Graj, jak z nut! – czyli o reformie w szkołach muzycznych

Zdjęcie: 

Wobec edukacji muzycznej w Polsce można mieć wiele zarzutów. Za długa, za ogólna, zbyt odtwórcza, za mało praktyczna. Jeśli coś funkcjonuje źle, należy to zmienić – to naturalna kolej rzeczy. W kwestii szkolnictwa rewolucja jest dość ryzykowna, zaproponowano więc metodę „małych kroczków”. W 2014., w szkołach muzycznych, w Polsce obowiązywać zaczęła reforma. Kilka słów o tym dlaczego ją wprowadzono, na czym polega i dlaczego niemożliwe jest sprawdzenie jej efektywności.

Droga edukacji muzycznej w Polsce nie uchodzi za specjalnie skomplikowaną; składa się z trzech szczebli. Na samym starcie mamy wybór: OSM (Ogólnokształcąca Szkoła Muzyczna) - szkoła dzienna, która pomiędzy lekcjami przyrody, matematyki (i oczywiście religii) w planie ujmuje m.in. kształcenie słuchu i grę na instrumencie, lub PSM (Państwowa Szkoła Muzyczna) – tak zwana „popołudniówka”. Szkoły muzyczne I stopnia trwają sześć lat (w przypadku PSM, przy podjęciu nauki w późniejszym wieku istnieje wariant 4.letni). Następnie, szkoły muzyczne II stopnia: przeznaczone dla starszych dzieciaków, trwają 6 lat (wydział instrumentalny), lub 4 lata (wydział wokalny; możliwy do realizacji, tylko w szkole popołudniowej). Ostatnim szczeblem są uczelnie wyższe: Akademie i Uniwersytety Muzyczne. W kształceniu przyszłych muzyków kluczowe znaczenie ma jednak nie Akademia Muzyczna, która pozwala sprecyzować ścieżkę zainteresowań muzyka, lecz Szkoła Muzyczna I i II stopnia. Szkoła Muzyczna I stopnia często traktowana jest jako rozszerzenie muzycznych zainteresowań dziecka, prestiżowe hobby dla zdolnych dzieci, z dobrych rodzin. Decyzję o przystąpieniu do egzaminów wstępnych za siedmiolatka podejmują rodzice; dzieci natomiast nie do końca świadomie kroczą wyznaczoną ścieżką, często nie zastanawiając się nawet nad istotą całego przedsięwzięcia. Inaczej sprawa ma się w II stopniu. 12. latek wie już, czy chce nadal rozwijać swoje muzyczne pasje, wie co sprawia mu przyjemność i w jaki sposób chce spędzać wolny czas. Dlatego też, to w szkołach muzycznych II stopnia zapadają decyzje, do którego „sortu artysty” ,w przyszłości zaliczać się będzie utalentowana jednostka. Liczne raporty i badania pokazują, że ponad 50% uczniów szkół muzycznych II. stopnia rezygnuje z kształcenia, rzucając szkołę muzyczną.* Przyczyny są oczywiście rozmaite, jednak jako flagowe wymienia się: za dużą ilość teoretycznych zajęć, brak możliwości uczestnictwa w jakichkolwiek innych zajęciach pozalekcyjnych niż muzyka (brak czasu, a przede wszystkim zastrzeżenia nauczycieli instrumentów), złe relacje z nauczycielami od instrumentu, a także brak możliwości wyrażania siebie poprzez muzykę. Takie rezygnacje to oczywiście olbrzymie straty finansowe dla instytucji (szkoły, a także państwa), jednak przede wszystkim straty w wymiarze psycho-społecznym (młodzież jest często na stałe zniechęcona do muzyki, w szkołach natomiast, przeżywa trudny czas, wywołany licznymi niepowodzeniami i ciągłym rozczarowaniem). Jak więc przeciwdziałać tym tendencjom? Co ma na nie wpływ? Jak sprawić by nauka w szkołach muzycznych była bardziej rozwojowa i przede wszystkim przyjemniejsza?

