Sun Of Goldfinger
Szczerze mówiąc (wolę przyznać się do tego na samym początku tekstu), nie jestem szczególnym zwolennikiem twórczości Davida Torna, mamy tu jednak do czynienia nie z jednym, a trzema wirtuozami, którzy od pierwszych dźwięków kreują bardzo intrygujące, spontaniczne muzyczne słuchowisko, z udziałem live electronic music.
Na płytę Sun of Goldfinger składają się trzy rozbudowane kompozycje, każda powyżej 20 minut muzyki. Pierwsza z nich jest do pewnego stopnia przewidywalna, oczywiście jeżeli znamy wyniki dotychczasowych działań muzyków, jest zatem coś z Big Satan, Snakeoil i solowych działań Torna w dziedzinie kreowania muzycznych pejzaży. Gitarzysta związany jest z ECM Records już ponad 30 lat, na tyle długo aby uzyskać od właściciela marki Manfreda Eichera pełna autonomię dla własnych działań artystycznych. Torn jest zatem producentem płyty i współ-kompozytorem, pod dwiema kompozycjami widnieją nazwiska Torn / Berne / Smith a przy jednej: Spartan, Before It Hit autorami jest spółka David Torn oraz Craig Taborn, ten ostatni pojawia się także jako instrumentalista, ponadto usłyszymy tu kwartet smyczkowy i dodatkowo dwóch gitarzystów. Muzyczne puzzle stają się tu znacznie drobniejsze a krajobraz do ułożenia bardzo rozległy. Początkowo słyszymy jakby wstęp do epickiej muzyki współczesnej, muzyka sprawia wrażenie ilustracyjnej, podporządkowanej jakimś dokumentalnym zdjęciom, jednak im głębiej zanurzamy się w dźwiękach, tym świat który nas otacza robi się coraz bardziej abstrakcyjny. Torn operuje ogromną przestrzenią, rozpościera przed nami ocean uporządkowanych i podporządkowanych jakiejś sile grawitacji dźwięków, która wywołuje ich narastanie i uspokajanie. To masywna siła, która stanowi rytm, a raczej niewidoczny ale mocno wyczuwalny puls. Muzyka budzi naszą wyobraźnię, kompozycja ma liryczny, nieco nostalgiczny charakter, jest mroczna ale nie depresyjna, skrywa w swej potędze jakąś lekkość, rodzaj natlenienia, nie przygniata nas noisową destrukcją, unosimy się bezpiecznie, jak rozbitkowie ocaleni z żywiołu.
Trzecia kompozycja, pod wymownym tytułem Soften The Blow, jest dalszym ciągiem epickiego słuchowiska, ponownie wykonywanym w trio. Przez chwilę zastanawiam się czy na Sun of Golfinger mamy do czynienia z partyturą? Z powodu znacznego uporządkowania muzyki, a o ile wcześniej musiało być coś zapisane; musiał powstać przynajmniej graficzny szkic dla muzycznej narracji, to w trzeciej kompozycji jest ona w przeważającej mierze improwizowana, a muzycy porozumiewają się ze sobą wzrokowo. Świadczy też o tym duża emocjonalność wszystkich partii solowych, które trudno odegrać zaglądając wciąż do partytury. Takie też są ostatnie minuty tego albumu, bardzo intensywne, gdy do głosu dochodzi Tim Berne, który po rozdzierającym glissando gitary i na tle gęstych, zapętlonych mikrotonowych efektów brzmieniowych, rozpoczyna swoje solo, w stylu za jaki najbardziej go lubimy. Robi się trochę jak w Big Satan, chociaż nie aż tak bardzo transowo, w finale ponownie pojawia się gitara Torna, która teraz niczego już nie wznieca, a raczej studzi rozpalone emocje Berna i Smitha, powoli wyciszając całą muzykę aż do jej całkowitego zaniku. Można odetchnąć, z pewnością do tej płyty wrócę, warto przeżyć Sun of Goldfinger osobiście.
1. Eye Meddle; 2. Spartan, Before It Hit; 3. Soften The Blow;
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.