Marcin Olak Poczytalny - Po co komu Coltrane?
Dziś słucham Coltrane’a. To znaczy nie tylko dziś, Both Directions At Once przesłuchałem po raz pierwszy w dniu premiery, i w zasadzie codziennie do tego albumu wracam. Nie ma w tym nic dziwnego, to świetna płyta. Tylko co o niej mogę napisać?
Zdecydowanie nie chcę recenzować Coltrane’a. Znawcy tematu już zabrali głos, na pewno jeszcze wiele tekstów o tym albumie powstanie. A ja nie jestem znawcą, raczej miłośnikiem tej muzyki. Miałbym poważny kłopot z naszkicowaniem jakiegoś tła historycznego, nie jestem w stanie odnieść się krytycznie do opowieści o zagubionych i odnalezionych taśmach. Przeczytałem, że kwartet Coltrane’a wtedy dużo koncertował, zespół był u szczytu formy – ale to po prostu słychać. Muzyka jest zagrana dobrze, mocno, intensywnie. Może nie z takim żarem jak na Love Supreme - tu jest chłodniej, dźwięki są bardziej wyważone, ekspresja bardziej skupiona, po prostu środek ciężkości wypowiedzi jest w trochę innym miejscu… Ale o tym najlepiej przekonać się na własne uszy, nie chciałbym nikomu odebrać przyjemności wyrabiania sobie własnego zdania na temat tej płyty. Bo to, że Both Directions po prostu trzeba posłuchać, jest w zasadzie oczywiste.
Ta płyta jest skazana na sukces. O ile mi wiadomo album sprzedaje się znakomicie, i nic dziwnego. Samo ukazanie się Both Directions jest wydarzeniem. Z ciekawą i nieco tajemniczą historią w tle. Do tego dochodzi magia wielkich nazwisk: John Coltrane, McCoy Tyner, Jimmy Garrison i Elvin Jones to przecież gwiazdy pierwszej wielkości, wszyscy w świetnej formie. Przy tym możemy niejako podsłuchiwać tych panów podczas pracy w studio, zostawienie zapowiedzi realizatora było świetnym zabiegiem – możemy poczuć się, jakbyśmy słuchali właśnie odnalezionych, nieobrobionych jeszcze taśm. A to swoją drogą ciekawe – bo niewątpliwie z marketingowego punktu widzenia ta płyta też jest majstersztykiem. Ile potrzeb w potencjalnym nabywcy ten album zaspokaja, ile poczuć i odczuć jest dołączonych do albumu! Ale to w zasadzie nie ma znaczenia, bo na Directions znajdziemy po prostu i przede wszystkim piękną muzykę. I to jest najważniejsze. Tak czy inaczej trudno mi sobie wyobrazić jakąkolwiek płytę jazzową, która mogłaby się ścigać z Tranem o tytuł wydarzenia roku.
Zatrzymuję na chwilę album, słucham wiadomości. Wiem, że nie znajdę tam nic pocieszającego, ale pomimo to słucham – uważam, że w takim momencie nie mogę udać się na wewnętrzną emigrację, że powinienem wiedzieć, co się dzieje. Po chwili, nieco bardziej przygnębiony, wracam do muzyki. I myślę o tym, jak te dźwięki brzmi dzisiaj. Nie o tym dlaczego w ogóle warto tej płyty posłuchać, ale dlaczego ja chcę poświęcać swój czas na słuchanie tej muzyki, na słuchanie jakiejkolwiek muzyki – że o graniu nie wspomnę. Po chwili dźwięki znów mnie wciągają. I stopniowo pojawia się przekonanie, że słuchanie Coltrane’a, słuchanie dobrej muzyki w ogóle, jest teraz ważne. Bo po prostu mam nadzieję, że kiedyś wrócą takie czasy, kiedy kultura – i ta wysoka, związana ze sztuką, i ta osobista – znów staną się normą. A teraz między innymi dobra muzyka pomaga mi zachować właściwe punkty odniesienia. To ważne.
W tym miejscu, które w zasadzie mogłoby być punktem wyjścia do kolejnej refleksji, zostawię Państwa. I na koniec poproszę, żeby spróbowali Państwo znaleźć w tym tygodniu choć chwilę na Both Directions At Once. Albo na inną, dobrą płytę. Albo książkę. To ważne.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.