Ballister trio w klubie Powiększenie

Autor: 
Małgorzata Lipińska

 

Szczęśliwie Warszawa nie została tym razem pominięta. I to właśnie Klub Powiększenie był ostatnim, polskim przystankiem na trasie koncertowej Ballister!

Ballister to trio, które współtworzą: Dave Rempis (saksofony), Fred Lonberg-Holm (wiolonczela, elektronika) oraz Paal Nilssen-Love (perkusja, perkusjonalia). Powołany przed kilku laty zespół ma na swoim koncie dwie płyty (live!) a ostatnio dużo koncertuje. Sami opisują swoją formację jako “free-wheeling trio”, nie precyzując jednak, co miałoby to oznaczać.

Byłam bardzo ciekawa, jak panowie zaprezentują się w poniedziałkowy wieczór warszawskiej publiczności w Powiększeniu, czy ich tajemnica zostanie rozwikłana. Sala klubowa powoli zapełniała się wielbicielami muzyki improwizowanej. Czuć było lekkie znecierpliwienie z powodu opóźnienia. Długie oczekiwanie zostało hojnie wynagrodzone. Zespół wchodził na scenę dwa razy, a każda z odsłon miała zupełnie inny character i nagrodzona była długimi brawami oraz radosnymi okrzykami ze strony publiczności.

Pierwszy set całkowicie wypełnił, trzymający w wielkim napięciu, utwór free trwający blisko 40 minut. Był pełen kontrastów, momentami bardzo energetyczny i głośny, żeby na chwilę wyłagodnieć i stać się lirycznym, wręcz melodyjnym. Publiczność słuchała naprawdę z zapartym tchem. Nic nie było tutaj do przewidzenia. Jedna wielka tajemnica, co będzie dalej; który z muzyków przedstawi nam się z jeszcze innej zaskakującej strony, jakie dźwięki usłyszymy. Paal Nilssen-Love wyczarowywał z perkusji ostre, jak i zupełnie niekojarzące się z nim, łagodne brzmienia. Dave Rempis właściwie nie zaprzestawał gry. Dźwięk saksofonu w ten, czy inny sposób brzmiał właściwie bez przerwy. Fred Lonberg-Holm oprócz wiolonczeli, która tylko czasami brzmiała, jak łagodny klasyczny instrument, wspomagał się elektroniką. Podłogę wokół jego stóp wypełniały niezliczone ilości pedałów, pokręteł oraz kabli.

Drugi set miał zupełnie odmienny charakter. Był ostry, ciężki, momentami wręcz przytłaczający ale nadal niezmiernie wciągający. Zakończył się bisem z długą solówką perkusji, na której Paal Nilssen-Love grał z iście rockową energią.

Przez cały wieczór, nie czuło się, aby któryś z muzyków był liderem. Członkowie Ballister to równorzędni partnerzy. Są jednorodnym organizmem, gdzie każdy ma coś do powiedzenia i mówi to w niezwykle ciekawy, a momentami wręcz zaskakujący sposób. Co tu kryć  – współbrzmienie doskonałe! Pełne inspiracji jazzem, rockiem, muzyką współczesną oraz free. Bez dwóch zdań to był zacny koncert pozwalający dotknąć tajemnicy Ballister trio. Na długo zapamiętam niecodzienne brzmienia oraz uśmiechy na twarzach zmęczonych muzyków schodzących ze sceny.