Dni Muzyki Nowej: Marcin Masecki i Stefan Wesołowski w gdańskim Żaku
Bardzo osobliwym pomysłem programowym rozpoczęła się wiosenna edycja Dni Muzyki Nowej w gdańskim Żaku. Trzeba mieć spore poczucie humoru, aby na otwarcie wydarzenia o takiej nazwie wybrać koncert muzyki Jana Sebastiana Bacha. Nie jest go pozbawiony także Marcin Masecki, który wykonał Die Kunst Der Fuge z pełną gracją inteligentnego dowcipu, a przy tym - całkiem na serio.
Słynna przewrotność warszawskiego pianisty, słyszalna na etapie płyty (o czym nie ma potrzeby pisać po raz kolejny) nie traci niczego w przełożeniu na sytuację żywego koncertu. Od samego początku w scenicznych poczynaniach Maseckiego: jego gestach, ruchach, sposobie gry było coś bardzo montypythonowskiego. Wyjście z garderoby z filiżanką, groteskowe odchylenie się do tyłu przed pierwszym uderzeniem klawisza, wystudiowana wytworność nonszalanckich ukłonów w zderzeniu z grą na niewielkim, mocno już wysłużonym pianinie (i to w sytuacji, gdy za plecami artysty stał dostojny Steinway) dały efekt zgoła frapujący, zwłaszcza, że gra ta sama w sobie była niezwykle elegancka.
Die Kunst Der Fuge nie jest grana często – Marcin Masecki przyznał, że jego dotychczasowe wykonania ich na żywo policzyć można na palcach jednej ręki. Nic w tym dziwnego, biorąc pod uwagę stopień skomplikowania wysublimowanej formy jaką jest fuga można być pewnym, że nawet najznakomitsi pianiści miewają z nią kłopot. Tym większą okazją było usłyszenie cyklu w Gdańsku. Dzięki przejrzystej technice Maseckiego stosunkowo łatwo było prześledzić zawiłe ścieżki kontrapunktowych linii melodycznych, choć istotnie wymagało to sporego skupienia, zwłaszcza od tych spośród słuchaczy, którzy z kusztem fugi zetknęli się po raz pierwszy. Dla nich ta muzyka rzeczywiście była nowa, i doświadczenie odpatynowanego dzieła miało z pewnością swoją wagę, dopełniającą się wraz z opadaniem na deski sceny kolejnych partytur. Świeży powiew, którego nabrała Sztuka Fugi w wykonaniu Marcina Maseckiego daje asumpt do twierdzenia, że muzyka w istocie się nie starzeje, a czasami wymaga jedynie wpięcia w inny kontekst.
Drugi z piątkowych koncertów stanowiła prezentacja studium projektu Woodwinds Madrigals Stefana Wesołowskiego. Materiał zagrany na komputer, fortepian i kwartet dęty już teraz można ocenić jako wysoce obiecujący. Muzyka, znów zderzająca nowoczesną technikę (i, tym razem – współczesną kompozycję) ze starym, klasycznym instrumentarium zbudowana była przez ciepłe, harmoniczne przestrzenie tworzone przez powtarzane frazy klarnetów i (rzadko używanych) fagotów, od których odbijał się elektroniczny bit. Połączenie brzmiało jednak zaskakująco naturalnie i spójnie, refleksyjny, lecz w żaden sposób nie nużący charakter tej muzyki wprowadził urokliwy nastrój, i szkoda tylko, że wszystko trwało nieco ponad pół godziny. „Cieszę się, że mogę wam to zagrać, bo wiem, że jesteście bardzo życzliwi” - wyznał siedzący za fortepianem lider zespołu, tym razem występujący bardziej jako kompozytor i dyrygent. Oczywiście, że jesteśmy, bo jak można nie być życzliwym twórczości na wysokim poziomie? Czekamy na jeszcze, materiał Woodwinds Madrigals zapowiadany jest dopiero na rok przyszły, ale kolejny z Dni Muzyki Nowej już jutro!
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.