Szczupły skromny człowiek - Svengali - rzecz o Gilu Evansie cz. 2

Autor: 
Ryszard Borowski
Zdjęcie: 

Pierwsze skojarzenie jakie przychodzi mi na myśl po usłyszeniu nazwiska Gila Evansa to widok skromne­go, szczupłego człowieka, niezwykle szanowanego przez wszystkich wielkich muzyków jazzu. To oni - będąc świadomymi ogromnej wiedzy i talentu arty­sty - najlepiej potrafili ocenić to, czego dokonał. Tkwiąca w nim cicha i skupiona siła wybuchała z wiel­ką energią podczas koncertów i nagrań jego orkiestry. Podczas realizacji partytur, które były przelanymi na papier wizjami nowych, możliwych brzmień, jakie po­wstawały dzięki wielkiej wyobraźni artysty. Te „obiek­tywne", bo zapisane nutami pomysły muzyczne oka­zywały się dla najlepszych nawet muzyków na tyle cie­kawe, a momentami wręcz fascynujące, że wkładali oni całą swoją duszę i umiejętności w wykonanie utworów Evansa. Dzięki temu jego orkiestry miały ten niepowtarzalny styl polegający na zachowaniu wspa­niałej równowagi pomiędzy niezwykle gorącą impro­wizacją a chłodnymi, kompozytorsko-aranżerskimi koncepcjami. Gerry Mulligan (także wspaniały kom­pozytor i aranżer, znany powszechnie jako najlepszy barytonista w historii jazzu) powiedział kiedyś o Evansie: „Spośród aranżerów, których utwory gra­łem, Gil był jedynym, który potrafił napisać rzecz tak, jakby zagrał to solista." Być może Evans był tak orygi­nalny ponieważ całe życie pozostał autodydaktą. Był pierwszym muzykiem, który podniósł aranżację do rangi sztuki, i to sztuki najwyższej, przyćmiewającej czasami umiejętność gry solowej czy sztukę improwi­zacji.

W wieku czterdziestu pięciu lat Evans nagrał swój pierwszy album pod własnym nazwiskiem („Big Stuff' 1957). Jego kariera rozwijała się dość szczegól­nie, wznosząc się i opadając jak nieregularna sinuso-ida. Bardzo produktywne i intensywne pod względem twórczym okresy przedzielone były nagłymi wycofa­niami z życia artystycznego. Jako osobowość arty­styczna pozostawał niedefiniowalny.

Trendy i style wydawały się go nie obchodzić. Tak wspominał początki swoich zainteresowań muzycznych: „W latach trzydziestych radio było wielką rzeczą. Każ­da stacja nadawała program z sal tanecznych i noc­nych klubów. Prawie każdego dnia słyszałem takie ze­społy jak Duke Ellingtona, Casa Loma, Claude Hop-kinsa."

Gil kupował ich płyty i transkrybował aranżacje: „...Kochałem to. Kupowałem wszystkie płyty Louisa Armstronga, które ukazały się między 1927 a 1936 ro­kiem. W istocie uczyłem się z nich Armstronga. Uczy­łem się kochać muzykę, kochać piosenki. On robił du­żo nagrań i dużo tam było słabych utworów, część była okropna, ze złą orkiestracją i sekcjami rytmicznymi... Ale w każdym z tych trzyminutowych nagrań zdarzał się jakiś magiczny moment, w każdym z nich." Gil Evans urodził się 13.05.1912 w Toronto, a jego prawdziwe nazwisko brzmiało Ian Ernest Gilmore Green. Zmarł 20.03.1988 w Cuernavaca, w Meksyku. Kana­dyjczyk, ale w jego żyłach płynęła także australijska krew. Do Stanów Zjednoczonych przybył jako ośmio­letni chłopiec. Na pytanie dlaczego uważał się zawsze za Amerykanina odpowiada z rozbrajającą szczerością: „Bo w Ameryce był jazz". Od roku 1933 prowadził wła­sną orkiestrę swingową w Stockton, w Kaliforni.

O tych początkach tak sam opowiada: „Nadeszła era swingu, zainteresowałem się aranżacją pod wpływem Duke'a, Dave Redmana i Gene Gifforda (orkiestra Casa Loma), a zwłaszcza Fletchera Hendersona ponieważ on aranżo­wał dla Benny Goodmana." Już wtedy mówili o nim „Strawiński z drugiej ręki". W 1937 utworzył grupę, z którą pracował w „Rendezvous Ballroom" w Balboa Beach. Rok później piosenkarz Skinnay Ennis przejął ten zespół i Evans został jego dyrektorem muzycznym. „W dwudziestym siódmym roku życia poznałem muzy­kę Ravela, Debussy^go, Musorgskiego i oczywiście natychmiast się w niej zakochałem. Głównie na niej oparłem swój język harmoniczny, wzbogacając to czego nauczyłem się od Armstronga i Hendersona." Jako aranżer rozpoczął współpracę w 1941 roku z orkiestrą Thornhilla kontynuowaną, z przerwą na służbę w ma­rynarce (43-46), do 1948 r. Już tam zaczął eksperymen­tować z nowymi barwami i składem saksofonów. Orkie­stra ta miała w swojej obsadzie waltornie, a później tubę. Wkrótce stała się źródłem nowatorskich prac aranżerskich. Orkiestracją i styl aranżerski Thornhilla miały wielki wpływ na Evansa. Dodatkowe instrumen­ty łącznie ze zwyczajowymi instrumentami orkiestry ta­necznej dawały zespołowi wyróżniający się, wyrafinowa­ny dźwięk. Kiedy orkiestra zaczęła nieźle prosperować

