10 powodów, dla których zapamiętam rok 2015: Marta Jundziłł
Nie miałam problemu z wyborem swoich ulubionych jazzowych wspomnień z roku 2015. Może to kwestia mojego debiutu w tworzeniu tego typu rankingu, może zaś wyjątkowości minionego roku. Jakkolwiek to babskie i sentymentalne stwierdzenie: cieszę się, że mogłam to wszystko przeżyć i przez cały rok 2015 dawkować sobie jazzowe wrażenia, wywołujące na przemian podekscytowanie, odprężenie i nierzadko autentyczne wzruszenie.
Kamasi Washington - „The Epic”
Blisko trzy godziny rasowego i świadomego, szeroko pojmowanego współczesnego jazzu. Album prawdziwie epicki, zaskakujący, interesujący i dopracowany. A w dodatku to debiut! Trwa trzy godziny, w jego nagranie zaangażowany jest chór (!), wokaliści, rzesza muzyków jazzowych i sekcja smyczkowa. Album podzielony jest na trzy części. Nie stanowią one jednak tematycznych rozdziałów. W każdej z nich odnaleźć można różnorodność: muzykę filmową, (melodyjny (ale nie banalny) pop, awangardę, neo bop, a także aranżacje słynnych standardów muzyki jazzowej (wokalne Cherokee) i impresjonistycznej (Clair de Lune - Debussy’ego). Pomysłów na tej płycie jest tyle, że Kamasiego Washingtona niebezpodstawnie można by posądzić o rozszczepienie osobowości. Ale ta dzika różnorodność jest największym atutem albumu „The Epic”, który w moim mniemaniu zasłużył na tytuł najlepszego jazzowego debiutu roku 2015.
Sopot Jazz Festival
Jubileuszowy, piąty festiwal organizowany przez Adama Pierończyka. Tegoroczny odznaczał się wyjątkową spójnością. Zgadzało się tu wszystko: malowniczy Sopot, nieprzegadana konferansjerka Artura Orzecha, kulminacyjne momenty podczas każdego z czterech, listopadowych wieczorów, dobranie scen do wykonywanej muzyki (kameralna scena Teatru Wybrzeże, klimatyczny SPATiF, wielka Sala Konferencyjna w hotelu Sheraton), a także kompilacja artystów. Ci byli co prawda geograficznie i pokoleniowo zróżnicowani, łączył ich jednak fundamentalny dla jazzmanów mianownik — swoboda improwizacyjna i zaangażowanie wykonawcze. Najbardziej w pamięci utkwił mi przepiękny koncert Nikoli Kołodziejczyka i jego Barok Progresywny, zaprezentowany w Sopocie jako prapremiera, a także finałowy występ Ambrose Akinmusire — młodego, wywrotowego trębacza ze Stanów, który pomimo występu w kwintecie, egoistycznie zawłaszczył sobie całą uwagę publiczności, wprowadzając ją w ponad godzinny, muzyczny trans.
Jazz na Pomorzu
Pochodzę z Gdańska i odkąd interesuję się muzyką, zawsze żyłam w nieprzyjemnym poczuciu, że Pomorze jest nieco upośledzone w tworzeniu muzyki jazzowej. Nawet najwięksi trójmiejscy wyjadacze, byli bowiem zjadani na śniadanie przez absolwentów Akademii Muzycznych z południa Polski. Mam wrażenie, że miniony rok wreszcie, zdecydowanie zakończył tę erę nadmorskiego opóźnienia. W 2015 powstało bowiem wiele projektów, płyt i inicjatyw, które absolutnie w niczym nie ustępują słynnym katowickim produkcjom. Na uwagę zasługuje wydana w roku 2015, płyta „Gravity” zespołu Quantum Trio (Michał Ciesielski- saksofony, Kamil Zawiślak- fortepian, Luis Mora Matus- perkusja). Odważne instrumentarium (sekcja bez basu), w połączeniu z wyobraźnią kompozytorską (niektóre utwory, choć oparte na prostych motywach, nawet przez chwilę nie ocierają się o banał) daje nam naprawdę smaczny, niebanalny album.
