalibru nie przystoi – oto bowiem The Blue Lights grają kompozycje melodyjne, harmonijne   o egzotycznej urodzie rodem z kulturowego tygla Bliskiego i dalszego Wschodu. Zerang przyszedł na świat w Chicago, kilka lat po tym jak do Stanów przyjechali jego rodzice, matka urodzona w Iraku, ojciec w Iranie – to melodie jego dzieciństwa, jego korzenie, były inspiracją kompozycji przygotowanych dla The Blue Lights.
 
Liderujący perkusiści często lubią zaskarbiać sobie muzyczną przestrzeń grając efektowną solówkę co utwór – Zerang jest zbyt dojrzałym artystą by ulec takiej pułapce. Zamiast tego zapewnia wizję, materiał (kompozycje oraz aranżacje) oraz pulsujący, niemal taneczny rytmiczny flow. W tym ostatnim zadaniu wspiera go Kent Kessler, doskonale zgrani, trudno o lepszą sekcję rytmiczną. 
Na stworzonej przez combo Zerang – Kessler podstawie melodie trójgłosowo prowadzą Rempis, Dikeman oraz Berman czyli saksofon tenorowy, altowy (obaj saksofoniści na przemian) oraz kornet. Te trzy głosy wybrzmiewają w czystych, klarownych, ciepłych haromoniach. Głosem przewodnim najczęściej jest kornet, lekko unoszący się nad mocniejszym rytmem wygrywanym przez saksofony. Aranżacje Zeranga są w każdym detalu dopieszczone, przy czym zachowują lekkość i wdzięk.
 
Formy poszczególnych utworów z drobnymi tylko odstępami przestrzegają schematu temat/solo/temat/solo. Rempis potwierdza swoją klasę jako wszechstronnego improwizatora – wpotrafi połączyć klasyczną jazzową frazę z odrobiną szaleństwa, jego gra jest bardziej stonowana niż w innych projektach (np. Ballister), bardziej wytrawna a nawet zaskakująco liryczna. 
Pod względem liryczności prym wiedzie jednak Berman, brzmienie jego kornetu jest bardzo jasne, wysoki dźwięk z łatwością unosi nad pozostałymi instrumentami, zawsze z gracją. 
Dikeman natomiast jest w swoich improwizacjach buntownikiem, wywrotowcem, gra ciętym dźwiękiem, bezkompromisowo, z dziką ekspresją. Jego solówki są jak sport ekstremalny bez asekuracji – zapewniają przypływ adrenaliny. Tworzy doskonałą przeciwwagę dla pozostałych. Warto się przyglądać poczynaniom tego muzyka, zwłaszcza, tam gdzie to możliwe, na żywo, Dikeman angażuje w gre całe swoje ciało, punkowe podejście idzie tutaj w parze z niebagatelnymi umiejętnościami.
 
Kilka razy kompozycyjne ramy zostają porzucone na dłuższą chwilę, jak na przykład w noise'owym duecie saksofonów tenorowych (panowie tworzą ścianę sprzężonego dźwięku). A chwilę potem muzycy grają w zadziornym unisono bałkański temat znany ze ścieżki dźwiękowej Pulp Fiction.
 
To był piękny koncert, muzyka Zeranga wybrzmiała pełna kolorów, radości, energii. Były chwilę liryczne jak i momenty szaleństwa. Doskonała odtrutka na zimową szaroburość klimatu (także tego politycznego). Tytuł płyty wydanej w tym roku przez The Blue Lights najlepiej chyba oddaje sens i wartość tej muzyki – Songs from the Big Book of Love.