Scratching Fork
Ostatnio trafiły w moje ręce dwie płyty, „Scratching Fork” i… no cóż, i ta druga. Pierwszą nagrał Marek Malinowski – młody gitarzysta, znany z wcześniejszej płyty z własnym kwartetem, Alone, a także ze współpracy z Wojciechem Jachną. Malinowski porusza się po pograniczu jazzu i muzyki improwizowanej, i jest zdecydowanie wart zauważenia. Natomiast ten drugi album został nagrany przez znanego w całym świecie jazzowym gitarzystę, i do tego poświęcony jednemu z największych pianistów w historii jazzu… Przez chwilę myślałem, żeby zestawić te dwie płyty, dwa światy, ale odpuściłem. Nie ma sensu pastwić się nad weteranem, przecież wszyscy musimy płacić rachunki – choć zawsze jest mi po prostu przykro, gdy artysta znany i doceniany, który przecież może pozwolić sobie na więcej odwagi, wypuszcza tak miałkie dziełko. Przecież chciałoby się od niego oczekiwać więcej! Tymczasem to „więcej” znajduję na płycie Marka, który, choć kompetencjami ani umiejętnościami w niczym nie ustępuje weteranowi, to przecież zdobywanie popularności jest dopiero przed nim. Mam nadzieję, że mu się uda, bo zagrał o wiele ciekawiej, lepiej, odważniej.
„Scratching Fork” to przemyślana płyta, nie mam co do tego watpliwości. Całość robi na mnie bardzo spójne wrażenie – nie wiem, czy taki był zamysł kompozytora, ale siedem kompozycji Marka Malinowskiego moim zdaniem tworzy kompletną opowieść. Lubię słuchać takich opowieści.
Muzycy grają mądrze, współpracują. Nie znajdziemy tu typowo jazzowego podziału na solistę i akompaniującą sekcję. Robert Rychlicki-Gąsowski, Wojciech Zadrużyński i lider, Marek Malinowski grają razem, współtworzą; tak jest o wiele ciekawiej. Skupiają się na kolorach, świadomie wykorzystują możliwości barwowe swoich instrumentów. Słychać zgranie zespołu i dojrzałość wykonawców. To spokojne, świadome, bezpretensjonalne granie; nikt nie stara się bez potrzeby zwracać na siebie uwagi, przez cały czas w centrum wydarzeń jest muzyka. Podoba mi partia gitary. Malinowski gra mądrze, oszczędnie, spokojnie, nie znęca się nad słuchaczem zbędnymi fajerwerkami technicznymi. Oczywiście słychać w jego grze swobodę i lekkość, ale artysta woli skupić się na doborze właściwych dźwięków i barw. Świetnie posługuje się efektami, jego gitara brzmi spójnie i oryginalnie. Melodyjnie i zadziornie, coś jakby punkowa wersja gitary jazzowej – warto uważnie wsłuchać się w to brzmienie.
Podobają mi się kompozycje na tej płycie. Są nowoczesne, kojarzą mi się z utworami wykonywanymi przez trio Thumbscrew, miałem wrażenie, że nastrój kilku motywów nawiązuje do ostatniej płyty Ambrose Akinmusire’a. To być może inspiracje, nie ma mowy o żadnych zapożyczeniach. Autor nie sili się na nic, nie stylizuje się. Tematy na „Scratching Fork” są naturalne, organiczne, a dźwięki są zestawione bardzo konsekwentnie i spójnie.
Warto posłuchać tej płyty, warto posłuchać uważnie. Ja na pewno do niej wrócę.
1. When She Sleeps, 2. Mountains, 3. Vertigo, 4. Dancer in Galoshes, 5. 7 O'clock, 6. Goodbye Poem, 7. Fairy Tale Land
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.