Kolejny godny zapamiętania debiut to Algorythm i płyta „Segments” - melodyjna, świeża muzyka tworzona przez młody kwintet, znana jest doskonale w całym Gdańsku, bowiem panowie z Algorythm (Piotr Chęcki – saksofon, Emil Miszk – trąbka, Szymon Burnos – piano, Krzysztof Słomkowski – kontrabas, Sławek Koryzno – perkusja) regularnie koncertują ze swoim autorskim materiałem, grając i jamując w gdańskich pubo-kawiarniach. Jazz na żywo, dostępny w Gdańsku nawet kilka razy w tygodniu, oczekiwany przez tłumy młodych ludzi — to kolejne ciekawe zjawisko, które bardzo cieszy.
Nie tylko debiutanci w 2015 roku popisali się zmysłem twórczym. Pod koniec roku ukazała się druga płyta młodego tria Michała Ciesielskiego (dla odmiany — pianisty) - Confusion Project „The Future Starts Now”. Wszystkie kompozycje zostały stworzone przez lidera zespołu (z wyjątkiem coltrane’owskiego „Moment’s Notice”), są bardzo refleksyjne i prostolinijne, nie brakuje tu jednak charakterystycznego poczucia humoru i nieco zawadiackiego, szelmowskiego pojmowania muzycznej frazy (Status Quo).
To oczywiście, nie wszystkie trójmiejskie projekty, które chciałabym, choć pokrótce opisać. Cieszę się jednak, że tendencja idzie w tę stronę i że w Trójmieście zdecydowanie jest o czym się rozwodzić i czego słuchać. Z pewnością przemawia przeze mnie subiektywny lokalny patriotyzm, ale napędzany obiektywną radością, że na co dzień mogę obcować z rzeszą młodych uzdolnionych muzyków.
Kamil Piotrowicz Quintet
A jeśli już mowa o młodych, zdolnych, to na fali entuzjazmu spowodowanego projektami z północy Polski, nie mogłabym pominąć debiutu 23.letniego kompozytora, pianisty i aranżera — Kamila Piotrowicza. Kamil zebrał najlepszych muzyków z gdańskiej Akademii Muzycznej po to, by stworzyć projekt nad wyraz dojrzały, silnie osadzony w realiach współczesnego jazzu – album „Birth”.
Kamil Piotrowicz Quintet, oprócz utalentowanego lidera, autora wszystkich kompozycji zebranych na płycie (z wyjątkiem „Footprints” Wayne’a Shortera) tworzą: Piotr Chęcki (saksofon), Emil Miszk (trąbka), Michał Bąk (kontrabas) i Sławek Koryzno (perkusja). Na płycie słychać kompilacje zabiegów kompozytorskich muzyków najwyższej klasy, z różnych kręgów: m.in. Marii Schneider, Wayne’a Shortera i Krzysztofa Komedy. Na szczęście, w wykonaniu KPQ nie jest to odtwórcza bezmyślność, lecz ponowne odczytywanie i wyciąganie muzycznej esencji. To bardzo emocjonalna i dopracowana brzmieniowo płyta. Na wysokim poziomie wykonawczym, na najwyższym poziomie interpretacyjnym.
Maria Schneider Orchestra - „The Thompson Fields”
W tym akapicie, nie trzeba pisać wiele. Uwodzicielska i kojąca płyta orkiestry Marii Schneider — „The Thompson Fields", to w moim odczuciu najbardziej kojący album, wydany w minionym 2015 roku. Nie ma tu żadnych zaskoczeń, wywrotowych rozwiązań i innowacyjności. Jest Maria Schneider: jej klasa, kompozytorska elegancja i szykowność brzmienia, prowadzonego przez mistrzynię ensemble’u. Muzyka choć kojąca, nie jest tu przegadana, kompozycje choć rozbudowane, nie nudzą się nawet po 50. przesłuchaniu, rozwiązania harmoniczne choć skomplikowane, zawsze są czytelne i zrozumiałe. To album zdecydowanie impresyjny, przepięknie ilustrujący obrazy z dzieciństwa kompozytorki (tytułowa farma Thompsona). Nie ma wątpliwości, że w tych kompozycjach Maria oprócz jazzowego sznytu, perfekcyjnych opracowań i bogactwa brzmienia, ukryła też swoją uczuciowość, sentyment i wrażliwość na piękno, otaczającego świata.
