Komeda Inspirations
Dziwna to płyta. Przyjemnie słucha się jej wieczorem. Można ją traktować jako zbiór drobiażdżków, Variów-Komedariów. Jednak jako zamkniętą całość, chyba jestem na nie. A może nie? Na pewno wielu osobom się bardzo spodoba - za nastrój, a wielu nie zostawi na niej suchej nitki - za wykastrowanie muzyki Komedy z jazzu.
Jan Bokszczanin jest uznanym organistą i znawcą rosyjskiej muzyki organowej. Na koncie ma wiele płyt, koncertów a nawet dedykowanych mu współczesnych kompozycji. Tym razem postanowił podjąć wyzwanie jakim jest muzyka Krzysztofa Komedy. Do tego nietypowego przedsięwzięcia zaprosił Bokszczanin jazzową elitę:Grażyna Auguścik, Tomasza Szukalskiego, Roberta Majewskiego, Pawła Gusnara i Ryszarda Borowskiego.
Album otwiera przebój znany z filmu "Prawo i pięść" z Gustawem Holoubkiem w roli głównej. W oryginale wykonywał go Edmund Fetting, jednak sięgali po niego już Soyka, Nosowska, zespoły Raz dwa trzy i Strachy na Lachy a także Marcin Świetlicki i (fantastyczna wersja z programu War Songs) Mikołaj Trzaska. Na "Komeda - Inspirations" jest to duet Bokszczanina i Grażyny Auguścik. W pewnym momencie w tle "Nim wstanie dzień" pojawia się i trzeci bohater - deszcz, a może i grad, który przeszedł nad Warszawą w trakcie sesji nagraniowej.
Auguścik, wespół z Ryszardem Borowskim na flecie będą partnerować Bokszczaninowi jeszcze 3 razy: w "Nie jest źle", "Ja nie chcę spać" i "Kołysance Rosemary".
Drugim zestawem towarzyszy tej podróży będą na saksofonach Paweł Gusnar i Robert Majewski na trąbce i flugelhornie. Wyzwanie stoi przed nimi nie małe: standardy jazzowe Komedy: "Ballad for Bernt", "Kattorna" i "Litania". Na deser Tomasz Szukalski wykonuje z Bokszczaninem "Szarą kolędę". Repertuar uzupełniają jeszcze kompozycje innych autorów poświęcone Komedzie: Adama Sławińskieg "Komeda", Włodka Pawlika "Tribute to Komeda" i "KOMEDitAtion" Miłoszam Bembinowa. Chociaż za aranżacje utworów odpowiedzialni są muzycy jazzowi tacy jak m.in. Krzysztof Herdzin czy Michał Lamża, trudno płycie "Komeda - Inspirations" przykleić jednoznaczną gatunkową łatkę.
Dla mnie album Bokszczanina to koncert. Bardzo istotną rolę odgrywa w nim bowiem miejsce i przestrzeń, w której rozbrzmiewa muzyka - warszawski kościół Ewangelicko-Reformowany przy al. Solidarności. Każda nuta na tym albumie rezonuje, płynie. Komeda zwalnia, łagodnieje, staje się bardziej refleksyjny i liryczny niż jazzowy. Chyba nigdy wcześniej aż tak wielkiego nacisku nie położono na romantyczną, nostalgiczną i oniryczną stronę kompozycji Trzcińskiego. Nie dowiemy się co powiedziałby na to autor, którego 80te urodziny obchodzilibyśmy w kwietniu tego roku, jest to jednak interesujący muzyczny hołd i eksperyment.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.