The Intercontinentals
Pisanie o Billu Frisellu dla jazzowego portalu, musi być odbierane w kategoriach pisania z rozpędu. Frisell w zasadzie z muzyką jazzową od lat nie jest związany, a przynajmniej takiej nie prezentuje na swoich autorskich płytach. Niemniej jednak gitarzysta ten wciąż, dla fanów muzyki, którą prezentujemy jest interesujący. Przyznam nawet, że im więcej lat mam, tym z większą pokorą i ja podchodzę do muzyki Frisella i tym bardziej mi się po prostu podoba.
O recenzowanym albumie gitarzysty mogę mieć zatem dwa zdania: pierwsze, z punktu widzenia mojego zadowolenia tą muzyką - ta płyta, choć wątpię by należeć kiedykolwiek miała do moich ulubionych frisellowskich płyt, po prostu mi się podoba. W duszne, parne popołudnia, "The Intercontinentals" niesie muzykę wprost cudowną, jakby doskonale stworzoną na takie właśnie dni. Drugie zdanie, jakie o tej muzyce można mieć - to, że world muzyczny eklektyzm sięgnął na niej zenitu i zamiast jawić się nam, jako spójna całość, płyta robi wrażenie składanki muzyki etnicznej z różnych stron świata.
Przyznam, że to drugie właśnie zdanie, miałem przez dłuższy czas słuchania międzykontynentalnych produkcji Frisella. Początkowo bowiem za diabła nie mogłem odkryć wspólnego mianownika tych wszystkich, pomieszczonych tu kompozycji, z których każda czerpie z jakiegoś zakątka kuli ziemskiej. Różne składy instrumentalne od duetu po sekstety, przedstawiają nam muzykę, która z utworu, na utwór zmienia klimat. Pojawiają się piosenki o afrykańskim, hinduskim, czy brazylijskim rodowodzie, są aluzje do country, jest też bluesowe przetworzenie zbliżone swym charakterem do tego, czego mogliśmy słuchać na "Blues Dream". Innymi słowy od sasa do lasa, a gitara Frisella, będąca jedynym wspólnym mianownikiem wszystkich tych utworów nie jest mimo wszystko w stanie zastąpić na tej płycie ani konsekwencji, ani koncepcji.
Chwila. To przecież nie tak. Przecież właśnie koncepcją tej płyty i to koncepcją realizowaną z żelazną konsekwencją jest ów międzynarodowy eklektyzm. Frisell zabiera nas w muzyczną podróż po świecie i podróż ta jest niezmiernie miła. No właśnie, niestety - miła i nic więcej chyba. Jeśli zatem chcielibyście mieć w swojej płytotece płytę, która jest pomnikowym niemal przykładem world music - zachęcam do zapoznania się z "The Intercontinentals", jeśli nie bardzo interesuje Was taka muzyka, a chcielibyście zapoznać się z muzyką Frisella, to poleciłbym chyba inne. Tak, czy inaczej płyta pozostanie ciekawostką na gorące i parne popołudnia. Szczególnie polecana z czerwonym porto.
1. Boubacar; 2. Good Old People; 3. For Christos; 4. Baba Drame; 5. Llisten; 6. Anywhere Road; 7. Procissăo; 8. The Young Monk; 9. We Are Everywhere; 10. Y; 11. Perritos; 12. Magic; 13. Eli; 14. Remember
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.