Hiatus Kaiyote, a właściwie Nai Palm
Konsekwentnie uwzględniając kobiecy pierwiastek, w tym zestawieniu nie mogę pominąć dorobku wokalistek, Nie wspomnę tu jednak o Dianie Krall, Dianne Reeves, czy innej wielkiej jazzowej divie. Mało która z nich mnie obecnie przekonuje, po prostu im nie wierzę. Ale nie o tym chcę się rozwodzić. Wokalistką, która w 2015. kompletnie wcisnęła mnie w fotel, jest Nai Palm — liderka neosoulowej grupy Hiatus Kaiyote. Australijka śpiewa z denerwującą manierą, od której po prostu nie da się oderwać. Jej głos jest nieco chropowaty, zdecydowanie niedoskonały, załamujący się, emocjonalnie naszpikowany, bardzo prawdziwy.
W tym roku ukazał się drugi album Hiatus Kaiyote - „Choose Your Weapon”. Płyta jest określana jako flagowy przykład nurtu zwanego „future soul”. Choć brzmi to więcej niż szumnie, z uwagi na brzmieniowe bogactwo, fuzję wpływów i inspiracji (r&b, soul, jazz, neosoul, rap, chillout, nu jazz, electro) twórczość Hiatus Kaiyote zdecydowanie może nasuwać skojarzenie z muzyką przyszłości. Oby wszystkie wokalistki szły w tym kierunku.
Otwarcie Narodowego Forum Muzyki
Cztery sale koncertowe, mieszczące blisko 3 tysiące osób, studio nagrań, sale prób, nowoczesna architektura - monumentalny budynek, w centrum Wrocławia. Narodowe Forum Muzyki zdecydowanie robi wrażenie. Oddany do użytku we wrześniu 2015 kolos, to akustyczny majstersztyk (nie tylko izoluje dźwięki z zewnątrz, ale także w zależności od wykonywanego repertuaru umożliwia mechaniczne różnicowanie akustyki). Wszystko po to, by niezależnie od rodzaju muzyki (chóralistyka, pianistyka, jazz, muzyka ethno), jakoś dźwięku zawsze była na najwyższym poziomie. W NFMie odbył się już Jazztopad 2015, a planowane na 2016 rok koncerty, uwzględniają takich artystów jak: Wynton Marsalis, Dave Holland, czy Brad Mehldau. Od września 2015, w Polsce zdecydowanie jest GDZIE posłuchać dobrej muzyki.
Jazz Jantar
Choć w tym roku, nie mogłam wysłuchać wszystkich jazz jantarowych koncertów, to nie wyobrażam sobie niniejszego zestawienia bez napomknięcia o gdańskim Żaku, sali Suwnicowej, rosnącej popularności Jazz Jantaru i gwiazdach tegorocznego festiwalu: brawurowy kwartet Marka Turnera, James Farm, Aaron Goldberg Trio, Samuel Blaser, Atomic otwierają długą listę zagranicznych gości, którą dopełniła delegacja z Polski: Anna Gadt, kwartet Macieja Obary i zespół HoTS. Dzięki Jazz Jantarowi, Gdańsk wpisuje się na listę miast organizujących najciekawsze jazzowe wydarzenia w Polsce. Listopadowe wieczory bez koncertów w Żaku, są dziwnie niepełne i ciągną się w nieskończoność.
Avishai Cohen
Na koniec, wątek niemal osobisty: historia spontanicznej imprezy z Avishaiem Cohenem. Po udanym, majowym koncercie w Muzeum Historii Żydów Polskich, na którym Avishai Cohen promował swoją najnowszą (bardzo udaną) płytę: „From Darkness”, wraz ze znajomymi namierzyliśmy kontrabasistę, aby przeprowadzić z nim standardowy, dziękczynny dialog na linii: artysta- fan. Na jej zakończenie, jeden z nas — trochę dla żartu i picu, zapytał Avishaia czy nie miałby ochoty spędzić z nami (piątką studenciaków z Gdańska) wieczoru.
Avishai Cohen niewiele myśląc odpowiedział „Yeah... why not?” i zaprosił nas do pobliskiej restauracji. Cały wieczór poruszaliśmy około muzyczne tematy, choć przewinęło się również kilka wątków filozoficzno- życiowych. Spontaniczność, naturalność i szczerość całego epizodu sprawiają, że tę kilkugodzinną kolację postrzegam jako moje ulubione wydarzenie jazzowe, roku 2015. Duże wrażenie zrobiła na mnie chęć interakcji Avishaia z garstką młodych ludzi z Polski. Nie występowałam tam przecież w roli szanowanej redaktorki (do której pojęcia usilnie pretenduję) przeprowadzającej wywiad, ale jako młoda dziewczyna, która po prostu kocha muzykę i wraz z przyjaciółmi przyjechała na koncert tria Avishaia Cohena.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.