Thornhill, a za nim i Evans zaciągnęli się do wojska. W 1946 roku zaraz po odejściu z armii Evans przeniósł się do Nowego Yorku, aby „...spotkać wszystkich moich bohaterów..." bebopowej rewolucji i dołączyć z powro­tem do zespołu Thornhilla. Jego mieszkanie na 55 uli­cy stało się mieszanką salonu jazzowego, college'u i do­mu dla długiej listy regularnych gości. Przychodzili tam: Charlie Parker, Miles Davis, Gerry Mulligan, George Russell, John Lewis, John Carisi. „To był jeden wielki pokój w suterenie, to wszystko. (...) Było tam pia­nino, łóżko i adapter. To wszystko co znajdowało się w tym miejscu - i zlew. Wynająłem to mieszkanie i przez dwa lata nie zamykałem drzwi. Nigdy nie wie­działem ile osób tam będzie kiedy wrócę do domu. Nie obchodziło mnie to." J. Carisi wspominał: „...odbywała się tam całymi godzinami parada. Chłopcy wchodzili i wychodzili, cicho, cichutko, i grało wiele płyt, i było mnóstwo rozmów na temat muzyki." W 1948 Evans zrezygnował z pracy dla bandu Thornhilla, rozczarowa­ny coraz bardziej mrocznym i przygnębiającym brzmie­niem zespołu. Rok później doszło do sformowania no-netu, który był małą wersją orkiestry Thornhilla. Evans wspomina: „...Po prostu zredukowaliśmy do minimum ilość muzyków, żeby zrealizować harmonie."

Pracował z „Miles Davis Capitol Orchestra" w latach 1949 i 50 (utwory dla tego nonetu to Boplicity i Moon Dreams). Nagrania tego zespołu złożyły się na płytę „Birth of the Cool" z Davisem, Mulliganem, J. Lewisem, Lee Konit-zem. Później zatrudnił się jako aranżer do wynajęcia, orkiestrując muzykę dla potrzeb radia i telewizyjnych shows. Pisał dla takich piosenkarzy jak Tonny Bennet, Peggy Lee, Pearl Bailey, Helen Merrill, Polly Bergen, Johnny Mathis, Lucy Reed. Występował czasami jako pianista i grał wraz z Mulliganem w klubie „Basin Stre­et", a także grał w duecie z perkusistą (z Nickiem Sta-bulasem) w innym klubie w Greenwich Village. Do spotkania i rozpoczęcia pracy z Davisem doszło znów w 1956 roku. Pierwszym efektem był aranż do „Round Midnight". Później pochłonęła ich praca nad projektem nagrań Davisa z dużym zespołem. Evans pracował także z orkiestrą Billy Butterfielda i Hala McKusicka w 1957 r. W tym samym roku dla potrzeb nagrań płytowych zorganizował swoją własną orkie­strę i wraz z nią rozpoczął współpracę z Davisem. Efektem tego było powstanie trzech płyt. Pierwsza to „Miles Ahead" -w 1957 r. Następne płyty to „Porgy and Bess" z 1959, „Sketches of Spain" z 1960, i „Carnegie Hall" z 1961 roku. „Sketches" Down Beat uznał za płytę roku, zaś Evans stał się tak sławny, że mógł nagrywać z własną dużą orkiestrą. W tych samych latach powstają płyty nagrywane pod jego własnym nazwiskiem. Pierwsza to „Big Stuff z 1957 roku, a na­stępne to „New Bottle, Old Wine" (1958) z Cannonballem Adderleyem i „Great Jazz Standards" (1959). Te wymienione sześć albumów reprezentuje doskonały warsztat Evansa mieszcząc się w stylistyce od Tin Pan Alley do Kurta Weila i muzyki flamenco. Chociaż wszystkie albumy powstały w przeciągu zaledwie trzech lat, każdy ma własny, odrębny styl. Ukazują Evansa jako subtelnego orkiestratora posiadającego umiejętność tworzenia wysmakowanego tła dla popi­sów solistycznych. W rękach Evansa aranżacja staje się rekompozycją.

