The Old Country
No to przenosimy się do 1992 roku. Keith Jarret po 30 latach powrócił do klubu w którym jako 16 latek zagrał w trio. Ten klub to Deer Head Inn, jedno z najdłużej działających jazzowych miejsc w USA. W tamtym czasie, latach 90., Jarrett był już wielką gwiazdą jazzowej sceny, owiana nie tylko Davisowskim błogosławieństwem, ale rownież nimbem muzyka, który oparł się milesowskiej idei jazzu jako stylu, który, o ile nie podąża za tym co najbardziej aktualne w muzyce, popada w bolesną atrofię i kompletnie wytraca swoje witalne siły.
Kiedy Jarrett zagrał koncert w Deer Head Inn, Milesa już nie było, a pianista sam siebie z pomoca szerokiej ławy dziannikarzy ogłosił się artystą, który pozostając wiernym akustycznemu trio i pomysłowi, że biorąc za bazę popularne standardy jazzowe, może z powodzieniem zostać primus enter pares jazzowej pianistyki i zbudować legendę ekscentrycznej mega star. W budowaniu legend akurat Jarretowi do Davisa było całkiem blisko.
Nie powinno więc dziwić, że Jarrett na chwilę zszedł z boskiego tronu i złożył zaskakującą propozycją zagrania koncertu, niejako w ramach zrewanżu właścielom Deer Head Inn za lata ich jazzowej służby. W tamtym czasie na jazzowej scenie jaśniało światłem już brylantowym tzw. Standard Trio Jarretta, ale do Deer Head Inn nie przyjechało ono w składzie pełnym. Jack DeJohnette nie dojechał, albo nie dojechał celowo, bo przecież jakby to wyglądało, że najdroższy na świecie band, gra w jakimś klubiku, a wielkie sale koncertowe nie mogą się dobić do ucha menagementu i zabookować tria na występy w legendarniejszych i słynniejszych lokalizacjach? Zastępstwo było jednak co najmnij godne, a z perspektywy historii wręcz doniosłe, bo na stołeczku perkusisty zasiadł nie kto inny jak Paul Motian, o którego roli z muzyce jazzowej i o którego wczesniejszych związkach z pianistą, z szacunku dla czytelników Jazzarium, nie bedę juz opisywał.
Z tych lub całkiem nie z tych powodów koncert w ogóle nie był promowany, ale co tam promocja, kiedy bóstwo zstępuje z Olimpu to wieść o takim czynie roznosi się, jak to dziś powiedzielibyśmy, niczym wiral. I tak komplet biletów rozszedł się byłskawicznie, a publiczność stawiła się w liczbie przekraczającej możliwości klubu. Setka szczęśliwców zajęła miejsca siedzące, jedna trzecia tej liczby stojące, a na werandzie zgromadziło się podobno kolenych 50 albo i 60 osób. Szczęśliwie udało się koncert nagrać i to nie byle komu bo Billowi Goodwinowi, a więc perkusiście, który przecież przed laty współpracował z Jarrettem, kiedy to obydwaj byli członkami bandu Gary'ego Burtona.
Muzyką z Deer Head możemy cieszyć się od 30 lat. W 1994 Manfred Eicher, w ramach ekskluzywanej współpracy wydawniczej z Jarretem opublikował część nagranego materiału pod tytułem Keith Jarrett at the Deer Headd Inn. Dziś, kiedy już na nowe nagrania Keitha Jarretta z powodów wiadomych liczyć nie możemy, pan Manfred sięga do szuflady i oto mamy album The Old Country będący uzupełnieniem tamtego wydawnictwa i z tego powodu jest to płyta ważna. Dla fanbazy klasycznego Jarretowskiego Standard Trio będzie ono istotną ciekawostką, takim klejnocikiem w imponującej kolli pełnej brylantów. Dla miłośników jazzu już nie klejnocikiem będzie, a czyms o wiele cenniejszym, bo przecież co tu kryć, jak mawia jeden z moich przyjaciół, to muzyka baaaaardzo jakościowa! Będzie to również ważna płyta dla wszystkich których rozpala śledzenie różnic pomiędzy tym jak brzmi Jarretowskie trio rozbębniane przez DeJohnette'a, a jak przez Motiana. I tu pewnie fanbaza się odrobinę podzieli, ale nie czarujmy się, nie jakoś inaczej niż dzieli się od dekad.
Czyli co? Dobra czy nie dobra płyta? Warta czy nie warta zachodu? Oczywiście że dobra! Nawet bardzo dobra. Czy warta zachodu? Jak najbardziej! Czy wnosi coś istotnego do kwestii Keith Jarret, standardy, trio, jazz? Absolutnie nie. Nic czego nie wiedzieliśmy wcześniej z tej płyty się nie dowiemy. Ani o geniuszu Jarreta, Peacocka ani Motiana, ani o tym, na czym polega jazzowe trio fortepianowe. Nie mnie pamiętajmy idą święta, nadjeżdża Św. Mikołaj i fajnie mieć w zanadrzu bezpieczny, jakościowy i błyszczcy zarazem prezent dla wszystkich których lubimy i nie chcemy im zniszczyć muzycznego gustu na resztę życia.
“Everything I Love”, “I Fall In Love Too Easily, “All of You”, “Someday My Prince Will Come”, “Golden Earrings”, “How Long Has This Been Going On”
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.