Ancestral Echoes, The Covina Sessions, 1976
Zapraszamy na podróż do prawdziwych, afrykańskich korzeni jazzu! W tym celu przenosimy się do … Kalifornii, a na osi czasu cofamy się do stycznia roku 1976. W studyjnych okolicznościach pewnego domu (sic!) spotykamy ponad 20 muzyków, którzy tworzyli wówczas The Pan-Afrikan Peoples Arkestra, kierowaną przez legendarnego pianistę jazzowego Horace’a Tapscotta (tu także w roli dyrygenta). Oto jego podopieczni: Gary Bias, Dadisi Komolafe, Michael Session (as), Amos Delone (bs), David Bryant, Marcus McLaurine (b), Moises Obligacion (cg), Ishmael Balaka, Ricky Simmons (dr), Adele Sebastian, Aubrey Hart (fl), Wendell C. Williams, Robert Watt (fh), Charles Chandler, James Andrews (ts), Fuasi Abdul-Khaliq (bcl, ts), Herbert Callies (acl), Lester Robertson (tb), Linda Hill (p), Jesse Sharps (ss), Steven Smith (tp), Red Callender (t) oraz Kamau Daáood (voc). Cztery kompozycje Tapscotta, 70 i pół minuty muzyki.
Ceremonia otwarcia sesji nagraniowej przypada w udziale oczywiście pianiście, któremu towarzyszy głos, który recytuje tekst poetycki (poniekąd jednak społeczno-polityczny), coś na kształt afroamerykańskiego roots statements. Po pewnym czasie narracja piana nabiera bluesowego posmaku, a nawet odrobinę gospel. W piątej minucie rusza do gry już cała orkiestra, która buduje gęsty, bogato zaaranżowany flow. Temat pełen żarliwej melodyki podaje wielka armia instrumentów dętych. Wraz z upływem czasu opowieść z jednej strony nabiera mocy, z drugiej pięknie się rozpływa w coraz szersze koryto. Temat wszakże pozostaje z nami, a na jego tle zaczynają pojawiać się pierwsze ekspozycje solowe, pełne swobodnego jazzu, czynione w artystycznej wolności. Najpierw trąbka, potem saksofon sopranowy niesieni są siłą i emocjami wielkiej orkiestry. Kolejna kompozycja bardziej nastawiona jest na klimat, mniej dynamiczna, osadzona w stylistyce main-streamu jazzowego. Tonacja wydaje się być odrobinę molowa, a temat podaje masywne piano i rozbudowana sekcja rytmiczna. Krwi do obiegu dźwięków dolewa jako pierwszy solista, którym bystrym saksofonem altowym podnosi ciśnienie spektaklu o poziom wyżej. Oto pełnowymiarowy jazz, który z czasem przyjmuje także barwy bluesowe.
Trzecia kompozycja, bystrym rytmem budowanym przede wszystkim intensywnymi bongosami, zdecydowanie przenosi już nas do Afryki. Kolejne udane solo na saksofonie, a potem także na puzonie (świetne, matowe brzmienie blaszka). Sporo miejsca kompozycja pozostawia także na solowy pasus szefa przedsięwzięcia. Ostatni utwór na płycie (niemal 30 minut) znów powraca do spirytualnej, niemal freejazzowej estetyki pierwszej części. Zaczyna się leniwie – spokojnym fortepianem i smyczkiem na kontrabasie. Potem dużo do powiedzenia mają flet i trąbka. African Roots’ Rhythm and Soul toczy się nieprzerwaną strugą. Wreszcie do głosu dochodzi saksofon tenorowy (doskonały Fuasi Abdul-Khaliq!), który wynosi muzykę na wyżyny emocji i sprawia, iż ostatnie kilka minut płyty jest jej zdecydowanie najlepszym momentem.
1. Ancestral Echoes, 2. Sketches of Drunken Mary, 3. Joe Anette, 4. Eternal Egypt Suite
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.