Katalog Jacaszka
Już w najbliższy czwartek (15.01.), w ramach gdańskiego festiwalu Dni Muzyki Nowej, Michał Jacaszek zaprezentuje materiał z albumu "Catalogue des Arbres". Album ten nie powstałby, gdyby nie talent i dźwiękowa wyobraźnia grupy Kwartludium. To zresztą nie pierwszy raz, gdy kompozytor świetnie dobiera sobie współpracowników.
Michał Jacaszek jest moim zdaniem artystą wyjątkowym. Do takiego wniosku nie dochodzę, słuchając tego, co nagrywa, ale tego, czego nie nagrywa. Już tłumaczę. W środowisku, które moglibyśmy określić „neoklasycznym” osiągnął bodaj najwięcej w Polsce. Biorąc pod uwagę dość niszowy charakter tej muzyki, „Treny” były po prostu hitem. Nie dość, że zebrały świetne recenzje, to jeszcze przyciągały ludzi na koncerty. Reakcje słuchaczy były zresztą jednoznacznie entuzjastyczne. Co objawiało się również imponującymi statystykami w Internecie, które – jak mniemam – przełożyły się choćby częściowo na sprzedaż krążka. Kameralne w zasadzie kompozycje Jacaszka podbiły serca fanów ambientu – nielinearnej, wyciszonej muzyki elektronicznej rozpływającej się w sonicznych plamach. Artysta z marszu stał się naszym Christianem Fenneszem, Ryuichim Sakamoto, a może nawet Brianem Eno. Kim tam chciał.
Zadanie ułatwiał fakt, iż „Treny” spotkały się z bardzo ciepłym przyjęciem zagranicą, a jak wiadomo nic tak bardzo nie działa na wyobraźnię polskich fanów jak pozytywna reakcja anglojęzycznego krytyka. Tutaj recenzent operował pod banderą najbardziej opiniotwórczego (czy tego chcemy czy nie) portalu świata – Pitchork.com, więc, niedopieszczony w tym zakresie, naród czuł się jak owego dnia roku 1978, gdy wybierano papieża. A jednak Jacaszek nie został papieżem. Nobliwym prorokiem czy też zasłużonym ekspertem w dziedzinie. I choć na Pitchforku się już nie pojawił, to wydaje mi się, że – od strony muzycznej – nie mógł podjąć lepszej decyzji.
Najlepszym tego przykładem jest wydana w ubiegłym roku płyta „Catalogue des Arbres” – moim zdaniem najciekawsza w katalogu artysty. Znany ze świetnego ucha do minimalistycznych, lirycznych melodii w duchu brytyjskiego minimalizmu czy muzyki filmowej (circa: Michael Nyman) Jacaszek powierzył swoje utwory awangardowej grupie Kwartludium. Razem podjęli zachwycający dialog z „Katalogiem ptaków” Olivera Messiaena. Celem było wyprowadzenie na pierwszy plan tego, co u genialnego Francuza stanowiło tło (szumu drzew i inne odgłosy środowiska, w którym rozlegały się słynne ptasie trele). W rezultacie kompozytor sięgnął po nagrania terenowe, rozpisał drone’y przypominające trzask smaganych wiatrem pni i wykorzystał niezwykłą wyobraźnię dźwiękową członków kwartetu. Powstałe w ten sposób utwory są bardziej gęste niż dotychczasowe dokonania twórcy. Abstrakcyjne, ale przecież wciągające mrocznym, enigmatycznym nastrojem.