W 1959 roku Evans i jego dziewiętnastoosobowa orkie­stra wraz z zespołem Davisa (z Coltranem) wzięli udział w nagraniu programu telewizyjnego pt. „The Sound of Miles Davis". Jest to wspaniały, najstarszy (i jeden z nie­wielu) materiał filmowy dotyczący Evansa. Lata sześćdziesiąte przynoszą zdecydowany zwrot w twórczości artysty. Po „mocnych" i mrocznych pły­tach przychodzi okres sporadycznej pracy pozostawia­jącej po sobie nieskończone dzieła. Na początku 1961 roku, po najdłuższym kontrakcie jaki zawarł w swojej karierze (sześć tygodni codziennej pracy w nowojor­skiej Jazz Gallery) Evans wraz ze swoją orkiestrą znów znalazł się w studio nagraniowym. Powstała wówczas płyta „Out of the Cool".

Jest ona w brzmieniu i rodza­ju spontanicznej organizacji materiału zdecydowa­nym i jednoznacznym zerwaniem z poprzednimi pra­cami leadera. Evans współpracował później z Davisem nad muzyką do sztuki, która nigdy nie została poka­zana na Broadwayu. Materiały, które pozostały wyko­rzystał w nagranej w 1963 roku płycie „The Individualism of Gil Evans". Aranżował także dla Kenny Burrella i Astrud Gilberto. W 1968 roku zdobył sty­pendium Guggenheimów w zakresie kompozycji. Z początkiem lat siedemdziesiątych Evans zwrócił się w kierunku elektroniki (syntezatora użył po raz pierwszy w 1971 r. w swoim „Where Flamingos Fly") i zainteresował się muzyką rockową. Odkrył, jak sam powiedział, „bardzo dobrego piosenkarza" - Jimi Hen-drixa i planował z nim współpracę. Pomysł ten rozwiał się po śmierci gitarzysty. Dokonania Evansa z tego okresu cieszyły się zmiennym powodzeniem. Nagrał cały zestaw zaaranżowanych przez siebie kompozycji Hendrixa i od tego czasu stało się zwyczajem Evansa włączanie do koncertów przynajmniej jednego takie­go utworu. Odnosił duże sukcesy w Japonii w 1972 ro­ku. W Europie głośne było jego tournee w 1974 (min. był w Pradze), lecz w Stanach nie przestawał walczyć o godziwą egzystencję. W 1974 zdobył tytuł najlepsze­go aranżera (Down Beat). Także jego orkiestra zalicza­na była do najlepszych.

Nagrany w 1975 roku studyjny album „There Comes a Time" najpełniej wyraża twórczość artystyczną Gila z tamtych lat. Nieortodoksyjna instrumentacja, która zawsze go cechowała, tutaj także znajduje swój wyraz. Muzycy obsługują po kilka instrumentów i dzięki temu możliwym stało się np. użycie aż pięciu synteza­torów, czy gra pięciu perkusistów (instrumenty perku­syjne). Muzyka z tego albumu stanowi kontrast w sto­sunku do poprzednich upodobań aranżera - rytmicz­nych subtelności i pastelowych odcieni. Pełna jest dramatycznych zwrotów, jasnych kolorów i wyrazi­stych rytmów. Peter Keepnews w piśmie Billboard twierdzi, że Evans miał swój udział w powstaniu zna­nych płyt Davisa „Filles De Kilimanjaro" i „Star People". Począwszy od wiosny 1983 roku orkiestra Gila Evansa zyskała niejako stałe miejsce pobytu występu­jąc w każdy poniedziałek w nowojorskim klubie „Sweet Basil". Nagrania pochodzące z tego okresu sygno­wane są nazwą „Monday Night Orchestra". Oprócz nagrań i koncertów z własną orkiestrą Evans pracował także z Helen Merril (wokalistka, ur. 1929) przy płycie „Dream of You", z Donem Elliottem (trę­bacz i wibrafonista, ur. 1926) przy płycie ,Jamaica Jazz", z Kenny Burrellem (gitarzysta, ur. 1931) przy płycie „Guitar Forms" (w 1965 r.), z Halem McKusic-kiem (saksofonista, ur. 1924) w 1957 roku przy pracy na płytą Jazz Workshop" (Evans poznał go w orkie­strze Thornhilla, w której McKusick pracował jako klarnecista w 1948 i 49 roku), z Astrud Gilberto przy realizacji albumu „Look at the Rainbow". Opracował także jeden utwór na płycie „Teddy Charles Tentet" (T. Charles był wibrafonista). Jest autorem muzyki do filmu „Absloute Beginners"; wraz ze swoją orkiestrą występował wspólnie ze Stingiem. Można by wymienić jeszcze dużo podobnych, „drob­nych kawałków" składających się na artystyczną mo­zaikę, jaką stanowi dzieło Evansa. W dalszej części tej pracy starałem się uwzględnić je wszystkie, choć zdaję sobie sprawę, iż nie było to naprawdę możliwe. Być może nie jest to też wcale konieczne. Omówiłem naj­ważniejsze prace Gila Evansa i mam nadzieję, że po­stawiony został pierwszy krok na drodze do pełniej­szego i bardziej systematycznego poznania w Polsce jego spuścizny. Każda następna publikacja może za­wierać nowe szczegóły, a jej autorzy mogą podjąć pró­bę spojrzenia na te same tematy z innej strony. Będzie to tylko z korzyścią dla evansowskiej muzyki.