Z odpowiedzią na te pytania wychodzą autorzy licznych raportów na temat jakości szkolnictwa muzycznego w Polsce (dr Małgorzata Chmurzyńska, prof. Zofia Konaszkiewicz). To między innymi ich obserwacje i wnioski, pośrednio posłużyły niegdyś Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego (pod które podlegają szkoły artystyczne) do wprowadzenia reformy w szkolnictwie muzycznym. Reforma weszła w życie we wrześniu 2014, a jej główne założenia to skupienie się na rozwoju umiejętności gry zespołowej u dzieci od najmłodszych lat, większej autonomii dyrektorów placówek, lepszej korelacji przedmiotów, większej ilości zajęć praktycznych, a także możliwości wyboru poszczególnych zajęć podług zainteresowań ucznia. W szkołach muzycznych II stopnia wprowadzono trzy moduły: ogólnomuzyczny, słuchowy i praktyczny. W ramach każdego z nich uczeń na początku roku musi wybrać po dwie godziny. Zajęcia w poszczególnych modułach ustalane są przez grono pedagogiczne, jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego. W dysponowaniu godzinami, uwzględniane są indywidualne zdolności nauczycieli, ich zainteresowania i pomysły na przeprowadzanie zajęć. I tak, w PSM II stopnia w Gdańsku – Wrzeszczu uczniowie do wyboru mają m.in.: kształcenie słuchu harmonicznego, czytanie nut głosem, historię musicalu i opery, czy kształcenie pamięci muzycznej. Oprócz tego realizowany jest moduł praktyczny. W przypadku pianistów są to lekcje improwizacji fortepianowej, które jak można się domyślić cieszą się sporym zainteresowaniem wśród młodzieży. Moduły i indywidualny program nauczania dla każdej szkoły, to nie jedyne zmiany. Zmniejszeniu uległa liczba godzin zajęć teoretycznych (wycofanie form muzycznych i literatury muzycznej), upraktycznienie zajęć harmonii (więcej ćwiczeń przy fortepianie, mniej pisania tak zwanych ćwiczeń czterogłosowych). Kolejnym wyjściem naprzeciw uczniowskim oczekiwaniom, jest możliwość wyboru przedmiotu zdawanego na egzaminie dyplomowym. Dotychczas, wszyscy, obligatoryjnie musieli mierzyć się z obszerną historią muzyki. Teraz uczniowie mają wybór: historia, kształcenie słuchu, lub harmonia praktyczna.

 

Wprowadzone zmiany cieszą się dużym uznaniem wśród młodzieży, nauczyciele również wydają się otwarci na propozycje Ministerstwa. Nic dziwnego, w końcu reforma ma na celu zmianę myślenia o szkołach muzycznych, jako o kuźniach solistów, wielkich rzemieślniczych ośrodkach, w których sprawność palców jest przedkładana nad zdolności interpretacyjne i pomysłowość w podejściu do wykonywanej muzyki. Dotychczas, w szkołach muzycznych dominowało odtwórstwo, rodzaj twórczego upośledzania młodych ludzi. Wprowadzona w 2014 roku reforma ma na celu otworzyć głowy aspirujących muzyków, wykrzesać z nich osobowość, ukierunkować muzyczne zainteresowania, a także skupić się na praktyce wykonawczej, choćby przez zminimalizowanie przywiązania do grania z nut. Obecnie dochodzi do kuriozalnych przypadków, gdzie uczniowie po 12 latach nauki gry na fortepianie nie potrafią w ogóle improwizować, zharmonizować kolędy, zagrać „sto lat”. Kiedy zabiera się im sprzed oczu nuty, momentalnie przestają grać. Co dopiero mówić o pisaniu własnej muzyki, reinterpretacjach wielkich dzieł, komponowaniu, a nawet rozumieniu muzyki...

