Recenzje

  • Live At The Village Vanguard Vol. 1 (The Embedded Sets)

    Nowojorski klub Village Vanguard to lwia część historii jazzu. To miejsce, które dla fanów tego nurtu muzycznego jest obowiązkowym punktem programu zwiedzania miasta, które nie śpi. Jazz gra się tam od 1957 roku i od tego czasu klub stał się trampoliną dla artystów do odniesienia sukcesu. Gdy słucham “Live At The Village Vanguard” Steve’a Colemana i grupy Five Elements, to myśl o początkach klubu (tych z jazzem związanych) nie może mnie opuścić.

  • Incerto For Doublebass And Strings

    Klub Magia Roja w Barcelonie, połowa grudnia ubiegłego roku, a na scenie prawie sami nasi dobrzy znajomi: Àlex Reviriego na kontrabasie, Diego Caicedo na gitarze elektrycznej oraz piątka skrzypków - Jaime Del Blanco, Dani Pucha, Eva Monroy, Xesc Llompart oraz Pablo Albarrán. Trzy utwory autorstwa wszystkich muzyków, które ustrukturyzował i których wykonanie poprowadził El Pricto. Całość trwa 52 minuty i 17 sekund.

  • Star Splitter

    Gabriele Mitelli i Rob Mazurek nawiązują tytułem tegorocznej płyty nagranej w duecie do wiersza Roberta Frosta. Autor opowiada w nim historię pewnego rolnika, który nie osiągnął spodziewanego dochodu i postanowił spalić swój dom, aby uzyskać pieniądze na ubezpieczenie niezbędne do zakupu teleskopu. Chciał w ten sposób spędzić resztę życia na kontemplowaniu gwiazd i planet. Teleskop nazwał Star Splitter, bo wszystko, co za pomocą niego widział, było podzielone.

  • Asanisimasa

    Muszę przyznać na wstępie, że dotychczasowe dokonania Silbermana, czyli perkusisty Łukasza Stworzewicza, nie były czymś, do czego wracałbym z dużą regularnością. Doceniam kunszt artysty i oryginalną formę poprzednich wydawnictw. Podobają mi się też inspiracje. Jednak ani “Silberman and Three Of a Perfect Pair”, gdzie trio połączyło swoje siły z aktorem Janem Peszkiem i zrealizowało ambitny projekt z recytacjami poezji Krystyny Miłobędzkiej, ani “Pieśń Gęsi Kanadyjskich” rozszerzonego składu Silberman New Quintet z 2017 roku nie sprawiły, że mocniej zabiło mi serce.

  • Devotion

    Wygląda to na równoważne spotkanie trzech osobowości amerykańskiego jazzu w czasie wolnym od prac z własnymi zespołami, tak się wydaje, jednak w dużej mierze jest to nowy muzyczny projekt Dave'a Douglasa.

  • Road Shows vol. 3

    Od  6 maja 2014 roku fani Sonny’ego Rollinsa cieszą się jak dzieci, bo ich idol wprowadził za pośrednictwem DOxy Records/OKeh czyli zarazem Sony Music swoją „Road Shows Volume 3”.

  • Phalanx Ambassadors

    Matt Mitchell to sprawdzony partner wielu liderów, z którymi począwszy od 2009 roku nagrywał, koncertował i wciąż jest bardzo aktywnym muzykiem na jazzowej scenie Nowego Jorku.

  • Magma

    Pozostajemy w formule tria, albowiem, jak twierdzi nasz dzisiejszy bohater, to optymalne zestawienie dla swobodnej improwizacji, wszak człowiek ma tylko …dwoje uszu do słuchania. Gitarzysta Joe Morris nie wymaga specjalnej introdukcji, co innego Charmaine Lee, pochodząca z Australii improwizatorka, która używa głosu w dalece nieszablonowy sposób. Jeśli chodzi o nią, pewni możemy być tylko jednego – nie śpiewa! Muzyka powstała w słynnym Firehose 12, latem ubiegłego roku. Pięć improwizacji trwa 40 minut i kilkadziesiąt sekund.

  • We Are On the Edge: A 50th Anniversary Celebration

    Art Ensemble Of Chicago, świętuje swoje 50 lecie podwójnym wydawnictwem „We Are On The Edge" (Pi Recordins, wersja winylowa dostępna nakładem Erased Tape Records). Czas jest jednak  nieprzejednany i jubileuszu doczekało jedynie dwóch członków zespołu – Roscoe Mitchell oraz Famoudou Don Moye. Odeszli już Lester Bowie (1999), Malachi Favors (2004) oraz Joseph Jarman  (2019). Na dwupłytowym albumie (pierwsza część studyjna, druga „live”) towarzyszy za to seniorom cała plejada młodszych artystów związanych ze środowiskiem chicagowskim i AACM. Wśród nich m.in.

  • Execution Ground

    Execution Ground nie należy do kanonu jazzowego (ale dla mnie tak), lecz właściwie plącze się po jego dalekich obrzeżach. Jest jednym ze sztandarowych projektów Johna Zorna lat 90tych, złotego okresu jego nieprzerwanej i nieograniczonej wtedy inwencji muzycznej.

  • Elephantine

    Przyzwyczailiśmy się do muzyków sceny improwizowanej Europy i Stanów Zjednoczonych. Dopuszczamy też artystów z Izraela, a co wnikliwsi z nas potrafią nawet wymienić kilka nazwisk ze sceny irańskiej, czekaj… hmm… nie... chyba jednak irakijskiej. A gdyby pójść jeszcze dalej? Jak się okazuje muzyka improwizowana również w Afryce ma się przecież nienajgorzej.

  • ‎Azul In Ljubljana

    Przed nam trio Azul, któremu szefuje od dawien dawna portugalski kontrabasista Carlos Bica. W dziele budowania dobrych melodii i zwinnych, niezobowiązujących improwizacji, wspomagają go - niemiecki gitarzysta Frank Möbus i amerykański drummer Jim Black (onegdaj ikona improwizowanej perkusji). Koncert ze słoweńskiej Ljubljany z roku 2015, dziesięć kompozycji (!), 54 i pół minuty.

  • Beyond Us

    Angles prowadzony przez Martina Kuchena to band, który sprawia mi atawistyczną przyjemność. Uwielbiam pozwalać się czarować masywnym brzmieniem tego ansamblu, który jest być może jednym z najbardziej znaczących formacji na Starym Kontynencie, a już na pewno w Szwecji, skąd pochodzi cały skład grupy.

  • Arrival

    Jest w tym paradoks, że gdy sięgamy po płyty którejś z formacji prowadzonej przez saksofonistę Matsa Gustafssona, to możemy wręcz obstawiać zakłady, na jaką formę uzewnętrznienia zdecyduje się szwedzki artysta. Na pierwszy rzut oka dziwi to tym bardziej, że w zasadzie niemal każdy z projektów ma swoje charakterystyczne brzmienie, formę przekazu i nierzadko szeroki wachlarz inspiracji. Nie mogę zatem odmówić pomysłowości Matsowi Gustafssonowi i konsekwencji w działaniu.

  • One Night At The Joan Miró Foundation

    W natłoku nowych nagrań muzyki improwizowanej, powstających jak grzyby po deszczu w każdym zakamarku naszego globu, czasami trudno znaleźć moment, by … przypomnieć sobie starsze nagranie lub wznowić takie, które wydane zostało onegdaj i osiągnęło np. status „out of print”.

Strony