Blue in Green

Autor: 
Piotr Jagielski
Zdjęcie: 

Oto chyba pierwszy opublikowany fragment, przygotowywanej przez Piotra Jagielskiego, książki o Billu Evansie. Poniżej część bardzo adekwatna do dzisiejszej, XX rocznicy śmierci Milesa Davisa.

O trzeciej w nocy było po wszystkim, Evans odrywa się wreszcie od kartek porozrzucanych dookoła pianina i idzie do kuchni wstawić wodę na kawę. Zmęczony i potwornie śpiący Earl Zindar, którego mieszkanie Evans okupował tamtego wieczora wychyla się z sąsiadującego pokoju i z niedowierzaniem, niezbyt zgrabnie połączonym ze zniecierpliwieniem, pyta:

- Dałeś już spokój?
 

Evans siedzi na podłodze przed rozłożoną kartką i maluje. Nie potrafi, wychodzą same bzdury, nie występuje żadna figuracja, nie dzieje się nic konkretnego. Złe nawyki nie opuszczają go nawet w pracy; nie potrafi zdecydować się na jeden kolor, bez przerwy zamalowując pierwszy wybór kolejnym, zastępując jedną barwę następną. Zabawa skończy się wraz z wyczerpaniem się jego pomysłowości w zakresie mieszania farb; dopiero wtedy być może uzna dzieło za gotowe.

Sześć godzin wcześniej Miles Davis wręczył Evansowi kawałek papieru z zapisanymi dwoma akordami i prowokująco zapytał:

- Co byś z tym zrobił?

O trzeciej w nocy było już po wszystkim a Evans zrobił z tego „Blue in Green”, kosztujące go sześć godzin nieprzerwanego ogrywania tych dwóch akordów.

Sam utwór jest rozdwojeniem dyskursu, pomieszaniem barw, zamalowywaniem jednego koloru innym. Wszystko zmienia się wraz z tempem, Evans płynnie orbituje między barwami i nie wstydzi się wcale własnej zmienności nastrojów. Jest bardzo humorzasty i nie waha się tej niestabilności emocjonalnej manifestować, często czyniąc z niej kluczowy aspekt własnej twórczości. Ale znowu, nastroje nie nadchodzą w ciągu, nie ma tu jakiegokolwiek odchodzenia, są same powroty.

Evans raczej nastawiony jest na przebywanie między barwami, w tym akurat przypadku na przecięciu niebieskości i zieleni. Nie mają one jednak stałego, przypisanego nieodwołalnie miejsca, wymieniając się, wciąż zajmują miejsce poprzednika.

Jakby wszystkie zmienne składowe natury Evansa znalazły wspólne ujście na przecięciu barw, nazwane po prostu „Blue in Green”

Nie wiem jak długo pianista czekał z przekazaniem Milesowi swojej odpowiedzi na jego pytanie. Może zadzwonił do Davisa jeszcze tej samej nocy, budząc go opowieścią o progresji akordów, na którą ten mógł zareagować chyba tylko.

- Jest czwarta rano, spierdalaj.