Sounds From The Ancestors

Autor: 
Maciej Karłowski
Kenny Garrett
Wydawca: 
Mac Avenue
Dystrybutor: 
Mac Avenue
Data wydania: 
26.11.2021
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)
Skład: 
Kenny Garrett, alto saxophone, vocals (2), electric piano (2–4, 6), piano (7); Maurice Brown, trumpet (2); Vernell Brown Jr., piano; Johnny Mercier, piano (3), Fender Rhodes (4), organ (3); Corcoran Holt, bass; Ronald Bruner, drums; Rudy Bird, percussion, snare drum (6); Lenny White, snare drum (6); Dreiser Durruthy, bata (1), vocals (1); Pedrito Martinez, congas (7), vocals (7); Jean Baylor (1), Linny Smith (2, 3), Sheherazade Holman (2, 3), Dwight Trible (7), vocals.

I oto ubiegły rok przyniósł kolejną płytę od kolejnego pobłogosławionego przez Milesa Davisa muzyka cieszącego się sławą i respektem całej rzeszy fanów, a mianowicie Kenny’ego Garretta. Kim jest Garrett nie ma powodu tu pisać, bo wiadomo wszystko. Wiadomo również jakie płyty w ostatniej dekadzie albo i dłużej Garret nam przynosi. Dla recenzenta to rzecz trudna. Ponieważ w konfrontacji z jego muzyką taki recenzent staje w obliczu kłopotu, pisać czy nie pisać? I to jest szekspirowskie pytanie.

Pisać czynią jedni, bo przecież to wielki Kenny Garrett. Artysta o donośnym głosie. Muzyk ogromnie istotny siłą własnej historii, a to co do maja do powiedzenia twórcy tej rangi nie może ujść uwadze.

Drudzy z kolei powiedzą, doświadczenie ostatniej ponad dekady tak bardzo nadwyrężyło autorytet tego znakomitego skądinąd muzyka, że pisanie recenzji jego płyt to może nie tyle zbytek łaski co niemal całkowita strata czasu, bo ileż to razy można powtarzać, że instrumentalista to potężny, saksofonista mistrzowski, kompetentny nad wyraz i podobnie jak jego mentor z trąbka za nic ma stylistyczne przywiązania i hasa sobie po afroamerykańskich gatunkach muzycznych tak jak mu wyobraźnia podpowiada próbując język jazzu przełożyć na bardziej atrakcyjne i zrozumiałe dla młodzieży dialekty.

 

I co tu zrobić? Pisać czy nie pisać? No więc piszę tę recenzję z myślą o tym, żeby nie pisać więcej, bo z powodów wymienionych wyżej pisać za bardzo o czym nie ma, ponieważ Sounds From The Ancestors, w całe swojej naiwnie edukacyjnej wymowie podaje muzykę przodków ze sfery r’n’b, gospell i jazu w stroju jak na jazz zbyt błahym i jak na pop średnio rozrywkowym, a jak na gospel umiarkowanie rozmodlonym. Słowem mammy album zawierający muzykę, której można powiedzieć, że wygląda jak ni pies, ni wydra. Ani on porywający ani nużący, ani wybitnie dopracowany koncepcyjnie, ani też nie niechlujnie puszczony na żywioł. Wygląda jak nagłówek w internetowym portalu informacyjnym niby zapowiada coś ważnego, ale nie idzie za nim żadna warta zapamiętania treść artykułu.

It’s Time To Come Home; Hargrove; When The Days Were Different; For Art’s Sake; What Was That?; Soldiers Of The Fields/Soldats des Champs; Sounds From The Ancestors; It’s Time To Come Home (original).