Recenzje

  • Vanished Gardens

    Gdy się kogoś lubi, tak jak ja lubię Charlesa Lloyda, Billa Frisell i Grega Leisza i ma słabość, tak jak ja mam, do ich brzmienia, to cokolwiek nagrają, o ile nie będzie to jakiś haniebny szmonces, to będzie się podobało. Lubię tę płytę i już. Nie wywołuje we mnie dreszczy emocji, nie stawia na baczność, nie intryguje, nie zaskakuje jak wiele innych albumów pana Lloyda i nijak nie spełnia kryteriów idei muzyki wyrywającej słuchacza ze strefy komfortu.

  • Dreams and Daggers

    Bilans jest bardzo prosty: Trzy albumy, dwie nagrody Grammy, jedna kobieta. „Dreams and Daggers” to najnowszy materiał Cécile McLorin Salvant  ̶  wokalistki w tym roku ponownie docenionej przez Akademię przyznającą złote gramofony. Kariera młodej Amerykanki rozwija się w zawrotnym tempie, a ona sama tworzy coraz bardziej dojrzałe i dopracowane płyty.

  • When Will The Blues Leave

    Czy da się podróżować w czasie? Dosłownie nie, choć mrużąc nieco oko i jednocześnie sięgając po wydany niedawno pod szyldem ECM album: When Will The Blues Leave można w wyobraźni cofnąć się o 20 lat do 1999 roku, w którym zarejestrowano występ na żywo, w Aula Magna di Trevano w Szwajcarii, tria: Paul Bley, Gary Peacock i Paul Motian. Mając w pamięci, że dwóch pierwszych z wymienionych artystów od kilku lat już nie żyje, wrażenie podróży w czasie staje się jeszcze mocniejsze.

  • They Say Nothing Stays The Same

    Tigran Hamasyan stworzył muzykę do japońskiego filmu „Aru Sendo No Hanashi” („They Say Nothing Stays The Same”). To piękny obraz, z powolną fabułą, w którym zarówno zdjęcia jak i muzyka odgrywają kluczową rolę. Muzykę Hamasyana ciężko przecież traktować wyłącznie w kategorii soundtracku; dodatku do filmowej produkcji. „They Say Nothing Stays The Same” stanowi oddzielną przejmującą historię, której słucha się z zapartym tchem.

  • Live at 2nd Spontaneous Music Festival 003 - Witold Oleszak & Roger Turner

    Delikatny stukot młoteczków fortepianu, które z mozołem szukają głęboko umieszczonych strun. Posępna cisza uśpionych klawiszy. Po prawej stronie przestrzeni fonicznej trwa sprawdzanie gramatury skromnego zestawu perkusyjnego. Małe kroki, krótkie koincydencje dramaturgiczne. Mrok i precyzja każdego ruchu. Muzycy brną ku słońcu, niczym saperzy na polu minowym. Nie przeszkadza im to sukcesywnie rozgrzewać muskuły i zmysły kreacji. Oleszak preparuje i rezonuje, Turner z kocią zwinnością dba o niuanse brzmieniowe i narracyjne szczegóły.

  • Elephantine

    Przyzwyczailiśmy się do muzyków sceny improwizowanej Europy i Stanów Zjednoczonych. Dopuszczamy też artystów z Izraela, a co wnikliwsi z nas potrafią nawet wymienić kilka nazwisk ze sceny irańskiej, czekaj… hmm… nie... chyba jednak irakijskiej. A gdyby pójść jeszcze dalej? Jak się okazuje muzyka improwizowana również w Afryce ma się przecież nienajgorzej.

  • Multitasking

    Gdy przed dwoma laty ukazywał się debiutancki album Kuby Więcka „Another Raindrop”, nadzieja związana z tym talentem łączyła się z ciekawością, co dalej ów bardzo młody saksofonista będzie proponował. W międzyczasie kontynuował pracę z muzykami swego tria – Michałem Barańskim i Łukaszem Żytą – a także w zespołach Marcina Maseckiego, Emila Miszka czy Kamila Piotrowicza. „Another Raindrop” był sukcesem – spotkał się z dobrym odbiorem krytyki, przyniósł też artyście szereg laurów na czele z Fryderykiem za debiut roku.