Przeciwnicy reformy zarzucają jej chaotyczność i zbytnie rozwarstwienie w nabywanym wykształceniu. Kolejnym argumentem przeciwników są rzekome sprzeciwy nauczycieli, którzy nie są przygotowani na wprowadzone zmiany. Ale to znowu tylko teoria. Podczas przygotowań do tego artykułu nie spotkałam się z żadnym nauczycielem, który byłby przeciwny wprowadzonym zmianom.

 

Mam jednak świadomość, że w szkołach muzycznych, niestety nadal często mamy do czynienia z typowymi belframi starej daty (praktyki takie jak zrzucanie klapy od fortepianu, podczas pomyłki młodego pianisty, czy walenie nutami po głowie, gdy uczeń nie gra utworu na pamięć, nadal w wielu szkołach muzycznych są na porządku dziennym). Z pewnością Gross owych „belfrów” nie chce rezygnować ze swoich przekonań i utrwalanych przez lata wzorców nauczania, a więc są przeciwni wprowadzonym zmianom. Ta sama grupa, która sprzeciwia się reformie, w wysokim procencie rezygnacji uczniów z dalszego kształcenia w szkołach muzycznych, upatruje niedostateczną zdolność młodych, do wykonywania muzyki. Ta grupa nauczycieli uważa młodzież za nieprzystosowaną do nauki, butną i niezdolną. Sobie nie zarzucają natomiast ani braków wiedzy merytorycznej, ani pedagogicznej, czy psychologicznej. Z ciekawszych faktów, warto zaznaczyć, że 40 % nauczycieli w szkołach muzycznych uważa, że program wykonywany przez ucznia nie musi mu się w ogóle podobać.* Również 40% uważa, że już w pierwszych latach nauki uczniowi należy zakomunikować, że nauka gry na instrumencie to nie zabawa, lecz żmudna praca.* Można się tylko domyślać, z jakim nastawieniem ci sami respondenci podchodzą do zagadnień takich jak „interpretacja”, „poszerzanie granic”, „wybór”, „przyjemność z muzyki”, „autonomia ucznia”, czy „urozmaicone zajęcia”.

Jakby zmian było mało, już teraz, w środowisku chodzą pogłoski, że ze względu na „rządowe zawirowania” reforma ma ulec wygaśnięciu. Jak widać, „dobra zmiana” dosięgnęła nawet departament ds. szkolnictwa artystycznego i edukacji kulturalnej. Żeby było jeszcze bardziej chaotycznie: uczniowie, którzy zaczęli realizować program reformy, nadal będą kontynuować ten tok nauczania, natomiast nowi uczniowie, od roku 2016/17 pójdą dawną ścieżką. Na razie to tylko niepotwierdzone plotki, ale większość zainteresowanych ze zdenerwowaniem oczekuje oficjalnych informacji dotyczącej cofnięcia reformy.

Na razie trudno oceniać efekty reformy, która została dopiero wprowadzona (ba! prawdopodobnie zostanie cofnięta). Na jej żniwa należałoby poczekać co najmniej 12 lat (cykl trwania edukacji w I i II stopniu). Co innego z oceną samej inicjatywy. Mam wrażenie, że wszelcy przeciwnicy reform często zapominają o najważniejszym: kto ma zyskać na wprowadzonych zmianach. Rozważmy przypadek omawianej reformy. Dla czyjego dobra została wprowadzona? Nauczycieli? Ministerstwa? Dyrektorów? Kadrowych? Nie. Dla dobra uczniów. Szkoda więc, że inicjatywa, która z założenia miała uatrakcyjnić wizję nauki w szkole muzycznej, otworzyć głowy młodym muzykom i sprawić, że zgłębianie tej pięknej dziedziny stanie się dla nich czystą przyjemnością, z powodów bliżej nieokreślonych (może po prostu chodzi o kolokwialne „widzi mi się” grupy decyzyjnych osób) prawdopodobnie zostanie odwołana.

*Raport o stanie szkolnictwa muzycznego I stopnia, Diagnozy, problemy, wnioski modelowe red. W. Jankowski, Instytut Muzyki I Tańca, Warszawa, 2012