Wychodząc poza ramy ilustracyjnej neoklasyki, Jacaszek przedstawił się jako kompozytor odważnie rozwijający swój język wyrazu. Artysta, którego nie można już zaszufladkować w pojemnej estetyce ambientu. Zaryzykuję stwierdzenie, że ta ewolucja nastąpiła (i następuje) również dzięki współpracownikom, do których Michał Jacaszek zawsze miał nosa. Zaczynając od końca, gdy zdecydował się komponować dla Kwartludium. Choć już wcześniej zapraszał do wykonywania swoich dzieł artystów o akademickim zapleczu, pamiętam, że ta akurat decyzja mocno mnie zaskoczyła. Nie sądziłem, że ktoś o tak o tak lirycznym języku zaryzykuje spotkanie z kwartetem awangardzistów. Rozbity pomiędzy Gdańsk, a Warszawę zespół specjalizuje się przecież w muzyce współczesnej i to tej naprawdę bezkompromisowej. Wśród wykonywanych przez niego utworów znajdują się kompozycje Stockhausena, Wolfa czy Cardew. Współpraca z Kwartludium jest wyzwaniem również ze względu na nietypowe instrumentarium (skrzypce, klarnet, pianino, instrumenty perkusyjne). Z drugiej strony ci muzycy dali się poznać jako artyści chętnie mieszający w stylistykach: Michał Górczyński gra w takich grupach jak Pole, Ircha czy Profesjonalizm; Paweł Nowicki współtworzy rockowe Kobiety, a Dagna Sadkowska występowała między innymi z Johnem Tilburym czy Axelem Dornerem. Obie strony nie bały się więc poszukiwać.
Artystą, który dotychczas mógł się kojarzyć z płytami Jacaszka był Stefan Wesołowski. Używam czasu przeszłego, bo od momentu wydania „Liebestod” postrzeganie tego kompozytora jako „współpracownika” byłoby po prostu krzywdzące. Muzyk odpowiadał za aranżacje smyczków oraz wokali na płytach „Treny” oraz „Pentral”. Na tej pierwszej sam grał na skrzypcach. W tym samym roku panowie współpracowali przy płycie Wesołowskiego („Kompleta”), gdzie Jacaszek odpowiadał za miksowanie materiału. Kompozytorów zbliża do siebie podobna filozofia. Autor „Liebestod” przyznaje, że obawiałby się zbyt długiego postoju na polu neoklasyki. Stąd w swoich poszukiwaniach sięga zarówno do klasyki (tytuł jego albumu odnosi się przecież do Ryszarda Wagnera), jak i współczesności (na płycie pojawiają się lekko zarysowane bity).
Jeszcze na studiach Jacaszek pisał muzykę, choć były to utwory niezbyt podobne do tych, z którymi kojarzymy go dziś. Przede wszystkim były to kompozycje bardzo melodyjne, wręcz popowe. Swój lekki charakter zawdzięczały między innymi wokalistce – Miłce Malzahn, która wychodzi na pierwszy plan albumu „Sequel”. Sama artystka ma na koncie jeszcze dwie płyty „Mapę” oraz udział w kompilacji „Verda Disco”, na którą napisała teksty wykonywane później w języku esperanto. Ponadto Malzahn jest uznaną prozatorką i prezenterką radiową. W ubiegłym roku ukazała się jej najnowsze powieść „Kosmos w Ritzu”. W ramach ciekawostki można zaznaczyć, że na płycie „Sequel” obowiązki gitarzysty pełnił znany popularny dziś Tomasz Organek.
Miłka Malzahn nie jest jednak jedyną współpracowniczką Jacaszka, którą charakteryzuje interdyscyplinarność. Tak jak bez Stefana Wesołowskiego, tak i bez Mai Siemińskiej nie sposób wyobrazić sobie „Trenów” i „Pentral”. Oboje wywodzą się zresztą ze środowiska związanego z gdańskim zakonem dominikanów. Wokalistka obdarzone wspaniałym, naturalnie kojącym głosem znana jest jednak przede wszystkim jako malarka. Wystawiająca swoje prace w galeriach całego świata artystka również w sferze wizualnej chętnie nawiązuje do tradycji, ubogacając ją własnym, dość eksperymentalnym spojrzeniem. Nie jest to z pewnością filozofia odległa Michałowi Jacaszkowi.
Na koniec warto wspomnieć o najbardziej medialnym projekcie z udziałem kompozytora. Michał Jacaszek odpowiada za elektroniczne brzmienia w trio, które współtworzy z Mikołajem Trzaską i Tomaszem Budzyńskim. Utwór „Moje dobro” ukazał się w ubiegłym roku na składance „Męskie Granie 2014”. Byłoby szkoda, aby ta – dość zaskakująca – współpraca zakończyła się już na tym etapie.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.