Jazz Band / Rock Band / Dance Band
Żarty się tego Moppy Elliotta trzymają. Trzymają się mocno i ani myślą puścić. W dodatku są to w większości znów te same żarty.
Jeżeli nazwisko Elliotta komuś nic nie mówi, to już nazwa Mostly Other People Do The Killing powinna jako tako brzmieć znajomo. W drugiej połowie lat 2000 grupa zdołała zamieszać sceną jazzową uwodząc publiczność brawurowym „uber-jassem”, gdzie napędzane wysokooktanowym paliwem swing, be-bop i wolna improwizacja wywracane były na lewą stronę. Całość podana była z dużym poczuciem humoru, pastisz gonił pastisz, a że od strony muzycznej / technicznej było to wykonane znakomicie (obecność Jona Irabagona i Petera Evansa mówią tu same za siebie) wszystko – nie da się ukryć – grało. Pierwszy wyraźny symptom wyczerpywania się formuły MOPDtK przyszedł po upływie mniej więcej dekady, gdy po wydaniu „Blue” - remake'u Davis'owskiego klasyka - wesoły kolektyw opuścił właśnie Peter Evans. Rozpęd be-bopowego terroryzmu zaczął się wytracać, muzyka wpadła w koleiny powtarzalności, a eksperymenty ze zmieniającym się co rusz składem grupy (grającej teraz to jako septet, to jako trio) wydawały się być bez większego znaczenia. Franczyza MOPDtK zdążyła wypuścić jeszcze kilka płyt, ostatnia – „Paint” ukazała się dwa lata temu.
Należy jednak oddać tu sprawiedliwość, że choć jest to produkt, to produkt ten wciąż brzmi dobrze i tak samo jest w przypadku najnowszego solowego wydawnictwa kontrabasisty z Pennsylvanii. „Jazz Band/Rock Band/Dance Band” to swego rodzaju przeglądowa prezentacja tego, co oferuje wymyślona przez Moppę Elliotta konwencja. Jak łatwo się domyślić, album podzielony jest na trzy segmenty (choć krążki są tylko dwa), każdy otrzymuje swój - jakże by inaczej - dowcipny tytuł i grany jest przez inny skład. Pierwsze sześć utworów otrzymało tytuł „Advancing On A Wild Pitch”. W roli głównej gra jazz band złożony z niewiele jeszcze mówiących nazwisk jak Sam Kulik (puzon), Christian Coleman (perkusja), Charles Evans (sax baryton) czy Danny Fox (piano), tym niemniej jest to chyba jedyny segment, który nie narzuca się z intencją siłowego rozśmieszania słuchaczy. Jazzowy feeling wywodzi się tu z ducha Charlesa Mingusa, dużo miejsca otrzymuje sekcja dęta, groove trzyma się ram niezależnie czy dzieje się to w ramach odniesień do muzyki nowoorleańskiej (Oreland), na podstawie rytmu tanga (Hermine) czy też downtown jazzu (Baden). Pojawia się kilka utworów znanych z płyt MOPDtK, w rozbrojonych z be-bopowego terroryzmu, wygładzonych aranżacjach. O ile „Advancing on Wild Pitch” można nazwać uniwersalnie przyjemną w odsłuchu (takie specyficzne easy-listening a’la Moppa Elliott), to już „Unspeakable Garbage” wymaga odpowiedniego nastawienia i stanowi estetyczne wyzwanie. Żeby strawić saksofonowe popisy Jona Irabagona na tle rockowych riffów gitary Nicky Picksa i wstawek elektrycznych klawiszy Rona Stabinsky’ego trzeba lubić kiczowate brzmienie dyskotekowego rocka lat 80-tych. Parodia wylewa się uszami, Irabagon wychodzi z siebie na tle przaśnych melodii z energią godną chwilami Alberta Aylera (a już na pewno godną lepszej sprawy) potrafiąc w środku zaciętej improwizacji zacytować nieśmiertelne „Careless Whispers”. Z gatunkowych naleciałości mamy tu też fusion (Quaryville, gdzie gitara ma do powiedzenia cokolwiek więcej poza generowaniem „ gitarowego czadu”) czy hair-metalowe ballady. Zabawa czysta i niezobowiązująca, niestety całkowicie pusta choć pewnie i takie poczucie humoru gdzieś znajduje odbiorców.
Więcej do zaoferowania ma na szczęście 9-osobowy dance band na „Acceleration Due To Gravity”, choć akurat taniec do tej muzyki polecić można głównie wybitnym specjalistom. Gdy w zespole pojawiają się takie nazwiska jak George Burton, Nate Wooley czy Mike Pride wiadomo, że coś się będzie działo. Dzieje się dużo i w dodatku jednocześnie, muzyka orbituje gdzieś wokół współczesnego R’n’B, hip-hopu granego przez jazzmanów utrudniających sobie prostą drogę jak się tylko da, upstrzając ją smakowitymi rozwarstwieniami, przybrudzeniami, i innymi tego gatunku detalami (ale w końcu na tym polega cała zabawa). Ray Charles spotyka się z rockabilly, Childish Gambino z free jazzem, wszystko przecina się wzajemnie i konia z rzędem temu, kto będzie to bogactwo w stanie precyzyjnie opisać. Na dokładkę mamy tu cover „Power” Kayne Westa. Zdecydowanie najciekawszy i najbardziej oryginalny segment z całej trójki i gdyby Moppa Elliott swoją dalszą karierę skierował w tę stronę, odbyłoby się to z korzyścią dla wszystkich.
CD1: 01.Oreland; 02.Herminie; 03.St Mary’s Proctor; 04.Baden; 05.Can’t Tell Shipp From Shohola; 06.Slab; 07.Rocks, MD; 08.Punxsutawney; 09.Stone Hill; 10.MinersvilleCD2: 11.Drumore; 12.Quarryville; 13.Chrome; 14.Bethlehem; 15.Big Rock; 16.Waddle; 17.Geiger; 18.Sparks; 19.Energy; 20.Power; 21.Bangor
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.