The Unity Sessions
Pat Metheny jest świetnym, rozsądnym biznesmenem. Po nagrodzonym Grammy, debiutanckim „Unity Band”, na albumie „Kin” rozszerzył brzmienie i skład swojego flagowego projektu - Unity. Teraz, miast dalej szukać nowych rozwiązań, najbezpieczniej było wydać płytę live, z tak bestsellerowych (i nie ma co wydziwiać - udanych) koncertów promujących Unity Group. W maju tego roku wypuścił więc album, który wieńczy międzynarodową trasę Unity Group - „Unity Sessions”. To dwupłytowa, pięknie i spójnie wydana, ponad dwugodzinna podróż w bezpieczne rejony współczesnego jazzu głównego nurtu. Rozsądny i dobry ruch.
Pat Metheny po obfitującym w koncerty roku 2014 postanowił nieco odpocząć od muzyki. Nikt jednak nie wziął na poważnie jego urlopowego postanowienia. I bardzo dobrze, bo po niewiele ponad roku gitarzysta powrócił w wielkim stylu, z dwiema świetnymi płytami. Pierwsza z nich bardziej eksperymentalna, nagrana została z trio trębacza wietnamskiego pochodzenia - Cuonga Vu. Druga to kolekcjonerski kąsek, tradycyjne brzmienie Metheny’ego, rozszerzone o starych dobrych gości z Unity Group. „Unity Sessions” bo taki tytuł nosi ostatni album to świetnie znane utwory z ostatnich projektowych albumów, słynnej grupy Pata Metheny.
„Unity Sessions” to rejestracja koncertu pod koniec roku 2014, w nowojorskim teatrze Black Box. Słynnemu gitarzyście na albumie towarzyszą wspaniali muzycy: Chris Potter na saksofonie, Ben Williams na basie, na perkusji Antonio Sanchez i wisienka na torcie: multiinstrumentalista – Giulio Carmassi (który w kulminacyjnych momentach nawet śpiewa). Na album składa się ponad 130 minut dobrze przyjętych utworów: głównie z dwóch albumów projektu Unity, ale także z wcześniejszych lat kariery Pata („Two Folksongs”, czy „Police People”). Jak na dobry jazzowy set przystało, nie zabrakło również standardu – poprawnie, choć mało fantazyjnie wykonanego w duecie „Cherokee”.
Album to świetna koncertowa kompilacja w profesjonalnym wymiarze. Chris Potter gra bardzo ekspresyjnie i pierwszoplanowo, jego linie budują nastrój całych kompozycji („Kin”, „Police People”). Często przyćmiewa nawet samego lidera, który daje z siebie wiele, ukazując swoją rockową naturę („Go Get It”), przejmującą melancholię („Born”) i upodobania mainstreamowe („Rise Up”). Dla każdego coś miłego.
Pat Metheny nie musi nic demonstrować, w jego przypadku wystarczy sprawdzona formuła, by stworzyć album dobry, interesujący i popularny. Reszta obroni się nazwiskiem zdobywcy 20 Grammy. „Unity Sessions” to świetnie zarejestrowany koncert ze światowej klasy muzykami, dobrymi kompozycjami i nastrojem typowym dla Pata. Fani będą zadowoleni. Czego chcieć więcej?
Adagia; Sign of the Season; This Belongs to You; Roofdogs; Cherokee; Genealogy; On Day One; Medley; Come and See; Police People; Two Folk Songs (#1); Born; Kin; Rise Up; Go Get It.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.