Ain't Nothing But A Cyber Coup & You
W 2016 roku Mark Dresser zaprezentował publiczności swój nowy septet z flecistką Nicole Mitchell, klarnecistą i saksofonistą Marty Ehrlichem, skrzypkiem David Moralesem Boroffem, puzonistą Michaelem Dessenem, pianistą Joshuą Whitem oraz perkusistą Jimem Blackiem.
Na sklepowe półki trafiła wówczas płyta „Sedimental You” i wkrótce w oczach jazzowej krytyki stała się jednym z najwyżej ocenianych albumów jazzowych roku. Pokochali ją również fani zarówno talentu lidera, jak i w ogóle wyrafinowanego jazzu.
Oczywiście, nie róbmy scen. To niewielka grupa w skali świata, ale też zbiorowość wierna i bardzo wyczulona na wszelkie ściemy. Wiadomo albumu ostatecznie przecież nie dostrzegły prawie w ogóle ani szacowne grona polujące na płyty jedynie najpopularniejszych liderów ani też „pitchforkowi” tropiciele jazzowych nowinek rozmiłowani w rzekomej odkrywczości muzyki typu Kamasiego Washingtona.
Nic w tym dziwnego. Mark Deresser, po swoich wieloletnich działaniach najpierw w kwartetach Anthony’ego Braxtona, współpracy z m.in. Ray Andersonem, Timem Bernem, Henry Threadgillem, Anthonym Davisem czy Johnem Zornem a potem w cudownie rozwijającej się karierze solowej ni jak nie wpisuje się w obraz jazzowego mesjasza, konkwistadora czy przewodnika.
Nie przeszkadza mu to jednak być jedną z najpoważniejszych sił na jazzowej niemainstreamowej scenie amerykańskiej, ani też pisać i grać potem piękną, wyrafinowaną i mądrą muzykę. Tylko tyle i aż tyle. Może raczej aż, ponieważ, jak mawiają, nazwać, Marka Dressera wirtuozem, to tak jakby powiedzieć o Albercie Einsteinie, że był dobry z matmy.
Nie spodziewajmy się zatem, że sytuację tę zmieni druga, niemal identyczna pod względem składu odsłona płytowa Dresserowskiego septetu. W bandzie zaszła jedna tylko zmiana. Davida Moralesa Boroffa zastąpił inny skrzypek, Keir GoGwilt. Aż chciałoby się powiedzieć, że to dobra zmiana, bo słuchając cudownie melancholijnej i zamyślonej partii skrzypiec w „Gloaming” do głowy przychodzą same dobre myśli, ale od kiedy to dobre myśli ot tak mogą być utożsamiane z dobrą zmianą?
Na płytę składa się 11 kompozycji. Swego rodzaju klamrą dla nich są utwory mające wpisane w tytuły dedykacje. Co więcej dedykacje bardzo znamienne. Pierwsza jest dla wspaniałego saksofonisty altowego i innowatora jazzu lat 70. i 80. Arthura Blythe’a, druga dla Butcha Lacy’ego czyli wieloletniego przyjaciela Dressera i także pianisty legendarnej divy Sarahy Vaughan. Nie sposób nie widzieć w tym zabiegu wyraźnego sygnału dla atencji, jaką Dresser żywi dla jazzowych tradycji. Nie sposób jednak również na takim stwierdzeniu poprzestać, ponieważ ukłony w stronę historii mają tutaj charakter nie tyle prostego odwołania się do estetyki, w jakiej obydwoje artystów działali, ale do emocji, jakie ich twórczość czy w ogóle osobowość muzyczna wniosła do obrazu muzyki jazzowej.
Zresztą takich odniesień można na płycie znaleźć więcej. Mingusowskie refleksje w kompozycji tytułowej czy urzekająca nastrojem i brzmieniem inkrustacja utwóru „Let Them Eat Paper Towels” nieoficjalnym hymnem Peurto Rico, „Que Bonita Bandera”. Tak na marginesie ta kompozycja ma też charakter artystycznego komentarza do skandalicznego zachowania Donalda Trumpa, podczas wizyty w Puerto Rico po przejściu huraganu Maria, kiedy to rzeczony rzucał w stronę grupy ofiar kataklizmu papierowymi ręcznikami.
Niezależnie jednak od wszelkich odniesień jakie uda się wytropić na płycie „Ain’t Not But Cyber Coup & You” najważniejsza jest muzyka, docierająca do nas przez głośniki. Muzyka ze znakomicie napisanymi kompozycjami, bajecznie rozplanowanymi aranżacjami, ogromnie bogatą teksturą, intensywnym kolorem tworzonym pomiędzy instrumentami, a szczególnie fletem, skrzypcami i puzonem. Choć mamy tylko septet to jednak chwilami nie sposób odnieść wrażenia, że dociera do nas pełnokrwista prawie wielkozespołowa orkiestracja. Na tym tle, kotwiczonym z wybitną grą Dressera i Blacka, rozpościerają się rasowe improwizacje. Ech jakże wiele większość naszych saksofonistów mogłaby się nauczyć od Marty’ego Ehrlicha, gdyby tylko zechcieli go łaskawie zauważyć.
Tak więc znakomita, bardzo inspirująca płyta, warta więcej niż każdego kompletu gwiazdek. W przypadku takich nagrań czasami żałuję, że nie zaplanowaliśmy w Jazzarium płyt miesiąca.
1. Black Arthur’s Bounce (in Memory Of Arthur Blythe); 2. Pre-Gloam; 3. Gloaming; 4. Pre-Maria; 5. Let Them Eat Paper Towels; 6. Far; 7. Embodied In Seoul; 8. Pre-Coup; 9. Ain't Nothing But A Cyber Coup & You; 10. Song Tine; 11. Butch's Balm (in Memory Of Butch Lacy);
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.