  • Lebroba

    Co się stanie, gdy w jednym studiu nagraniowym pojawi się trzech, doborowych, dojrzałych muzyków, których nazwiska brzmią z równą mocą w światku jazzowej awangardy? Może dojść do zarejestrowania nieprzeciętnych dźwięków, które będą mieściły skoncentrowany kwant muzycznej energii zdolny przeniknąć i wyryć głęboki, trwały ślad w świadomości wrażliwego słuchacza.

  • Travelogue

    Zagorzali fani Joni Mitchell nie będą zadowoleni biorąc w ręce ten krążek słynnej pieśniarki. Nie będą zadowoleni, ponieważ ich ulubienica tak daleko odeszła od swej muzycznej codzienności, czyli: małych składów, leniwie toczących się piosenek zaaranżowanych na gitarę, bas oraz perkusję, w których głównie eksponowanym komponentem jest głos artystki i tekst.

  • Christian aTunde Adjuah

    Dzięki bogu za Christiana Scotta. Urodzony w Nowym Orleanie, wykształcony w Berklee i stacjonujący na Manhattanie trębacz wydaje się ucieleśniać wszystko, co w jazzie najcenniejsze. Tak muzycznie jak intelektualnie. W czasach jazzowego postmodernizmu, gdy Nicholas Payton ogłasza koniec historii, a różni muzycy wydzierają sobie nawzajem jedyną słuszną definicję jazzu, Scott jest jak powiew świeżego powietrza.

  • After Bach

    Brad Mehldau zmierzył się z czterema preludiami Bacha, a także jedną fugą ze słynnego cyklu „Das Wholtemperierte Klavier”. Na tej kanwie zbudował wirtuozowski solowy album, do którego dodał pięć własnych kompozycji, zainspirowanych bachowską polifonią. „After Bach” to zbiór niezwykły. Przy czym daleko mu do popularnej dziś konwencji „bach na jazzowo”. To po prostu przepiękna, nieśmiertelna polifonia, której od ponad trzystu lat uczy nas wielki Jan Sebastian.

  • Your Queen is a Reptile

    W siłowym dążeniu do stworzenia wiecznie pożądanej nowej jakości w muzyce wielu twórców zapędza się w bardzo odległe rejony, tymczasem najskuteczniejszą metodą często okazuje się zwrócenie się do wewnątrz i spojrzenie wstecz. To twórcze nawiązanie do własnych korzeni kulturowych w wielu wypadkach owocuje powstaniem muzyki prawdziwie świeżej i interesującej, zwłaszcza, gdy za rzecz biorą się twórcy tak kreatywni, jak Shabaka Hutchings.

  • The Study Of Touch

    Krytyczny tekst na temat najnowszej płyty Django Batesa – „The Study Of Touch” na pewno pianiście nie zaszkodzi, ponieważ w swojej dyskografii ma wystarczająco wiele nagrań dobrych, aby ta jedna recenzja nie zmąciła artystycznego wizerunku jednego z najbardziej kreatywnych twórców brytyjskiej sceny jazzowej.

  • When I Come Across

    Trębacz Tomasz Dąbrowski, jakkolwiek uznaję również jego inspiracje sięgające wprost do tradycji jazzowej, to dla mnie jednak głównie zabójczo konsekwentny i bezkompromisowy improwizator. Protoplasta, a nader wszystko wiodący przedstawiciel niejednokrotnie opisywanego "polskiego zaciągu" w nie tak znowu odległej Danii, regularnie odwołującego się w swojej twórczości do kreatywnej, nieschematycznej, opartej przede wszystkim na wielkiej otwartości, idei europejskiej muzyki improwizowanej.

  • Peace Planet & Box Of Light

    Kompozytor i perkusista Whit Dickey zgromadził już spory katalog nagrań jako lider zespołów, a także jako współpracownik zapewne kilkudziesięciu innych. Współpracował do tej pory między innymi z Davidem S. Warem, Matthew Shippem, Ivo Perelmanem czy Joe Morrisem. “Peace Planet & Box of Light” zostało nagrane przez jego dwa kwartety, których składy różnią się między sobą. Whit Dickey i saksofonista Rob Brown są wspólnymi mianownikami dla obu zespołów.

Strony