Twain
Kilka lat temu, będąc nieco znużony otwartymi formami jazzu, zacząłem przetrząsać sieć w poszukiwaniu muzyki mniej ekspresyjnej, chciałem nabrać nieco dystansu do improwizacji, poszukać nowych inspiracji jakby na uboczu progresywnych nurtów jazzu i free improv. Na pierwszy ogień poszły nagrania o etniczno-jazzowym charakterze: Ali Farka Toure, Rokia Traore, Vinicius Cantuaria, Waldemar Bastos, cóż, doskonale znałem je już wcześniej, więc jakby żadnego nowego „hallo” nie usłyszałem. Szukałem dalej, postanawiając uważnie wsłuchać się w dyskografię Meredith Monk, za jej pośrednictwem odkryłem muzykę Theo Blackmanna, było dobrze, wciąż jednak chciałem odnaleźć coś jeszcze bardziej osobistego, stroniącego od typowej dla jazzu maniery z jednej, a z drugiej strony niebędącej oczywistą muzyką pop. Chciałem usłyszeć jakiś kojący głos, oczywiście nie ma w tej mierze nikogo lepszego od Joni Mitchell, jednak jej repertuar to wielka klasyka, którą wszyscy doskonale znamy. Wtedy dotarła do mnie płyta Paula Motiana: On Broadway, Vol. 4 or the Paradox of Continuity (W&W 2006), na której w ośmiu spośród trzynastu kompozycji śpiewała nikomu szerzej nieznana Rebecca Martin.
Nareszcie dostałem to czego szukałem - bardzo osobisty, spokojny, kameralny wręcz sensualny sposób frazowania, w żadnej mierze nieprzypominający tej mocno teatralnej (wszak musicalowej) maniery śpiewania standardów z lat 50-tych i 60-tych, a spektakularnie odświeżonej przez Diane Krall i później do cna wyeksploatowanej przez całą rzeszę podobnych wokalistek. Ponadto w nagraniach Motiana pojawiły się niezwykle wysmakowane, doskonale zestrojone z głosem Martin sola instrumentalne: Masabumi Kikuchi – fortepian, Chris Potter - saksofon i Larry Grenadier - bass, sam Motian spajał całość ambientowymi wybrzmieniami swoich blach i bębnów. Miałem wreszcie swoje halo! jakby „Blue in Green” raz jeszcze! Szybko poszukałem własnych dokonań nieznanej nikomu amerykańskiej wokalistki, natrafiłem na równie dobrą płytę pt.: „People Behave Like Ballads”(MaxJazz 2004), a chwilę później, przy okazji realizacji koncertu Kurta Rosenwinkela, dowiedziałem się, że ten znakomity gitarzysta będzie z nią koncertować i że właśnie ukończył realizować jej kolejną płytę pt.: „The Growing Season” (SunnySide 2008).
Nie miałem wątpliwości, że warto z tej propozycji skorzystać. Koncert odbył się w katowickim Jazz Klubie Hipnoza 24 listopada 2009 roku w znakomitym składzie: Larry Grenadier – bass, Kurt Rosenwinkel – gitary, Dan Rieser - perkusja i oczywiście Rebbeca Martin – gitara, śpiew, kompozycje, a także teksty większości piosenek o czym za chwilę.
Właśnie trafiła do mnie jej najnowsza płyta pt.: „Twain” (Sunnyside 2013), nagrana w kwartecie z Larry Grenadierem - bass, Pete Rende – fortepian, Dan Rieser – perkusja. Spośród całej dyskografii wokalistki „Twain” nastrojem najbliższa jest nagraniom z Motianem, o ile jednak płyta „On Broadway, vol. 4” osadzona jest w jazzowej aurze, to tutaj cała muzyka podporządkowane została słowu oraz melodii poszczególnych autorskich kompozycji. Instrumentalne partie improwizowane, to tylko ornament dla melodii poszczególnych piosenek. Dziś, ten bardzo osobisty sposób śpiewania, z pogranicza folkowej ballady i jazzu, staje się głównym nurtem dla tak utalentowanych wokalistek jak Gretchen Parlato i Becca Stevens, nic w tym dziwnego wszak Rebecca Martin śpiewa razem z nimi w zespole Tillery. Trzy utalentowane wokalistki prowadzą także warsztaty songwriterskie, a że Rebecca ma ku temu prawo i słuszne powody warto przekonać się wsłuchując w teksty jej najnowszego albumu, najlepiej w domu, wieczorem, z butelką dobrego czerwonego wina pod ręką. Taka prywatna muzyka dla poszukujących czegoś bardziej osobistego niż zespołowe granie.
To Up and Go, Beyond the Hillside, Some Other Place, Some Other Time, Sophisticated Lady, On a Rooftop, In the Early Winter Trees, Don't Mean a Thing at All, God is in the Details, Safe This Time, Beholden, Oh Well, A place in the Country, Honestly
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.